Jezus jest Panem ryzyka
To bardzo realna pokusa. Dziś ludzie boją się okazywać dobro innym, wypływać na głębię swojej wiary, aby nie narazić się na społeczny ostracyzm, kpinę. Dlatego - jak mówił papież Franciszek - wybierają miękkie kanapy. Wolą strach, który zawsze idzie w parze ze swoim bliźniakiem - paraliżem.
Kiedy analizuje się zapisy kronik sprzed lat, uderza ilość bractw, kół żywego różańca, jakie istniały w parafiach. Wręczenie „tajemniczki różańcowej” (i podjęcie związanych z tym zobowiązań) traktowano jak swego rodzaju nobilitację, zaszczyt. Gest był znakiem wprowadzenia chłopca, dziewczyny w dorosłość. Naturalne było to, że po śmierci ojca, matki, teścia, teściowej itp. miejsce w „kółku” zajmował ktoś z najbliżej rodziny. Dziś to już nie jest oczywiste. Wiele z nich jest niepełnych, inne rozwiązano. Ludzie uciekają przed zobowiązaniami, ale jeszcze bardziej – mam takie wrażenie – boją się, że ktoś może im przypiąć łątkę przesadnie pobożnych, chęć wychylenia się ponad przeciętność. Nie lepiej jest w innych obszarach aktywności eklezjalnej. Nie ma komu czytać podczas Mszy św. Pisma Świętego, młodzi wstydzą się wziąć feretrony czy sztandary na procesję. Boją się publicznie przyznawać do swojej wiary. „Bo co sobie inni o mnie pomyślą?”.
Fałszywy wstyd
Podczas wizyty papieża Franciszka z okazji Światowych Dni Młodzieży jedna z komercyjnych telewizji zaprezentowała materiał, w którym pokazano pielgrzymkę młodych ludzi podążających do sanktuarium maryjnego w Gietrzwałdzie. ...
Ks. Paweł Siedlanowski