Pełzająca apokalipsa
Jak przystało na internet, anonimowy człowiek stwierdza, że B. Komorowski rozpoczął swoją pracę od walki o usunięcie krzyża sprzed pałacu Namiestnikowskiego, a zakończył podpisaniem ustawy o zapłodnieniu pozaustrojowym, jednej z najbardziej liberalnych w Europie.
Można powiedzieć, że jest w tym duża dawka prawdy. Równia pochyła, po której stacza się to, co jeszcze od biedy można nazwać cywilizacją europejską, ujęta została w pigułce. Negacja zasadniczych dla chrześcijaństwa wartości wcześniej czy później kończy się negacją samego człowieczeństwa. Przykładem może być chociażby jeden z ostatnich pomysłów ministra brytyjskiego rządu, który zaproponował, aby w nauczaniu etyki nie odwoływać się do argumentów mających podstawy w religiach, by w ten sposób zachować jedność społeczeństwa. Powie ktoś: pomysł zacny, bo rugujący z przestrzeni publicznej kwestie sporne, jałowe, dzięki czemu będzie można debatować nad wszystkim. Być może tak, ale wówczas należy postawić zasadnicze dla istnienia człowieka, jako było nie było istoty racjonalnej, pytanie o rolę prawdy w społeczeństwie. Dominująca w mentalności współczesnych koncepcja wolności rozumianej jako możliwość robienia wszystkiego, o ile nie wchodzę na teren cudzej wolności, zakłada wyrzucenie prawdy poza kompetencje i możliwości człowieka. Pozostaje wówczas tylko gra opcjami (rozumianymi jako mniemania i opinie), co niezbyt dobrze się kończy.
Milion to tylko statystyka
Pewien przykład zza oceanu być może pokaże sprawę w dokładniejszy sposób. Otóż w ostatnim miesiącu w mediach społecznościowych pojawiły się dwie informacje, które zajęły internautów w dość odmienny sposób. Pierwszą z nich było doniesienie o polowaniu w Zimbabwe. Myśliwy, chcąc zapewne dołączyć do swoich trofeów skórę lwa, zapłaciwszy uprzednio władzom owego państwa odpowiednią sumę pieniędzy według oficjalnej taksy, nie wykazał się jednak w czasie bezpośredniej konfrontacji ze zwierzęciem zbytnią umiejętnością strzelecką. Zranione zwierzę uciekło, jednakże rana okazała się śmiertelna. Lew, nazwany przez bywalców sieci czułym imieniem Cecil, padł po kilkunastu godzinach. Internet zawrzał świętym oburzeniem na owego myśliwego, a propozycje działań wobec niego najczęściej oscylowały wokół propozycji zastrzelenia go w podobny sposób. Święte oburzenie można jeszcze zrozumieć. W końcu wrażliwość na los zwierząt w dobie rozbuchanej działalności wszelkiej maści greenpeace’ów ma znamiona ogólnoludzkiej epidemii nie do końca racjonalnie uzasadnionej, czy też spójnej logicznie. Zestawienie jednak z ciszą, jaka zapanowała wokół drugiej informacji, pokazuje kuriozalność litości nad przedstawicielem gatunku królewskiego wśród zwierząt. Ujawniono w niej nagranie wypowiedzi (zresztą już całkowicie niedostępnej w internecie po interwencji zainteresowanej organizacji) jednej z prominentnych amerykańskich działaczek organizacji zajmującej się promowaniem szerokiej dostępności zabijania dzieci nienarodzonych – Planned Parenthood. Kobieta przy kieliszku wina opowiada o sposobie takiego zabijania dzieci w łonach matek, aby nie zniszczyć niektórych organów płodu, dzięki czemu będą one potem dostępne na rynku jako towar na przeszczepy. Co więcej, owa pani oświadcza dość spokojnie, że lekarze aborcjoniści są przez tę organizację szkoleni do takiego postępowania, gdyż zapewnia to możliwość dofinansowania organizacji i tak obficie ciągnącej z kasy państwowej. Ta informacja, jak zauważyłem, zainteresowała jedynie obrońców życia nienarodzonych. Inni omijali ją dość szerokim łukiem. Nie odnotowałem interwencji Amnesty International, która wcześniej dość silnie reagowała na chociażby przypadki handlu organami pobranymi od skazanych na śmierć więźniów chińskich. Śmierć lwa Cecila porównana została do zabicia istoty ludzkiej oraz do ofiar hitlerowskich w obozach śmierci. Nad milionami uśmierconych ludzi w łonach matek zapadła kurtyna milczenia.
