Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Drogowskazy ks. Władysława

Mieliśmy szczęście znać go - parafianie, wychowankowie i przyjaciele ks. kan. Władysława Proczka (1919-2010) najprościej, jak można, wyrażają uznanie dla jego duszpasterskiej posługi i niezwykłej osobowości. Mówiąc o nim, zaznaczają, że nawet po latach pozostaje dla nich punktem odniesienia.

. Przypomnienie postaci jednego z kapłanów diecezji siedleckiej nie wiąże się z żadną rocznicą, ale czy trzeba okazji, by napisać - tak po prostu - o dobrym człowieku? Z takiego założenia wychodzi również kolegium redakcyjne Rocznika Konstantynowskiego.

W wydanym w ostatnich miesiącach ubiegłego roku tomie znalazły się teksty homilii ks. Proczka, który w konstantynowskiej parafii spędził 33 lata.

Ksiądz nie anioł…

O swoim powołaniu mówił zawsze z wielką powagą. W kazaniu, które wygłosił w Janowie Podlaskim w wieku 74 lat, a więc mając już ogromny bagaż doświadczeń, zaznaczył, jak bardzo różni się potoczne wyobrażenie o tym, co reprezentuje kapłan – z istotą powołania na służbę Bogu. „Ksiądz to taki sam człowiek jak i my”, „ksiądz to tylko przy ołtarzu” – przywołał obiegowe opinie. – Że człowiek taki sam – to na pewno, nie anioł – przyznał ks. Władysław. – I tu tkwi wielkie niebezpieczeństwo dla samych kapłanów: by styl życia ludzi świeckich nie stał się stylem ich życia – ostrzegał, by dalej zdefiniować naturę posługi: – Kapłan to ktoś powołany przez Chrystusa (…), występuje on w imieniu Chrystusa”.

Nie tracił zapału

– Patrzyłem na niego, gdy dojrzewało moje powołanie. Opowiadał mi szczerze o swojej pracy duszpasterskiej. Uczyłem się od niego, jak to jest być księdzem – wspominał o. Leon Knabit, który poznał ks. Władysława – kleryka, będąc ministrantem. Przyjaźń przetrwała wiele lat. „Ks. Proczek był żywym dowodem na to, że „moc w słabości się doskonali”, a każdy człowiek ma wyznaczoną dla siebie miarę życia. Nigdy nie stracił zapału do kapłaństwa” – czytamy w biografii o. Leona „Zakochany mnich”.

– Systematyczną modlitwą spłacam dług wdzięczności wobec księdza kanonika – mówi ks. kan. Mieczysław Milczarczyk, proboszcz parafii Matki Bożej w Radoryżu Kościelnym, który w latach 1989-2009 przewodził wspólnocie parafialnej w Konstantynowie. Poznał go jednak wcześniej, jako proboszcz parafii Rozwadówka, którą ks. Proczek często odwiedzał. – Kiedy bp Jan Mazur posłał mnie na probostwo do Konstantynowa, ks. Władysław przyjął mnie bardzo serdecznie, można powiedzieć – po ojcowsku, mówił mi po imieniu. Ponieważ Pan Bóg obdarzył go dobrym zdrowiem, do końca nie ustawał w gorliwej pracy duszpasterskiej. Od ks. Władysława uczyłem się, jak pogodnie przeżywać starość – dodaje.

