Historie pisane wiarą i miłością
Przyjechałam do ośrodka w Wielki Piątek. Drugiego dnia miałam pierwszy dyżur. Po wejściu na salę spostrzegałam, że jeden z chłopców wnikliwie mi się przygląda. Zastanawiałam się, skąd znam tę twarz. Kiedy się uśmiechnął, przypomniałam sobie zdjęcie - obrazek z Jezusem Frasobliwym, jaki dostałam od babci. Krzyś miał dokładnie taką samą twarz. Brakowało tylko długich włosów i korony cierniowej. To był mój góralski świątek - wyjaśnia.
Swoimi przeżyciami dzieli się z nami s. Wanda ze zgromadzenia serafitek zajmującego się w szczególności osobami starszymi, chorymi, niepełnosprawnymi i porzuconymi oraz katechizacją dzieci. Siostry otaczają opieką tych, o których świat nie chce pamiętać…
– Po nowicjacie posłano mnie do pracy w domu pomocy społecznej, gdzie przebywało prawie 300 niepełnosprawnych chłopców i dziewczynek. Pracowałam jako pielęgniarka wśród dzieci niepełnosprawnych fizycznie, psychicznie, emocjonalnie… Każde z nich miało zlepek różnych chorób – opowiada. – Bardzo lubiłam – i nadal lubię – pracę z moimi podopiecznymi, choć jest ona trudna i ciężka fizycznie. W głębi serca marzyłam jednak o wyjeździe na misje. Targały mną wątpliwości, czy wstąpiłam do odpowiedniego zgromadzenia – nie ukrywa, dodając, iż skończyły się one, gdy odwiedził ją kuzyn będący misjonarzem w Brazylii. – Zajrzał do kilku sal, zobaczył, czym się zajmuję i stwierdził: „W życiu nie widziałem tyle cierpienia pod jednym dachem”. Nieświadomie rozwiał wszystkie moje wątpliwości – sygnalizuje.
Modlitwa niewinnego
S. Wanda pracowała w różnych ośrodkach. W sposób szczególny w pamięć zapadł jej w pamięć czas posługi w DPS w górach, gdzie pomagała niepełnosprawnym chłopcom. – Przyjechałam do ośrodka w Wielki Piątek. Drugiego dnia miałam pierwszy dyżur. Po wejściu na salę spostrzegałam, że jeden z chłopców wnikliwie mi się przygląda. Zastanawiałam się, skąd znam tę twarz. ...
Agnieszka Wawryniuk