Odpuść. I przepuść
Tylko 2% kierujących pojazdami zatrzyma się przed przejściem, do którego zbliża się pieszy. Kierowcy ustępują natomiast pierwszeństwa tym wchodzącym na pasy lub osobom już się na nich znajdującym.
Ewa Książek za kółkiem spędza codziennie kilka godzin. Jak mówi, jest skazana na samochód. Wraz z mężem prowadzi pod Siedlcami firmę. Ma troje dzieci, które musi dowieźć do szkoły, odebrać i odtransportować do domu, a potem jeszcze rozwieźć na pozaszkolne zajęcia. – Każdego dnia, chcąc nie chcąc, obserwuję różne zachowania innych kierowców. Najbardziej bulwersuje mnie brak życzliwości wobec pieszych, którzy, próbując pokonać oznaczone przejście, są na przegranej pozycji – tłumaczy. Do takich sytuacji nagminnie dochodzi na ul. kard. Wyszyńskiego oraz Prusa i Jagiełły, którymi często przejeżdża. Na Jagiełły sytuacja znacznie się poprawiła, odkąd wprowadzono sygnalizację przy jednym z przejść. Na ul. Prusa w pobliżu Szkoły Podstawowej nr 11 w godzinach porannych pieszych wspierają strażnicy miejscy. Ale już nieopodal „Królówki” z kulturą kierowców bywa różnie.
Teorie i deklaracje
Eksperci z Politechniki Gdańskiej i Krakowskiej pod lupę wzięli zarówno deklarowane postawy kierowców, jak i ich faktyczne zachowania w relacji z pieszymi znajdującymi się na „zebrze” bądź w jego pobliżu. Badania prowadzone były dla dwóch kierunków jazdy. 56% kierowców uważa, że należy ustąpić pierwszeństwa pieszemu, który zbliża się do pasów, prawie 69% z nich uznaje, że powinni ustąpić pierwszeństwa oczekującemu na przejście. Od 99 do 100% ankietowanych uważa, iż pierwszeństwo ma osoba wchodząca na pasy, 1% kierowców jest przekonany, że w ogóle nie powinni zatrzymać się przed przejściem, na którym znajdują się przechodnie. Pomimo że rzeczywiste zachowania kierowców różnią się od deklarowanych przez nich postaw, to – w porównaniu do badań prowadzonych 15 i dziewięć lat temu – liczba kierowców, którzy ustępują pierwszeństwa osobom oczekującym na przejście wzrosła niemal dwukrotnie.
Zwalniamy przed pasami
Kierowcy – zarówno w mieście, jak i w małych miejscowościach – zwalniają w odległości około 10 m przed przejściem, jeżeli znajduje się na nim pieszy. W miastach zbliżamy się do pasów z prędkością o 2 km/h mniejszą niż w małych miejscowościach. Najbardziej zwalniamy, zbliżając się do przejść na drogach jednojezdniowych.
Najwięcej ofiar śmiertelnych i ciężko rannych wśród pieszych odnotowuje się w wypadkach, do których dochodzi w obszarze zabudowanym – ponad 90% rannych i ponad 65% ofiar śmiertelnych. Najczęściej do zdarzeń z udziałem pieszych dochodzi na jezdni – blisko 60% wszystkich zdarzeń. Przejścia to kolejny element infrastruktury drogowej, gdzie niechroniony uczestnik ruchu drogowego może ulec wypadkowi (ponad 30% zdarzeń). Ponad 19% wszystkich wypadków ze skutkiem śmiertelnym miało miejsce na pasach, a więc w miejscu, gdzie pieszy powinien podlegać szczególnej ochronie.
Najczęstszymi przyczynami wypadków są: zbyt duża prędkość, nieudzielenie pierwszeństwa na przejściu dla pieszych oraz nieprawidłowe manewry. Okresem, w którym przechodnie są szczególnie narażeni na wypadek, jest jesień i zima.
Jak wynika z przeprowadzonego badania, najczęstszy błąd pieszych, który kończy się wypadkiem, to wejście na jezdnię bezpośrednio przed jadący pojazd – 50% zdarzeń spowodowanych takim zachowaniem kończyło się śmiercią niechronionego użytkownika ruchu drogowego.
Bat na kierowców
Najtrudniej – jak stwierdza pani Ewa – mają piesi, którzy próbują pokonać bardzo ruchliwą ul. kard. Wyszyńskiego. – Co z tego, że każdego dnia próbuję łagodzić obyczaje na drodze, zatrzymując się przed przejściem, kiedy widzę przestępującą z nogi na nogę, zniecierpliwioną osobę – a często są to albo mamy odprowadzające dzieci do szkoły, albo osoby starsze. Ja się zatrzymuję, a kierowcy jadący w przeciwną stronę – nie. Zauważyłam u niektórych przechodniów taki odruch: wchodzą na pasy, a w połowie jezdni, będąc jeszcze przed maską mojego auta, zatrzymują się. Przypadki, gdy rozpędzony samochód z przeciwnej strony przejeżdża im dosłownie przed nosem, wcale nie są takie rzadkie – opowiada pani Ewa. – To smutny wniosek, ale mam wrażenie, że – niestety – część polskich kierowców, o ile nie ma nad sobą „bata” w postaci sygnalizatora albo policjanta czy strażnika miejskiego, za nic nie ustąpi pieszemu – wnioskuje.
KL