Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Uśmiech proszę!

Początki historii siedleckiej fotografii są odzwierciedleniem rozwoju tego wynalazku w kraju i Europie. Stanowią też odbicie ówczesnych tendencji i mody - stwierdza Sławomir Kordaczuk, zastępca dyrektora Muzeum Regionalnego w Siedlcach, autor publikacji nt. początków siedleckiej fotografii.

9 października 1866 r. to data powstania pierwszej fotografii dotyczącej historii Siedlec. Upamiętnia wjazd pierwszego pociągu na stację kolejową, a nosi tytuł Dworzec stacyi Siedlce. Wykonał ją warszawski fotograf Maksymilian Fajans. Najstarsze datowane zdjęcie wykonane w siedleckim atelier Wojciecha Piaseckiego pochodzi z 1879 r.

Śledzący historię rozwoju fotografii w Siedlcach S. Kordaczuk, wyjaśniając tajemnicę swego zainteresowania przyznaje: za każdym z archiwalnych zdjęć czy ocalałych szklanych negatywów, które szczęśliwym trafem trafiły do muzealnych zbiorów, kryją się ludzie.

Najpoważniejszą ocalałą do dzisiaj spuścizną po fotografach siedleckich jest liczący ponad 900 sztuk zbiór szklanych negatywów Adolfa Ganiewskiego (Gancwola). Jego praca została szczegółowo przebadana i omówiona na kartach wydanego w 2009 r. albumu autorstwa S. Kordaczuka. Działalność pozostałych – nie doczekała się jak dotąd tak rzetelnego opracowania, głównie z powodu braku dostatecznej ilości materiału bądź osiągnięć – na miarę tych, jakie przypisane są pracowni fotograficznej Ganiewskich, fotografującej Siedlce i siedlczan przez pół wieku.

Między dziełem a rzemiosłem

Odpowiedź na pytanie, czy dawni fotografowie siedleccy to bardziej rzemieślnicy czy artyści, jest zdaniem S. Kordaczuka, oczywista. – W ogóle można uznać, że fotografia to rzemiosło. Jednak niektóre zakłady czy fotografów wyróżnia szczególna dbałość o kompozycję – mówi, nawiązując do sztandarowego przykładu. A. Ganiewskiego, by chwilę później przejść do postaci Ignacego Płażewskiego, uznanego fotografika, członka Polskiego Związku Artystów Fotografików, jednego z prekursorów działalności artystycznej w fotografii powojennej. W Siedlcach prowadził on zakład początkowo wspólnie z Czesławem Jakólskim, a później samodzielnie. Jego zdjęcia są rozpoznawalne ze względu na wysokie walory artystyczne. – Najwybitniejsza twórczyni okresu przed I wojną światową to Wanda Wojewódzka. Jej warsztat, jak i drogę twórczą widać na zdjęciach zamieszczonych w albumie, który posiada nasze muzeum, a który – nota bene – przekazał nam Jerzy Płażewski, syn Ignacego. – I. Płażewski jest jedną z wielu osób, które fotografowały Siedlce w okresie 20-lecia międzywojennego, II wojny światowej i czasach powojennych, ale którą się rozpoznaje po wysokiej jakości zdjęć – przyznaje S. Kordaczuk. Co do kobiet parających się dawniej fotografią, okazuje się, że w przedwojennej historii Siedlec zakłady fotograficzne prowadziło kilka pań. – Wojewódzką wyróżnia z tego grona fakt, że robiła zdjęcia z potrzeby realizacji zainteresowań artystycznych – zauważa S. Kordaczuk.

