Komentarze
Źródło: ŚDM KRAKOW
Źródło: ŚDM KRAKOW

Pierścień Rybaka

Światowe Dni Młodzieży Kraków 2016 stały się w pewnym wymiarze już historią. O ile w sercu każdego z uczestników lub tych, którzy z ciekawością śledzili spotkanie młodzieży wokół Jezusa i Piotra naszych czasów, trwać będą one wciąż przez szereg najbliższych dni i miesięcy, o tyle w wymiarze czasowym musimy zgodzić się na przeszłość. Ale to nie deprecjonuje tego, co się wydarzyło.

Nawet jeśli potraktować je jako przeszłość, to każde przemijanie stanowi zapowiedź nowego. Jak napisał patron ŚDM św. Jan Paweł II: To przemijanie ma sens!. Jest wzrastaniem. Nie sposób obojętnie przejść wobec tego, co wydarzyło się w całej Polsce.

Zaangażowanie poszczególnych diecezji w przyjmowanie pielgrzymów, a potem tydzień w Krakowie sprawiły, że to, co niektórzy klasyfikowali jako „imprezę religijną o charakterze lokalnym”, stało się wydarzeniem światowym i ponadczasowym. Nie jest to egzaltacja. Tylko ponadczasowe i przestrzennie nieograniczone wydarzenia poruszają serca i zmieniają myślenie ludzi. Wielu dzisiaj będzie próbowało podsumowywać te dni. Ubiorą się w szatki znawców teologii, filozofii, antropologii, socjologii czy też „wiedzących, co papież miał na myśli”. Będą piętnować lub się chwalić, a wszystko po to, żeby ludzie poszli za nimi jako „pewnymi przewodnikami po ścieżynach wiary”. Słowa te nie tyczą się tylko wrogich Kościołowi ludzi. Także i w samej wspólnocie Kościoła, na łamach katolickich gazet i w stacjach prowadzonych przez Kościół tacy będą. Poeta napisał kiedyś: „Stworzyłeś, Panie, niebo piękne i dobre (…), ale potem przyszli pacykarze”. Coś podobnego zacznie zapewne płynąć szeroką strugą. Nie chcę być w tym gronie. Nie wiem do końca, o czym myślał Franciszek. Będę miał jeszcze czas na to, by dostrzec nić przewodnią przesłania papieża w kontekście całości jego nauczania. Może za miesiąc, dwa pozwolę sobie na takie podsumowanie. Dzisiaj chciałbym tylko podzielić się zapamiętanymi fragmentami z tych dni, które grają w moim sercu. Taki mój prywatny patchwork z okolic serdecznych. Pierścień włożony przez Ojca na palec syna.

Most podstawowy – most ludzki

Pierwszym kawałkiem tego mojego patchworka, ujmującym serdecznie za serce, jest niezwykła umiejętność dostrzegania przez papieża Franciszka poszczególnego człowieka. Wydawać by się mogło, że stojąc w obliczu tłumu, trudno jest wydobyć z niego pojedynczą ludzką osobę. A jednak. Gdy w pierwszy wieczór pojawił się w oknie na Franciszkańskiej, jego wspomnienie o Maćku Cieśli wydawało się początkowo wyreżyserowane przez komitet organizacyjny. Po prostu powiedzieli papieżowi o zmarłym współpracowniku, który z zaangażowaniem osobistym włączył się w dzieło przygotowań, a Franciszek wspomniał go tylko przez kurtuazję czy litość serca. Zmieniłem zdanie, gdy zobaczyłem sobotnią wizytę w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Jeden gest. Gdy stojąc na balkonie, po skończonym przemówieniu udzielił błogosławieństwa, nagle zwrócił się do jednej osoby w tłumie, która dość głośno reagowała na słowa papieskie, i udzielił jej osobistego błogosławieństwa, poprzedzając je słowami: „A to specjalnie dla Ciebie!”. Na Campus Misericordiae, w czasie wieczornego czuwania, wspominając świadectwa młodych, zwracał się do nich osobiście, po imieniu. Nie byli dla niego anonimowi. Nawet jeśli dobrze się nie znali, nawet jeśli nie zamienili słowa osobiście, to nie byli dla niego osobami w tłumie. Ta umiejętność skracania dystansu, gdy nie trzeba klepania się po ramieniu i fraternizacji jak przy bruderszafcie, to zmysł dostrzegania człowieka w jego jedyności. Jeden z młodych, którzy przystąpili do spowiedzi u papieża, wspomniał, że w krótkim czasie, po paru słowach, byli jak dawno znający się przyjaciele. W dobie przyznawania sobie i ustanawiania kolejnych praw człowieka ta zdolność, której trzeba się nauczyć, najlepiej broni godności nie ludzkości, ale konkretnego człowieka.

