Z miłości do Maryi i ojczyzny
Pielgrzymujemy od siedmiu lat, bo kochamy konie rasy szlachetnej, jesteśmy ich wielkimi miłośnikami. Nade wszystko jednak kochamy Boga, Matkę Najświętszą, Kościół i ojczyznę. Z tej miłości zrodziła się Ułańska Straż Tradycji i Wiary, której jestem dowódcą - mówi ks. ppor. Dariusz Cabaj, proboszcz parafii w Bobrownikach.
– Podczas pielgrzymki odwiedzamy sanktuaria ziemi podlaskiej i miejsca pamięci narodowej. Uczymy też młodzież prawdziwej, niezakłamanej historii. Każdego roku pielgrzymujemy w coraz liczniejszym gronie. W pielgrzymce biorą udział zarówno mężczyźni, jak i kobiety, nie brakuje również ludzi młodych i dzieci. Najbardziej cieszę się jednak z obecności młodzieży. Jestem coraz starszy, ale widzę, że będzie komu przejąć po mnie pałeczkę – dodaje.
Rekolekcje w siodle rozpoczęli 6 sierpnia w Bobrownikach koło Dęblina. Przez osiem dni przemierzali region, modląc się i spotykając z mieszkańcami.
Ułańskie mundury
W pielgrzymce uczestniczyło 50 osób. Najmłodszy miał osiem, a najstarszy 65 lat. Każdego dnia jechali w mundurach ułańskich – w barwach VII Pułku Ułanów Lubelskich. Dołączyła do nich także Konna Straż Ochrony Przyrody i Tradycji oraz inni ułani należący do różnych formacji. Jak wyglądał przykładowy dzień na pielgrzymce?
– Wstawaliśmy o 4.00 rano i zajmowaliśmy się końmi. Godzinę później było śniadanie, niedługo potem Msza św. Następnie siodłaliśmy konie, poiliśmy je, dawaliśmy obrok i wyjeżdżaliśmy w drogę. Kolejne cztery godziny spędzaliśmy w siodle. Potem mieliśmy postój dzienny. Pozwalaliśmy koniom na odpoczynek. Później poiliśmy je i znów ruszaliśmy w trasę. Jechaliśmy już bez zatrzymywania się na miejsce noclegu – opowiada ks. D. Cabaj.
Witani i goszczeni
Pielgrzymi konni każdego dnia uczestniczyli w Mszy św., śpiewali Godzinki, odmawiali pacierz, Różaniec i Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Dzień kończyli Apelem Jasnogórskim, na który zapraszali mieszkańców miejscowości, w których zatrzymywali się na nocleg. Dziennie pokonywali średnio 50 km. Cała trasa wiodąca przez Wolę Gułowską, Suchowolę koło Radzynia Podlaskiego, Gęś, Dubicę, Kolembrody, Sitnik, Leśną Podlaską, Konstantynów, Pratulin i Kostomłoty liczyła około 400 km.
– Wszędzie byliśmy przyjmowani bardzo serdecznie i gościnnie. Niestety, widzimy w tym jeden minus. Nasze konie chudły, a my byliśmy coraz ciężsi – żartuje dowódca. Podkreśla, że ze szczególnym wzruszeniem byli witani przez ludzi starszych, którzy pamiętali polskich ułanów. Z drugiej strony – trudno się temu dziwić. Uczestnicy konnej pielgrzymki wyglądali bardzo reprezentacyjnie, czym budzili podziw oraz uznanie wszystkich ludzi, niezależnie od wieku.
Ks. D. Cabaj nie ukrywa, że tegoroczna pielgrzymka była bardzo wymagająca. Upał dawał się we znaki tak pielgrzymom, jak i koniom. – Mimo to nikt nie marudził, wszyscy daliśmy radę. Nawet młodzi nie narzekali. Atmosfera pielgrzymki była bardzo radosna. Tę inicjatywę potraktowaliśmy jako rekolekcje w siodle – zaznacza kapłan.
Regulamin i dyscyplina
W gronie pielgrzymów znalazło się także trzech innych księży: ks. Maciej Majek, ojciec duchowny siedleckiego Wyższego Seminarium Duchownego, ks. Marcin Dudziński, który przygotowuje się do wyjazdu na misje w Boliwii, a także ks. Krzysztof Domański, ekonom seminarium. Wśród uczestników byli ludzie z różnych stron Polski, m.in. Warszawy, Piaseczna, Terespola, Międzyrzeca Podlaskiego, Wisznic i Radzynia Podlaskiego.
– Jadą dorośli i dzieci. Przyjmuję ich wszystkich, bo wiem, że na co dzień jeżdżą konno całymi rodzinami. Do udziału w pielgrzymce włączamy wszystkich, którzy chodzą do kościoła, chcą pielgrzymować i respektują regulamin pielgrzymki, który wymaga od nas dyscypliny wojskowej, religijnej i patriotycznej – podsumowuje ks. D. Cabaj.
Niezapomniane wrażenia
Wśród tegorocznych pielgrzymów był m.in. Artur Ponikowski, który na co dzień jest instruktorem jazdy konnej. To była jego druga pielgrzymka w siodle. Wcześniej pięć razy wędrował pieszo na Jasną Gorę. Teraz ideę pielgrzymowania kontynuuje w inny sposób… Uczestniczył w konnej pielgrzymce, ponieważ jest pasjonatem koni, jednak głównym powodem, dla którego przyłączył się do ułańskich pątników, był aspekt religijny.
– Chciałem pielgrzymować do Pani Podlasia. Ciągle jestem pod wrażeniem książki „Błogosławiona wina” Zofii Kossak-Szczuckiej. Marzyłem, by przyjechać konno do tego niezwykłego miejsca, jakim jest Kodeń. W tym roku nasza grupa była bardzo liczna. Takie pielgrzymowanie jest niesamowitym wyzwaniem, szczególnie gdy mamy tak duże upały – podkreśla. – Rano nakładaliśmy mundury i pozostawaliśmy w nich aż do wieczornego apelu. Ta pielgrzymka niezwykle nas integrowała. Najpiękniejszym momentem był oczywiście wjazd do Kodnia. Druga ważna chwila wiąże się z asystą podczas procesji z obrazem Matki Bożej Kodeńskiej. Wszystko wyglądało bardzo podniośle – opowiada. A. Ponikowski dodaje, że na tę pielgrzymkę czeka cały rok i podporządkowuje jej wszystkie inne plany.
Uczestnicy VII Konnej Pielgrzymki w Hołdzie Kawalerii Rzeczpospolitej zakończyli swoją konną wędrówkę Mszą św. w kodeńskim sanktuarium. Eucharystii przewodniczył ks. D. Cabaj. Wieczorem, po procesji, złożyli uroczysty raport na ręce bp. Kazimierza Gurdy, po czym odjechali do domu.
AWAW