Wyjście do fotografa – wielka sprawa

Fakt, że na przedwojennych zdjęciach często „goszczą” całe familie, a bywa że reprezentanci wszystkich pokoleń wraz z „przyległościami”, tj. kuzynostwem, nie wynika tylko z przywiązania do rodziny jako wartości. Owszem, chętnie fotografowano się wspólnie, ale wyprawa do fotografa sama w sobie była prawdziwym wydarzeniem. – Zwykle do zakładu udawano się w niedzielę, po Mszy św., kiedy wszyscy byli odświętnie ubrani. Nierzadko zamawiano zdjęcia na papierze fotograficznym z liniaturą, która pozwalała wysłać je w formie korespondencji: z życzeniami bądź pozdrowieniami – S. Kordaczuk mówi o niuansach przedwojennej obyczajowości, które dzisiaj, w czasach masowej fotografii, wydawać się mogą dziwne. Fotografia jednak w ogóle miała większą wartość, co pośrednio wiązało się z jej ceną. – Ze względu na koszty można było sobie pozwolić na sportretowanie u fotografa dosyć rzadko – zauważa S. Kordaczuk, podając przykład serii szklanych negatywów Zaborowskich w zasobach siedleckiego muzeum. – Na podstawie podobieństwa występujących na nich osób udało mi się ułożyć je chronologicznie. Cykl kolejnych ujęć wskazuje na to, że fotografowali się co kilka lat. Widać to po wieku dzieci – tłumaczy, dodając dygresję na temat drogi, jaka doprowadziła do zidentyfikowania rodziny. – W albumie poświęconym twórczości A. Ganiewskiego, wizerunki rodziny Zaborowskich zostały opublikowane anonimowo. Dopiero po wielu latach, prof. Janusz Lipecki z Lublina napisał artykuł o tragedii swych krewnych z lipca 1944 r. do książki o szlachcie podlaskiej. Przysłał też zdjęcia do jego ilustracji. Część z nich stanowiła odbitki z naszych negatywów. Okazało się, że to rodzina właścicieli majątku ziemskiego w Zaborowie k. Korczewa, co tłumaczy fakt, że mogli sobie pozwolić na wykonywanie zdjęć dużego formatu w zakładzie fotograficznym – dodaje.

Zakład pracy

Pierwsze pracownie fotograficzne z tzw. wyższej półki były zakładami rzemieślniczymi w pełnym tego słowa znaczeniu. Kolejnymi etapami przygotowania zdjęcia zajmował się ktoś inny. Właściciel przyjmował zamówienie i decydował o wyborze sprzętu, wyceniał też usługę i był – można powiedzieć – głównym mistrzem ceremonii, jaką bez wątpienia było w początkach tzw. fotografii zakładowej – wykonanie zdjęcia. Wspierał go pomocnik, którego rolą było ustawienie modela. Ponieważ czas naświetlania szklanego negatywu był na przełomie XIX i XX w. dość długi, do wykonania portretów stosowano m.in. podpórki umieszczane pod brodą oraz za głową, by w ciągu tych kilku ważnych sekund osoba portretowana nie poruszyła się, co mogło zepsuć efekt pracy. Zakład zatrudniał także laboranta zajmującego się wywoływaniem szklanych klisz i utrwalaniem ich. Ponieważ ze względu na niedoskonałości ówczesnych technik optycznych i obróbki chemicznej, aby uzyskać plastykę twarzy postaci, negatywy wymagały retuszu, przy biurku opracowywała je retuszerka. Piąta z osób tworzących załogę zakładu naklejała wywołane odbitki na papierach firmowych.

Mniejsze zakłady nie mogły sobie pozwolić na obsadzenie tylu stanowisk pracy. Toteż prowadzone były przez jedną, góra dwie osoby.

To były emocje!

– Proszę zauważyć, że kiedy robimy zdjęcie, interesuje nas tylko to, czy dobrze na nim wyszliśmy. Kiedyś ta niepewność rodziła emocje tym większe, że wiązała się z oczekiwaniem – zauważa S. Kordaczuk, tłumacząc, że o ile współcześnie, posługując się np. komórką czy aparatem cyfrowym, od razu możemy zobaczyć efekt, kiedyś – był on trudny do przewidzenia, a poznać można go było po wywołaniu i utrwaleniu zdjęcia.

Mimo że działalność fotograficzna była przed laty zarezerwowana dla nielicznych, sami fotografowie wyróżniali się ze społeczności o tyle, o ile zajmowali się jeszcze czymś innym niż fotografowanie. Adolf Ganiewski brał aktywny udział w życiu miasta: m.in. był kierownikiem kina letniego czy członkiem Siedleckiego Towarzystwa Wzajemnego Kredytu, angażował się w działalność oświatową. Inna sprawa, że na zajmowanie się tą formą pracy zarobkowej czy fotografowaniem pojmowanym jako hobby mało kto mógł sobie pozwolić.

– Mimo prób ustalenia ceny usług w przedwojennych zakładach fotograficznych, nie udało mi się tego określić – mówi S. Kordaczuk. Wiadomo jedno: nie były niskie, adekwatnie do cen sprzętu fotograficznego. Zakup aparatu Leica w okresie międzywojennym to wydatek ok. 200 zł; dla porównania: dniówka robotnika fizycznego wynosiła wówczas 1 zł. Nie dziwi więc, że fotografią zajmowały się głównie osoby związane z działalnością gospodarczą – ich właściciele bądź dzieci.