Takich kapłanów się szuka

Pochodzący z parafii św. Mikołaja w Rozwadówce Józef Bazyluk, pasjonat historii małych ojczyzn, poznał ks. Proczka, będąc ministrantem. – Wystarczyło jedno jego spojrzenie na rozgadaną ministrancką brać, żeby zapadła cisza jak makiem zasiał… Wydawał mi się wówczas bardzo surowy – opowiada. Wspomina również lekcje religii w domu państwa Furmanów, na które ks. Władysław przyjeżdżał motorem Polonia. – Szybko jeździł – zaznacza. – Pamiętam też, że przepadał za zacierką na mleku… – opowiada o bardzo ludzkim obliczu kapłana. – Lata 50, 60 były trudne dla Kościoła ze względów politycznych, a zdejmowanie krzyży w salach lekcyjnych miało miejsce i u nas. To były też czasy odnowy Kościoła powszechnego. Włączył się w nią ks. W. Proczek. Jego podejście do wiernych, duszpasterstwo – były dla nas czymś nowym. Poza tym niesłychanie dbał o porządek – zarówno jeśli chodzi o sprawy parafii, jak też kościół czy cmentarz. Był ponadto niezwykle dynamiczny w tym, czym się zajmował – stwierdza J. Bazyluk.

We wspomnieniach mieszkańców Konstantynowa powraca wątek cukierków, które ks. Proczek rozdawał razem z uśmiechem i dobrym słowem. Wszędzie. – Można go było spotkać i w urzędzie gminy, i w ośrodku zdrowia, i spacerującego z różańcem w ręce po ulicy. Chciał po prostu zrozumieć problemy, jakimi ludzie żyją – tłumaczy ks. M. Milczarczyk z uwagą, że wynikało to z wielkiego szacunku dla człowieka. – Kanonik płakał razem z ludźmi, których spotykały problemy związane z chorobą czy śmiercią, tragedie rodzinne. Organizował też pomoc poszkodowanym wskutek pożaru albo wypadku – wylicza.

W opinii dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej w Konstantynowie Marii Sawczuk ks. kan. W. Proczek postawił sobie pomnik za życia. – Żył między nami i z nami – akcentuje. – Czasami nas „musztrował”, pouczał bez ogródek, bardzo dobitnie. Ale nikomu nie przyszło do głowy, żeby się sprzeciwić. Myślę, że ludzie potrzebują, by ktoś wyraźnie wytyczał im drogę, i to tak bardzo, iż jak się go słuchało, nierzadko łzy same leciały z oczu. Uczył nas kultu Maryi, był wielkim orędownikiem nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego oraz Różańca – wspomina. – Był wiejskim proboszczem, ale miał w sobie to coś, co sprawiało, że liczyli się z nim wszyscy – mówi M. Sawczuk. Dzieląc się opowieścią o swoich spotkaniach z księdzem kanonikiem, przywołuje też jego wielką fascynację klasyką literatury, m.in. „Trylogią” H. Sienkiewicza. – Pewnego dnia trafiła w moje ręce książka pt. „Drogowskazy” – dziennik sekretarza generalnego ONZ Daga Hammarskjölda, rzadkość na rynku księgarskim. Szokiem było dla mnie, gdy w czasie jednego z kazań ks. Władysław odwołał się „Drogowskazów”. Okazało się, że ma tę wyjątkową książkę w domu.


Był jednym z najstarszych kapłanów diecezji siedleckiej. Żył prawie 92 lata, w tym 65 lat w kapłaństwie. Urodził się 9 stycznia 1919 r. w Oblinie (parafia Maciejowice). Święcenia kapłańskie przyjął w katedrze siedleckiej 7 lipca 1946 r. z rąk bp. Ignacego Świrskiego. Jako wikariusz posługiwał w parafiach: św. Ludwika we Włodawie i Narodzenia NMP w Białej Podlaskiej. Pełnił funkcję administratora i proboszcza w parafiach: Rozwadówka, Milanów, Borki, Huszcza i Konstantynów. Zmarł w Domu Opieki Społecznej w Konstantynowie 29 października 2010 r.


Bóg dał łaskę

„Całe popołudnie zeszło na rozpamiętywaniu męki Jezusowej, ale to wcale nie za dużo” – słowa ks. kan. W. Proczka odczytane po latach nabierają szczególnej wymowy w okresie Wielkiego Postu.

