Region
Źródło: EW
Źródło: EW

Dajcie pracować! Dajcie żyć!

Konflikt pomiędzy mieszkańcami tzw. osiedla poetów a właścicielem jednej z łukowskich piekarni narasta. 10 września pracownicy tejże piekarni protestowali przed urzędem miasta.

W petycji, którą po publicznym odczytaniu zanieśli burmistrzowi miasta, piszą: Znamienną dla całej sytuacji jest postawa jednego z radnych, który zaczął szykanować zakład oraz straszyć pracowników, że dołoży wszelkich starań, bo twierdzi, że ma takie prawo i możliwość, że doprowadzi do zamknięcia i zlikwidowania naszego zakładu pracy, a tym samym pozbawi pracy 327 osób.

Kością niezgody stały się barierki, które pojawiły się przy piekarni. Ustawiono je na chodniku dla zwiększenia bezpieczeństwa pieszych. Pracownicy twierdzą natomiast, że barierki odgrodziły ich od klientów, którzy przeszli do konkurencji, a przez spadek sprzedaży zagrożone są ich miejsca pracy. Dodają również, że przez wszystkie lata istnienia piekarni nie doszło tu do żadnego zdarzenia, które zagroziło życiu lub zdrowiu pieszych.

Źle parkujące samochody

Radny Leonard Baranowski niejednokrotnie zgłaszał podczas sesji problem nieprawidłowo zaparkowanych w okolicach piekarni samochodów. Pracownicy skarżą się, że radny nagminnie wzywa policję. Na te słowa zareagował burmistrz miasta Dariusz Szustek, który zaprosił przedstawicieli protestujących pracowników piekarni na rozmowę. Stwierdził, że pilnowanie, by samochody były prawidłowo zaparkowane, nie jest szykanowaniem firmy, ale przestrzeganiem przepisów ruchu drogowego.

Mieszkańcy okolic piekarni 10 września nie komentowali całej sprawy. Poprosili o spotkanie przy ich domach. Odbyło się ono w sobotę, 12 września.

14 kominów, dym, hałasy

Tego dnia w okolicach piekarni zebrali się mieszkańcy Osiedla Poetów oraz al. T. Kościuszki. Chcieli opowiedzieć lokalnym mediom o tym, co stwarza im największe kłopoty. – Nad moim garażem znajduje się 14 kominów, z których wydobywa się biały dym. W nocy nie możemy otworzyć okien. Jest głośno, bo działają maszyny. Tak olbrzymi zakład przemysłowy nie powinien się znajdować w sąsiedztwie domków jednorodzinnych – podsumowała Joanna Karwowska. Mieszkańcom doskwiera też hałas. To nie tylko działające nieustannie maszyny, ale także samochody, które już od późnych godzin wieczornych podjeżdżają po chleb. To również pracownicy, którzy na nocnej zmianie zapominają, że tuż obok mieszkają ludzie. – Słyszę ich rozmowy, krzyki, przekleństwa – mówi sąsiadka. Podobnymi doświadczeniami dzielił się sąsiad z drugiej strony piekarni. – Od strony podwórka mam cztery okna zakładu i żadnej prywatności. Wychodząc na podwórko, muszę się liczyć z komentarzami. A przez opary z kominów nie da się tam siedzieć – podkreślił Ryszard Marciniak.

Nie chcemy likwidacji

Wszyscy ci, którzy przyszli na sobotnie spotkanie, jednogłośnie twierdzą, że nie chcą likwidacji zakładu czy zwolnień ludzi. – Cieszę się, że właściciel daje ludziom pracę, ale firma się rozwija i rozrasta, a teren się nie powiększa. Proszę tylko, by uszanowano naszą prywatność – zaapelował Jacek Młynarczyk, który przez nieprawidłowo parkującą ciężarówkę nie może wyjechać ze swojej ulicy. Nikomu, oczywiście, nie zależy na likwidacji ponad 300 miejsc pracy. Sąsiedzi chcą jednak, by zakład został przeniesiony, o czym mówi się tu od lat. Właściciel firmy posiada bowiem działkę w podstrefie ekonomicznej w Łazach. O tym, że jest to możliwe, mówił radny Baranowski, przywołując przykład innej łukowskiej piekarni, która została przeniesiona na obrzeża miasta.

Bez odpowiedzi

Mieszkańcy mają pretensje do właściciela zakładu o to, że z nimi nie rozmawia, że ich ignoruje, co pokazał chociażby pod urzędem miasta. – Pan Karwowski podczas demonstracji stał przy samochodzie, ale nie skorzystał z zaproszenia burmistrza – przypomina pani Joanna.

Radny Baranowski rozumie, że budowa nowego obiektu w podstrefie potrwa. Ma nadzieję, że właściciel się na to zdecyduje, a do czasu ukończenia prac zapewni mieszkańcom bezpieczną drogę do domów.


Co dalej?

14 września, o 16.00, w łukowskim urzędzie miasta odbyło się spotkanie mieszkańców Osiedla Poetów oraz al. T. Kościuszki, pracowników piekarni oraz burmistrza. Obecny był także radny L. Baranowski. Zabrakło najważniejszej osoby – właściciela piekarni. Rozczarowania z tego powodu nie kryli ani przybyli, ani burmistrz, który stwierdził, że takie zachowanie jest niewłaściwe. Przypomniał, że Sławomir Karwowski obecny był podczas protestu pracowników i już wtedy nie zasiadł do rozmów, na które zapraszał. Poniedziałkowe spotkanie zakończyło się zapewnieniem, że nikt nie ma zamiaru likwidować piekarni ani miejsc pracy. Pracownicy obiecali przekazać tym członkom załogi, którzy przychodzą na nocną zmianę, prośbę o uszanowanie ciszy nocnej. Burmistrz Dariusz Szustek wyraził również nadzieję, że dojdzie do spotkania z właścicielem zakładu.

EW