Modlitwa walki i wyciszenia
W moim rodzinnym domu każdego wieczoru wspólnie klękaliśmy i odmawialiśmy minimum dziesiątkę Różańca. Był on związany z naszą duchowością, choć często wypowiadaliśmy go tylko ustami, bez większych wzruszeń.
Kiedy nawróciłem się, a było to w Medjugorje, doświadczyłem bardzo mocnej duchowej przemiany. Przez kilka lat po tym wydarzeniu Różaniec płynął z mojego serca naturalnie. Codzienne odmówienie wszystkich trzech części (a nawet i więcej) nie było dla mnie żadnym problemem. Różaniec stał się modlitwą mojego oddechu, rytmem, w którym biło serce. Nie musiałem się do niczego zmuszać, to był przepiękny okres. Po pewnym czasie zrozumiałem, że jest to efekt wielkiej łaski danej mi po to, bym rozsmakował się w Różańcu. Potem Pan zabrał mi owe „cukierki”, piękne uczucia związane z odmawianiem Różańca, i wtedy ta modlitwa stała się podobna do walki.
Zły chyba nie lubi Różańca. Św. Jan Maria Vianney powtarzał, że jedno dobrze odmówione „Zdrowaś Maryjo” wstrząsa całym piekłem, a co dopiero cały Różaniec.
Jan Paweł II – na prośbę biskupów – nadał Różańcowi moc egzorcyzmu. Można wnioskować, że od tego momentu jest on modlitwą skierowaną przeciwko mocom ciemności. Musimy sobie uświadomić, że za każdym razem, gdy bierzemy do ręki różaniec, całe piekło – dosłownie i w przenośni – staje przeciwko nam, byśmy go nie odmówili. ...
Agnieszka Wawryniuk