Historia
Zakończenie misji ks. Sozańskiego i nowe aresztowania

Zakończenie misji ks. Sozańskiego i nowe aresztowania

Po kolejnej wymianie paszportu i załatwieniu wizy w Wiedniu 21 stycznia 1886 r., ks. Teodor Sozański przybył do Warszawy i zamieszkał w Hotelu Brühlowskim. Po kilkunastu godzinach wyruszył znowu na płd. Podlasie. 22 stycznia późnym wieczorem wysiadł z pociągu w Międzyrzecu.

Wypił herbatę w bufecie stacyjnym i wypatrywał zaprzęgu, który miał na niego czekać. Zaprzęgu jednak nie było. Dopiero po północy, kiedy już miał wracać do Warszawy, przybyli po niego umówieni gospodarze z Berezy. Jeszcze tej nocy wyspowiadał mnóstwo ludzi i pobłogosławił cztery pary małżeńskie.

Jedną z tych par, które połączyły się ślubem, była bratanica Konrada Greczuka, znanego działacza unickiego z Zaczopek. 23 stycznia ks. T. Sozański pozostał jeszcze w Berezie, ale 24 stycznia był już w Ossowie. W nocy 25 stycznia przerzucono go do Janówki i Lubenki k. Białej Podl., gdzie było 25 chrztów i dwa śluby. Mimo mrozów i zawiei 27 stycznia zajechał do Komarna, gdzie ochrzcił 40 dzieci i udzielił 19 ślubów. 28 stycznia przebywał k. Leśnej Podl., która teraz stała się ośrodkiem prawosławia. 29 stycznia przewieziono go w okolice Międzyrzeca. Pracował w Zahajkach k. Berezy, po czym wyjechał do Warszawy. W połowie lutego 1886 r. powrócił znowu do pow. konstantynowskiego i bialskiego. 16 lutego był w Horoszkach i Łukowisku k. Bubla, 17 lutego w Derle, 18 lutego w Zalesiu i 19 lutego w Wólce Dobryńskiej. Po powrocie do Warszawy 20 lutego misja została przerwana, gdyż okazało się, że M. Dobriański dokonał zatrzymań w warszawskim punkcie kontaktowym unitów. 20 lutego bowiem został aresztowany Feliks Lisiecki z żoną Teofilą, a dwa dni później ks. Marceli Sikorski. Ks. T. Sozański błyskawicznie wyjechał do Krakowa, a jego pomocnik J. Grużewski zajął się przerzuceniem notatek w bezpieczne miejsca na Pragę i jeszcze tego samego dnia znalazł się w Międzyrzecu, a stamtąd w nocy poszedł pieszo do Berezy i kazał spalić wszystkie zapiski. Przed świtem dotarł z powrotem do Międzyrzeca, wysłuchał niedzielnej Mszy św. i o 10.00 pojechał do Białej udzielić informacji, jak zachować się w czasie aresztowania. Pouczył o generalnej zasadzie: nie wolno przyznawać się do niczego. Z Białej Podl. przez pow. konstantynowski przedostał się do pow. sokołowskiego, aby w Repkach porozmawiać z miejscowymi unitami, następnie udał się do swojej rodziny w Węgrowie, gdzie jeden dzień przeznaczył na odpoczynek, bowiem od dwóch tygodni nie przespał normalnie ani jednej nocy. Z Węgrowa pojechał do Łukowa, a stamtąd 26 lutego wrócił na Pragę. Tymczasem Dobriański szykował nową intrygę. Złamał podczas śledztwa Lisieckiego i celowo wypuścił go warunkowo z więzienia. Do Grużewskiego doszła wiadomość, że Lisiecki koniecznie chce się z nim zobaczyć. Mimo iż Grużewski czuł wewnętrzny niepokój, postanowił się z nim spotkać. Uznał, iż byłoby to brakiem lojalności wobec Lisieckiego i zwyczajnym tchórzostwem, gdyby tego nie uczynił. Wprawdzie wiedział o grożącym niebezpieczeństwie, ale nie spodziewał się, że zdrada nadejdzie z jego strony. Lisiecki trafił sam do nowej kwatery Grużewskiego i 27 lutego wywabił go z mieszkania na ulicę. Była już późna sobotnia pora. Dopiero na ulicy Grużewski uświadomił sobie, że jest zdradzonym przez przyjaciela i zaczął uciekać, ale było już za późno. Ujęto go mocno za ręce i z ul. Nowogrodzkiej poprowadzono na ul. Marszałkowską i Hożą do Kruczej na komisariat, a później do mieszkania Dobriańskiego przy ul. Nowowiejskiej. Zaczęło się wstępne śledztwo. Dobriański był osobnikiem przebiegłym i dobrze się przygotował do tej czynności. Przesłuchanie trwało całą noc i nie pozwolono Grużewskiemu usiąść. Stojąc przez szereg godzin, musiał odpowiadać na podchwytliwe pytania, wymagające ciągłej koncentracji uwagi, aby komuś nie zaszkodzić. Aby nie pogubić się w zeznaniach, przyszła mu do głowy zbawienna myśl udawania, że nie zna jęz. rosyjskiego. Sprowadzono mu na pomoc tłumacza. Gdy tłumacz dokonywał przekładu, on mógł obmyślać odpowiedź i odpierał krzyżowy ogień pytań. O świcie 28 lutego przewieziono go do warszawskiej cytadeli. 2 marca Dobriański rozpoczął na nowo przesłuchanie i nastąpiły nowe zatrzymania. Już 5 marca aresztowano większość przewodników unickich, a 15 marca skonfrontowano Grużewskiego z Lisieckim. Dobriański dowiedział się wiele od Lisieckiego, ale Grużewski dzielnie się trzymał, odpierał zarzuty i zadawał kłam obu oskarżycielom. Okrutny śledczy usiłował na różne sposoby podejść Grużewskiego, który zataił, że jest bratem zakonnym. Kusił go pieniędzmi, bez przerwy posługiwał się konfabulacją i podstępem. Widząc, że go nie złamie, zakazał ogrzewania jego celi, potem kazał go przez trzy miesiące morzyć głodem, dlatego śledztwo przeciągało się. W czerwcu Dobriański wezwał Grużewskiego do kancelarii i powiadomił go o swoim wyjeździe na wakacje. Misjonarz zrozumiał, że śledczy planuje coś złego. Jak wyznał: „Było to dla mnie męka wielką, gdym pomyślał, że niejedna łza się poleje w czasie tych wakacji i nie omyliłem się…”. Zapewne z inspiracji Dobriańskiego w czerwcu tego roku doszło do zatrzymań i aresztowań w Próchenkach. Tak o tym wspominała H. Filipczuk, której ojciec był już drugi raz zesłany na Sybir: „W lecie 1886 r., w samą oktawę Bożego Ciała, zajechali Moskale aż w dwie roty, zaczęli wiązać, odzierać ze szkaplerzy, różańców w całej wsi. Aresztowali moją matkę, brata ślepego od urodzenia, dwie siostry Marysię i Nastkę. Siostra starsza, ta zamężna, bita i przestraszona dostała nagle udaru krwi do głowy, zaczęła wyplatać, związali ją i do szpitala zawieźli. Tam umarła. Szwagra z dziećmi wypędzili z domu”. Aresztowano nawet Onufrego Hawryluka z Korczówki, na którego już raz był wydany wyrok śmierci w Cytadeli i wtedy pół żywy cudownie ocalał. W Siedlcach doszło nawet do zamknięcia tzw. taniej kuchni, co wywołało oburzenie mniej zamożnych mieszkańców.

Józef Geresz