Przemoc państwowa
Innym dość ciekawym przykładem, który może zilustrować nie agonię, ale rozkład trupi cywilizacji europejskiej, ufundowanej na chrześcijaństwie, jest pewne porównanie związane z interwencją państwa w rodziny. Jeden z europosłów zwrócił uwagę na fakt, że sądy, odbierając dzieci rodzicom, zazwyczaj w uzasadnieniu podają zagrożenie patologią. Jednak, jak twierdzi ów przedstawiciel narodu, nie odnotowano na przykład zabrania dzieci chociażby skazanym gangsterom, mimo iż zagrożenie patologią (chociażby poprzez wychowanie w konkretnym środowisku, dla którego wendeta jest świętością) jest większe niż w przypadku zagrożenia muszkami owocówkami. Przy czym owo „zagrożenie patologią” i jego stopień ocenia ta sama władza, która podejmuje decyzję o odebraniu dzieci rodzicom, a nadto nie istnieje żadna definicja owego „zagrożenia”. Oznacza to dowolność urzędnika państwowego, który związany jest jedynie „własnymi mniemaniami i osądami”. Ponadto warto rozważyć pewien przykład. Wyobraźcie sobie Państwo pewną jednostkę samorządową. Organ zajmujący się pomocą rodzinie otrzymuje od państwa odpowiednią sumę środków finansowych na przeszkolenie rodzin do bycia rodzinami zastępczymi. Jedną z zachęt do wejścia w ten program stanowi misja pomocy dzieciom, ale kwestia finansowa nie jest tylko poboczną. Można więc potraktować owo szkolenie jako przygotowanie do wykonywania zawodu. Po szkoleniu jednak okazuje się, że w danej jednostce samorządowej nie ma dzieci, które można przekazać rodzinom zastępczym, a więc nie otrzymają one żadnej finansowej dotacji od państwa. Cóż więc robić, by cały plan nie okazał się papierową fikcją urzędasów? Trzeba znaleźć dzieci. Najłatwiej w rodzinach o niskich dochodach, wielodzietnych, wśród bezrobotnych itp. Gangsterów nikt nie ruszy. Powodem może być np. otyłość matki lub niezapłacenie 10 zł na komitet rodzicielski w szkole. A że może to przypominać handel? W końcu nikt tego jeszcze nie udowodnił.
A my na to: pitu, pitu?
Podejścia do zagadnień cywilizacyjnych nie zmieni się z dnia na dzień. Potrzeba wielu lat, a być może i nowych koncepcji. Rozkład cywilizacji europejskiej jest niestety faktem. Co więc robić? Na pewno nie wchodzić w buty tych, którzy do tego rozkładu doprowadzili czy się przyczynili. Ostatnio powodem krytyki jednego z księży były jego słowa, że nie lubi pewnej poetyki związanej z ewangelizacyjnymi zachowaniami ludzi Kościoła. Inne wypowiedzi tego kapłana rzeczywiście zakrawają na niezbyt związane z nauczaniem Kościoła i winny być poddane krytyce. Ale ja też nie lubię wtłaczania Jezusa w koncertowe buty dzisiejszego świata. Ponieważ nie o rekrutację wyznawców chodzi, ale o prawdę. Dla mnie osobą najbardziej reprezentującą nową ewangelizację jest Mery Wagner. Bez koncertu broni cywilizacji. Być może to jest metoda. Bo nawet jeśli nie obroni statystycznie każdego istnienia ludzkiego, to przynajmniej zachowa to człowieczeństwo w sobie. A takich znaków nam dzisiaj potrzeba.
Ks. Jacek Świątek