Komentarze
Jak rozpętałam aferę podsłuchową

Jak rozpętałam aferę podsłuchową

Dawno, dawno temu, czyli w czasach niemalże zamierzchłych, kulturoznawca i folklorysta Roch Sulima zadał nam, wówczas studentom polonistyki UW, pracę.

Należało znaleźć kogoś z folkloru, czyli człowieka, który posługiwał się gwarą, i przeprowadzić z nim wywiad. Daleko nie musiałam szukać - padło na moją osobistą, prawie 90-letnią babcię, która gwarę miała opanowaną w stopniu - można rzec - najwyższym.

Żeby się nie przemęczać, postanowiłam ją nagrać. Okazało się to jednak nie takie proste. Najpierw z powodu mizernego dostępu do sprzętu nagrywającego. Trzeba bowiem pamiętać, że we wzmiankowanych czasach dostępny był głównie magnetofon szpulowy, który z oczywistych względów nie mógł być użyty. Babcię bowiem należało podejść, czyli nagrać z zaskoczenia. Po trudach i znojach weszłam więc w posiadanie (pożyczonego na parę dni) nagrywacza kasetowego, który – jako zdecydowanie mniejszy – wydawał się łatwiejszy do zastosowania w misternym planie. Magnetofon – żeby mógł nagrać – musiał być postawiony blisko mówiącego, a babcia – jakby domyślając się spisku – była czujna. Kiedy usiadłam obok niej ze sprzętem, zaczęła o niego wypytywać. Skłamałam, że to radio, i że muszę je trzymać na kolanach, bo jest bardzo cenne, a tylko tak mogę je ochronić. Nie bardzo uwierzyła, ale powodowana ciekawością dała się wciągnąć w rozmowę. Prawdopodobnie w ramach popisania się „cudem techniki” odtworzyłam jej, co zostało nagrane. W geście desperacji chwyciła się za głowę i kategorycznie zażądała usunięcia z taśmy swojego przekazu. Z wiadomych względów nie mogłam tego zrobić, ale solennie obiecałam i nawet „zademonstrowałam” usuwanie. Babcia jednak straciła do mnie całe zaufanie i kiedy tylko siadałam obok niej, demonstracyjnie sznurowała usta. Jedyne, co powiedziała, to że takiej plotkary i takiego zmyślacza jak żyje nie widziała. Mało tego, zawstydziła się swojej gwary (jakby to poszło, nie daj Boże, do ludzi?!) i do końca mojego pobytu w domu mówiła już tylko „szlachetnie”. A ja – ujawniłam nagranie na zajęciach z kulturoznawstwa. Babcia dostała gromkie brawa, ja piątkę, taśma zaś trafiła do zadowolonego z folklorystycznej perełki badacza.

I to mógłby być koniec – nawet przecież optymistyczny – tej opowieści, gdyby nie… No właśnie – gdyby… Gdyby po wielu latach do Michnika nie przyszedł Rywin… Michnik – jako sprytniejszy ode mnie – ukrył sprzęt bodajże w regale. No a dalej to już poszło jak z płatka. A w zasadzie z pluskwy. Na „Sowie & Przyjaciołach” wcale nie musi się kończyć. Bo przecież i nowi ministrowie mają swoje taśmy. Nie ma się co dziwić – technika idzie do przodu, to i rozmowy hurtowo się nagrywa. Nawet spotkania w zaciszu cmentarzy nie wydają się dziś bezpieczne.

Na skutek wszechobecnych podsłuchów nie tylko świetnie się zapowiadające, ale i już rozwinięte kariery upadają, rządy się rozpadają, zwykły człowiek się boi. A wszystko moja wina. 🙁

Franek Dolas nieświadomie rozpętał II wojnę światową, a ja – też przecież niechcący – położyłam podwaliny pod przemysł podsłuchowy.

Babcia mi wybaczyła. Ale czy historia – historia też mi zechce kiedyś wybaczyć?

Anna Wolańska