Oceniając dynamikę rozwoju fotografii zakładowej, S. Kordaczuk zaznacza: ich funkcjonowanie uwarunkowane było zamożnością mieszkańców miasta. – Siedlce w czasie zaborów były miastem gubernialnym. Od tamtego czasu pełni rolę centrum gospodarczego i kulturalnego regionu. Jak na stosunkowo nieduże miasto liczba zakładów do 1914 r. jest imponująca – ocenia S. Kordaczuk. – Pewien zastój nastąpił w czasie I wojny światowej z racji tego, że okupowane Siedlce i okolice podlegały administracji wojskowej, nie cywilnej. W związku z tym tereny te podlegały wyjątkowo intensywnej eksploatacji gospodarczej. Konieczność wykonywania przez siedlczan dokumentów personalnych, sprzyjała natomiast rozwojowi małych pracowni usługowych, nastawionych na indywidualną fotografię portretową. Podobna sytuacja miała miejsce podczas II wojny światowej, gdy na polecenie okupanta mieszkańcy Siedlec musieli wyrabiać kenkarty.

Ranga fotografii

Bez wątpienia ciekawą kartę dziejów siedleckiej fotografii stanowi okres II wojny światowej, sprzyjający rozwojowi nurtu dokumentacyjnego. Zdjęcia te, odzwierciedlające codzienne życie mieszkańców miasta, działania okupanta itd. powstawały na polecenie władz konspiracyjnych. – W zakładzie I. Płażewskiego mieszczącym się przy ul. Piłsudskiego przygotowywano tzw. setki. Przy przyjmowaniu zamówienia klient otrzymywał kwit z numerem zamówienia, podobnie jak dzisiaj. Setny numer był zarezerwowany dla zamówień, z których cześć odbitek wykonywano podwójnie dla celów konspiracyjnych. M.in. u Płażewskiego został wykonany zestaw zdjęć z egzekucji publicznej przeprowadzonej w Łodzi. Ich autorem był niemiecki żołnierz, który oddał klisze do wywołania w Siedlcach. W zbiorach muzealnych mamy zdjęcia zrobione w różnych punktach Polski, ale i za granicą, m.in. na ulicach miast francuskich. Kiedy pokazałem je J. Płażewskiemu, był zaskoczony, ponieważ sądził, że ten zestaw zaginął – opowiada mój rozmówca. Polskich fotografów dokumentujących niemieckie zbrodnie nierzadko spotykały represje. Za fotografowanie pogrzebu dzieci Zamojszczyzny Józef Buszko został skazany na obóz Auschwitz.


Ze starej fotografii można czytać jak z książki

PYTAMY Sławomira Kordaczuka, zastępcę dyrektora Muzeum Regionalnego w Siedlcach

Co zadecydowało o tym, że zajął się Pan historią siedleckich fotografów oraz zakładów fotograficznych?

Od wielu lat interesuję się historią Siedlec i regionu. Informacje o różnych dziedzinach dotyczących przeszłości zapisywałem na fiszkach, które umieszczałem w pudełkach poświęconych konkretnym zagadnieniom. W pudełku pt. „fotografia” przez lata uzbierało się sporo fiszek. Działalność osób zajmujących się fotografią jest niezwykle fascynująca. Emocjonujące jest poznawanie sylwetek ludzi utrwalonych na ocalałych zdjęciach. Dzięki szczegółom jak po nitce do kłębka można dojść do ciekawych i szczegółowych informacji. Stara fotografia grupy wojskowych pozwala na podstawie szczegółów umundurowania i odznaczeń odnaleźć nazwisko bohaterów zdjęcia. Równie ciekawe jest poszukiwanie informacji o autorach zdjęć.

Czego można się dowiedzieć na podstawie zdjęcia o jego autorze?

Jeśli mamy zdjęcia archiwalne, to po gatunku zastosowanego papieru albo po stemplu możemy wywnioskować, z którego zakładu pochodzi. Zdjęcie nie powie natomiast zbyt wiele o osobowości autora. Sposobność ku temu stwarza jedynie rozmowa z nim samym albo osobami, które go znały. Ale nie jest to wiedza imponująca. Np. spotkanie z przybranym wnukiem A. Ganiewskiego pozwoliło mi wyciągnąć pewne wnioski na temat jego charakteru. Przywiązywał dużą wagę do kompozycji fotografii. Był perfekcjonistą; dość powiedzieć, że poprawiał nawet ułożenie palców osoby portretowanej. Niezwykle barwną postacią był Witalis Ciołek-Siekierka. Można odnieść wrażenie, że w większym stopniu interesowała go historia niż fotografia. Bardzo lubił genealogię, zwłaszcza rodowody szlacheckie. Wiemy też, że np. bardzo dbał o swój wygląd. O innych fotografach wiemy naprawdę niewiele.

