Komentarze
Brzydka plama w krajobrazie idealnym

Brzydka plama w krajobrazie idealnym

Czegóż w tej naszej kochanej ojczyźnie nie mieliśmy ogłaszanego… A to już byliśmy drugą Japonią, potem drugą Koreą Południową, byliśmy również drugimi Stanami Zjednoczonymi i czymś tam jeszcze. Przyszedł więc czas, by zawrzeszczeć, że jesteśmy drugą Białorusią.

Co prawda miejsc na mapie jest jeszcze wiele, a w końcu nie tak dawno za „opiniotwórczą” prasę pewni politycy uznawali nie zachodnie periodyki, ale jamajskie czasopisma. Być może dojmująca tęsknota za „świętym jamajskim ziołem” powodowała u nich przeogromną chęć zaczytywania się karaibskimi wynurzeniami tamtejszych dziennikarzy. Różnica pomiędzy czynem a intencją może być wszak przeogromna.

Wracając jednak do zasadniczego wątku wschodniego należy zauważyć, że i w tym przypadku rozziew pomiędzy zamiarami a działaniami dzisiejszej opozycji jest przeogromny. Pomijam fakt, że sama ta burza w szklance wody nie stanowi żadnej troski o dobro państwa, a jest (moim skromnym zdaniem) po prostu współzawodnictwem o przywództwo opozycyjnej części sceny politycznej. Wystarczy tylko przyjrzeć się licytowaniu pomiędzy PO, Nowoczesną, PSL czy pozaparlamentarnymi KORWIN i SLD, który to cicho na razie liże wyborcze rany. Jedni tworzą eventy medialno-artystyczne, drudzy rozpaczają w zaprzyjaźnionych mediach, a jeszcze inni ślą skargi do europejskich instytucji, choć całkiem niedawno formacja premier Kopacz uznawała to za zdradę Polski (chodziło o skargę w sprawie tragedii smoleńskiej). Warto jednak odrzucić ten sztafaż, aby spojrzeć na intencje kierujące działaniami.

Pod wstążkami wiatr od wyschłych rzek

Krajobraz po wyborach naznaczony jest ogromnym ładunkiem nadziei. Wygrana skazywanego już na upadłość w wieczną opozycyjność PiS była możliwa nie tyle dzięki racjonalno-intelektualnym dywagacjom nad szczególikami planu naprawy Rzeczpospolitej, ile raczej dzięki wzbudzeniu ogromnego ładunku nadziei na zmianę. To ten element zasadniczo pozwolił zwyciężyć zarówno w wyborach prezydenckich, jak i parlamentarnych. I w gruncie rzeczy, podobnie jak na Węgrzech, to on ma decydujące znaczenie w utrzymaniu się u władzy formacji Zjednoczonej Prawicy. Jedyną więc możliwością ponownego pogrążenia prawicy w odmętach niebytu politycznego jest po prostu odebranie ludziom tej nadziei. Problem jednak jest zupełnie w czymś innym, a mianowicie w tym, że propozycje nowego rządu są dość realne, o czym może świadczyć chociażby stanowisko Związku Pracodawców i Przedsiębiorców, kierowanego przez Roberta Gwiazdowskiego (związanego z Centrum A. Smitha). Biorąc dodatkowo pod uwagę determinację nowo rządzących, aby działaniem przekonać do siebie jeszcze bardziej polski elektorat, to dla starego establishmentu jest to cokolwiek sytuacja tragiczna. Wspomniany przeze mnie ZPP zwraca uwagę na dokonania PiS w czasie ich (tylko!) dwuletnich rządów (zlikwidował: 40% stawki PIT; podatek od spadku i darowizn; podatek od alimentów na dzieci; podatek od pożyczek w rodzinie; 10% akcyzy na kosmetyki oraz obniżył: deficyt budżetowy z 28,36 mld PLN do 15,95 mld PLN; deficyt finansów publicznych z 4% do 1,9%; składkę rentową z 13% do 6%; składkę wypadkową; stawkę VAT na usługi pracochłonne z 22% do 7%; stawkę VAT w budownictwie z 22% do 7%; podstawową stawkę PIT z 19% do 18%; akcyzę na używane samochody; akcyzę na biopaliwa; opłaty notarialne; liczbę urzędników o pół tysiąca). Oczywiście my karmieni byliśmy tylko obrazami Ziobry i Kamińskiego, którzy (jak to określił pan sędzia Tuleya) panoszyli się w kraju jak, nie przymierzając, stalinowscy oprawcy. Szybkość działania nowego rządu sprawia, że niebezpiecznym staje się widmo utrzymania lub zwiększenia się poziomu nadziei w społeczeństwie poprzez odczarowanie słynnej Tuskowej „niemożności”. Trzeba więc zabić tę nadzieję.

