Komentarze
Potęga (nie)smaku

Potęga (nie)smaku

Oj, jak dawno-dawno to już było. Ale coś jeszcze pamiętam. Coś, czyli głównie radość, że dołączymy do grona państw o wyższym prestiżu. Powodem zaś wybór pierwszego prezydenta w nowej, popeerelowskiej Polsce.

I choć ówczesna głowa państwa nie była z mojej bajki, liczył się sam fakt i nadzieja, że teraz to już tylko lepiej być może. Prezydent - to brzmiało dumnie. Nie jakiś tam sekretarz, choćby nawet pierwszy. Jak w normalnych krajach. I czy za dużo ich już mieliśmy, czy co, że fotel pod żyrandolem się obniża?

Żyrandoli też podobno mniej, bo ustępujący prezydent tak do pałacowego wystroju przywykł, że po przegranych wyborach właśnie z żyrandolem poszedł. Może to taki amulet na nową drogę życia, którą jak najlepszą daj mu, Panie Boże. Do żyrandola też – pewnie w ramach solidarności – przykleiły się inne pałacowe drobiazgi: zabytkowe fotele i krzesła, sprzęt elektryczny i elektroniczny, kieliszki, garnek, patelnia, a nawet noże i deska do krojenia. I jeszcze mosiężny, nie czekoladowy, orzeł. Nie wiadomo, gdzie podział się obraz z gęsiarką, który – jak przekonywał pracownik kancelarii, widniał w dokumentach wyceniony zaledwie na kilka złotych, a ponoć został – nie wiadomo przez kogo – sprzedany za kilka tysięcy. Lista wyprowadzonych z pałacu rzeczy zawiera ponad sto pozycji. Żeby było jasne – takie „wypożyczenie” sprzętu w celu zagospodarowania nowego miejsca pracy byłego prezydenta nie mija się z prawem. Podobnie jak nie jest jego naruszeniem dorabianie do emerytury. Każdemu obywatelowi to przysługuje, a eksprezydent to przecież też obywatel. I choć powszechnie wiadomo, że nawet pieniądze z toalet nie śmierdzą, to jednak chciałoby się, żeby głowa państwa, choćby i eks, znajdowała bardziej pachnące miejsca dla czerpania profitów.

Argumentując, czy może usprawiedliwiając swoje zarobki, Lech Wałęsa ujawnił kiedyś wysokość otrzymywanej emerytury. Jak na najważniejszą osobę w państwie – kokosy to nie są. A wydatki nie maleją. Wszak trzeba doinwestować i dzieci, i instytut… Toteż prawdziwy kapitał najłatwiej zbić na współpracy z międzynarodowymi firmami eventowymi, które doceniają nazwisko Lecha Wałęsy i proponują mu nie tylko okrągłe, ale, można by rzec, wypolerowane sumki. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla nie gardzi też mniej intratnymi imprezami. Jest przy tym człowiekiem towarzyskim, życzliwym i pomocnym. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że – zapewne na skutek zrozumienia jego trudnej sytuacji finansowej – uczy prezydenta Komorowskiego, jak robić kasę. Co dwie głowy, to nie jedna. Tym bardziej głowy państwa. Obrazki pokazujące eksprezydentów zgodnie reklamujących w Chicago internetowy kantor wymiany walut to pewnie dochodowy biznes i zapewne niewykraczający poza wymogi prawne. Ale pozostaje jeszcze kwestia smaku. Wiem, że nie tylko ja z bólem i bez nadziei (z „bulem” i bez „nadzieji”) oglądam zdjęcia Lecha Wałęsy z przytulającym się do niego różowym bykiem (maskotką), obu prezydentów w towarzystwie czirliderek czy prężących się z lansowanymi produkt koszulkami. Estetyka – jak mówi Poeta – „może być pomocna w życiu// nie należy zaniedbywać nauki o pięknie”. Czy odmówienie udziału w parcianej reklamie wymagało wielkiego charakteru? Nie czepiam się eksprezydentów. Nie przekroczyli prawa. To tylko „sprawa smaku”. Tak, smaku.

Anna Wolańska