Sądzi Pan, że temat historii początków siedleckiej fotografii pozostaje otwarty?

Na pewno istnieje więcej materiałów. Po opublikowaniu artykułu nt. fotografii w czasopiśmie „Niepodległość i Pamięć” dostałem list od mieszkańca Brześcia. Dzięki temu dowiedziałem się nieco więcej o jednym z właścicieli zakładów fotograficznych. Kiedy niedawno przeglądałem folder ze skopiowanymi jakiś czas temu zdjęciami z prywatnego archiwum, odkryłem na jednym ze zdjęć stempel lokalu na ul. Kilińskiego, niestety nie w pełni czytelny. Nie wiadomo, w którym dokładnie miejscu ten zakład się znajdował. Obecnie spisuję relacje różnych osób, które udało mi się niegdyś przepytać. Na przykład Henryk Maliszewski opowiadał mi, że kupił aparat fotograficzny u Stanisława Urmachera. To jedyny mój rozmówca, który cokolwiek na temat tego sklepu i zakładu powiedział.

Czy zbiory fotograficzne Muzeum Regionalnego mają jeszcze szansę się wzbogacić?

Niedawno, bo 14 lipca, pozyskaliśmy zespół szklanych negatywów, który może być bardzo ciekawym źródłem wiadomości nt. dziejów Siedlec i regionu. Przekazała nam je pani Anna Chełmińska, a stanowią one spuściznę po jej dziadku Walerianie Zajtzu. Pochodzą z okresu zaborów, I wojny światowej oraz 20-lecia międzywojennego. Autor pracował przed I wojną światową w majątku Przewłockich w Mordach, a następnie w elektrowni miejskiej w Siedlcach. Będzie to więc z pewnością zbiór bardzo ciekawy jeśli chodzi o ikonografię nie tylko Siedlec. To następny duży zbiór szklanych negatywów w muzealnych zasobach – jest ich ponad 350. Znajdują się wśród nich zdjęcia portretowe, fotografie grupowe, ulice, widoki miast, obiekty architektoniczne. Kilka dobrze zachowanych negatywów obejrzałem – są doskonałej jakości. Przymierzamy się do zreprodukowania ich. Zanim to nastąpi, czeka nas sporo pracy, ponieważ część negatywów podczas pożaru kamienicy przy ul. Sienkiewicza została potłuczona. Trzeba je rozdzielić, oczyścić z piasku i złożyć jak puzzle. Dodam jeszcze, że wcześniej A. Chełmińska przekazała nam wiele różnych eksponatów po swoim ojcu i dziadku, potem stwierdziła, że muzeum to także najlepsze miejsce dla negatywów. Ofiarodawczyni jesteśmy bardzo wdzięczni. To duża korzyść dla mieszkańców miasta i kolejnych pokoleń.

Kwintesencję dotychczasowych poszukiwań informacji o fotografach siedleckich zawiera artykuł opublikowany przez Pana w piśmie „Niepodległość i Pamięć” zatytułowany „Fotografowie działający w Siedlcach w latach 1866-1945”…

Wykorzystałem w nim zaledwie część zebranego przez lata materiału. W planach mam publikację, w której zaprezentuję sylwetki poszczególnych fotografów, ich prace – pozytywy, negatywy, ocalały sprzęt z ich zakładów. Zależy mi również na tym, by pokazać, jakie elementy były charakterystyczne dla ich atelier, tak by na podstawie różnych szczegółów zdjęcia czytelnik zainteresowany tym tematem, np. regionalista, rozpoznał, z jakiego zakładu pochodzi. Widać wyraźnie, że zakłady fotograficzne stosowały przy portretowaniu osób, pojedynczo czy grupowo np. różne meble, monidła i tła. Poza tym specyficzny dla każdego z zakładów bywał także papier fotograficzny, np. Bolesław Sadowski używał papieru w tonacji ciemnego brązu. Podsumowując: zamierzam przygotować duży album poświęcony działalności fotografów siedleckich.

Dziękuję za rozmowę.

LA