Ktoś za bramą ciągnie symbole za sznurek

A jak to zrobić? Otóż są tylko dwie drogi: medialna i trybunalska. Jak na dłoni widać, że te dwie są wykorzystywane na potęgę. Czyż już w dzień po wyborach w mediach nie zaczęto „rozliczać” partii Kaczyńskiego z obietnic wyborczych? Jeszcze nie zebrał się sejm, jeszcze nie poddano pod głosowanie żadnej ustawy, jeszcze nie ukonstytuował się rząd, jeszcze nie pojawiły się żadne akty wykonawcze, a już medialni przyjaciele dzisiejszej opozycji żądali wyników. Oczywiście z podtekstem, że obecna władza jest tylko mocna w gębie i obietnicach, a w działaniu słabiusieńka jak szczypiorek na wiosnę. Kwintesencją tej właśnie drogi był zafundowany w publicznej telewizji spektakl pani Lewickiej, której zadaniem wydaje się było rozjechanie walcem (choć dla mnie to przypominało raczej bęben magla) prof. Glińskiego. Istna rewolucja kulturalna jak w Chinach: panienka, mogąca być studentką profesora, chciała urządzić mu egzamin. Tylko że nie do końca się przygotowała (z własnego doświadczenia wiem, że do egzaminu przede wszystkim musi być przygotowany egzaminator). Nie to jest jednak ważne, ile raczej obnażenie metod działania dzisiejszej opozycji. Ale nawet jeśli ta droga by zawiodła, to ustanowienie własnego składu Trybunału Konstytucyjnego pozwala dodatkowo powstrzymywać działania większości parlamentarnej. Bo jeśli przegłosują np. 500 zł na dziecko, ale obwarują to chociażby jakąś granicą dochodową lub ilością dzieci w rodzinie, to co zrobi Trybunał, gdy do niego przyleci opozycja? W imię równości wszystkich dzieci obali tę ustawę jako niekonstytucyjną. A jeśli owych obwarowań nie będzie, to wówczas zapewne w uzasadnieniu pojawi się stwierdzenie o społecznym poczuciu sprawiedliwości. Jakby nie było, to zawsze można uwalić działania rządzących. A potem piać na prawo i lewo, że na niczym się nie znają i trzeba ich natychmiast odsunąć od władzy.

Że się pędzi przy tym ciemne młyny…

Specjalnie przejrzałem stenogramy z posiedzenia sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka z ubiegłej kadencji parlamentu, gdy procedowana była nowa ustawa o Trybunale Konstytucyjnym zgłoszona przez Bronisława Komorowskiego. Ciekawym było to, że posłowie prawicy nie uchylali się od pracy w komisji, nie bojkotowali jej (choć prawdopodobnie zdawali sobie sprawę z celów rządzących), starali się przekonać, że nie przyjmuje się tej ustawy na doraźność, ale na dłuższy okres czasu. Wszystko grochem o ścianę. Przykro było nawet czytać pewne stwierdzenia dzisiejszej opozycji. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak zakończy się dzisiejszy spór. Zapewne Trybunał (będąc sędzią we własnej sprawie) uzna, iż z powodu braków proceduralnych, domniemanych lub nie, ustawę za niekonstytucyjną. Cóż, nadzieja pozostanie tylko w mądrości narodu.

Ks. Jacek Świątek