Ale to jest prawda…

Gdy Franciszek mówił o śmierci Maćka Cieśli, w pierwszym słowie skierowanym do pielgrzymów (wcześniej były oficjalne przemówienia, jak przy każdej wizycie dyplomatycznej), to jakby starał się usprawiedliwić ten temat. Mówił, że być może popsuje komuś radość. Jednak nie ma radości tam, gdzie jest fikcja. W czasie czuwania z młodymi wyraźnie powiedział do nich o życiu otumanionym i ogłupiałym, realizowanym w zaciszu kanapy, telefonu i portali społecznościowych. Wcześniej mówił im, że droga krzyżowa jest drogą nadziei i przyszłości. I wskazywał na wieczność jako cel życia, które jest w naszych rękach, żeby je odważnie kształtować na miarę Boga. Gdy słuchałem, jak w obecności papieża brat Macieja odczytywał jego słowa do wolontariuszy, jakby testament otwierany publicznie po śmierci, to ujrzałem klamrę tych dni w jeszcze jednym wymiarze: od wspomnienia do konkretnego człowieka, który przeżył swoje życie pięknie. Nie wystrzałowo, nie spektakularnie, ale pięknie. Domeną niektórych jest porównywanie następców św. Piotra. Benedykta XVI ganią za dogmatyzm, a Franciszka chwalą za podejście do ludzi. Ale gdy usłyszałem wszystkie wspomniane wyżej słowa, zrozumiałem, że łączącą ich nicią, jak zresztą wszystkich papieży, jest prymat prawdy. Franciszek, stojąc w oknie na Franciszkańskiej, wyraźnie powiedział o czekającej nas wieczności: „My również spotkamy się z nim pewnego dnia: «A to ty! Miło mi cię poznać». Tak jest. Bo takie jest życie: dziś jesteśmy tu, jutro będziemy tam. Problem w tym, żeby wybrać słuszną drogę, tak jak on ją wybrał”. Nie uciekał w miraże tworzenia gniazdka na ziemi. Młodym ludziom mówił o śmierci, którą ruguje się z ich życia. I nie wahał się tego nazwać głupotą i otumanieniem. Tak czyni tylko człowiek prawdy.

Pamięć i odwaga

I jeszcze jeden moment. Spotkanie w Tauron Arena. Wszyscy lubimy powtarzać słowa św. Jana Pawła II, że młodzi są nadzieją świata i Kościoła. Franciszek podał jednak przepis na to, by ta nadzieja stała się faktem. Młodym ludziom potrzebna jest pamięć i odwaga. Powiedział wyraźnie: pamiętajmy o miejscu, skąd przychodzimy, o rodzinie, o całej historii. I o tej pamięci wspomniał już na samym początku: „Cechą charakterystyczną narodu polskiego jest pamięć. Zawsze byłem pod wrażeniem żywego zmysłu historycznego papieża Jana Pawła II. Gdy mówił o narodach, wychodził od ich dziejów, aby podkreślić ich skarby humanizmu i duchowości. Świadomość tożsamości, wolna od manii wyższości, jest niezbędna dla zorganizowania wspólnoty narodowej na podstawie jej dziedzictwa humanistycznego, społecznego, politycznego, ekonomicznego i religijnego, aby inspirować społeczeństwo i kulturę, zachowując je wiernymi wobec tradycji, a jednocześnie otwartymi na odnowienie i na przyszłość.” Pamięć daje pewność, a z niej rodzi się odwaga.

Taki patchwork został w moim sercu: człowiek – prawda – pamięć – odwaga. To on pokrywa miłosierdziem wszystkie braki tego świata.

Ks. Jacek Świątek