W 2009 r., z okazji 90 rocznicy urodzin ks. Proczka oraz 100-lecia parafii pw. św. Elżbiety w Konstantynowie, Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Konstantynowskiej oraz Gminna Biblioteka Publiczna im. K. Sawczuka przygotowały i wydały jubileuszową publikację. Teksty, które się w niej znalazły, oddają osobowość ich autora oraz pozwalają wyrobić sobie wiedzę o duchowości kapłana. Składają się na nie zapiski prowadzone przez proboszcza konstantynowskiej parafii podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej oraz teksty kilku okolicznościowych homilii.

Jak najdłużej pozostać

Wyruszając 26 sierpnia 1981 r. w podróż w gronie 25 kapłanów, miał świadomość, że jest ona szczególna z dwóch powodów. Pierwszy z nich to przekonanie, że ma jedyną, niepowtarzalną okazję spotkania z miejscami, które przed laty były świadkami życia, nauczania i chwalebnej śmierci Pana Jezusa. Toteż podchodzi do nich nie tylko z ciekawością nakazującą zobaczyć i zapamiętać jak najwięcej szczegółów, ale też kontempluje je. W dniu zwiedzania Góry Oliwnej odnotował: „Całe popołudnie zeszło na rozpamiętywaniu męki Jezusowej, ale to wcale nie za dużo”.

Druga z przyczyn poczucia wyjątkowości chwili pielgrzymowania wypływała ze świadomości, że wyjazd wypadł w szczególnym dla Polski czasie. 26 sierpnia ks. Proczek zapisał: „Uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej. Ciałem w Ziemi Świętej, ale na chwilę duchem na Jasnej Górze, u stóp naszej Czarnej Madonny – bo czasy dla Naszej Ojczyzny trudne – potrzeba modlitwy i Jej opieki”. Stąd – potrzeba omadlania tych spraw. Co znamienne, kiedy w przeddzień powrotu do Polski każdy z pątników na własną rękę może w Jerozolimie odwiedzić wybrane miejsce, ks. Proczek swe kroki kieruje na Kalwarię. Tak uzasadnia swój wybór: „… to miejsce zawsze przyciągało wyznawców Chrystusa – tu bowiem miłość Boża dochodzi do szczytu”.

Maryja nie bała się

11 nauk, których teksty zamieszczono w publikacji, wygłoszonych zostało w różnych okresach posługi duszpasterskiej – od 1962 do 2000 r. Ks. Proczek był bez wątpienia kapłanem maryjnym – dowodzi tego znaczna liczba odwołań do Matki Bożej oaz zachęta do modlitewnego korzystania z Jej wstawiennictwa. W kazaniu na uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny 8 grudnia 1999 r. zaznaczał: „Maryja była tą, która nie bała się otworzyć drzwi. Nie ociągała się, aby przyjąć wszystko. Nie powiedziała «zrobię», ale «Niech mi się stanie według słowa twego»… Różni uczeni usiłują nas przekonać, że jesteśmy uzależnieni od naszej przeszłości, że o naszej przyszłości decyduje to, co nosimy w sobie po naszych przodkach. Niepokalana ukazuje nam zaś, że jesteśmy uwarunkowani do naszej przyszłości. Tylko przyszłość, tylko to, czym możemy być, nadaje sens naszym działaniom, naszemu zachowaniu”.

Kończąc naukę tłumaczącą istotę miłosierdzia Boga, 19 lutego 1995 r. zapisał modlitwę: „Panie, dziękujemy Ci, że każesz nam codziennie w modlitwie sprawdzać, w jakiej mierze przebaczamy tym, którzy nas skrzywdzili. Ciągle wzywasz nas do pełnego przebaczenia. Dziękujemy Ci szczególnie za to, że pokazałeś nam, jak ma to wyglądać”.

W ósmym roku pełnienia obowiązków proboszcza w Konstantynowie (1985 r.), po śmierci mamy – najbliższej i najdroższej mu osoby, zwracając się do swoich parafian, przyznał: „… jako kapłan z dobrowolnego wyboru, aby całkowicie poświęcić się ludowi Bożemu, skazany jestem na samotność. Rodziną moją jesteście wy”.

Monika Lipińska