Komentarze
Źródło: FOTOLIA
Źródło: FOTOLIA

Wiek, żeby najgłupszy wybrać cel

W doniesieniach medialnych ostatnich tygodni przewijały się, choć mimochodem, wiadomości o atakach dokonywanych przez kilkunastoletnich ludzi, dla których inspiracją było Państwo Islamskie oraz ideologia opartego na wersetach Koranu terroryzmu.

Nienagłaśnianie tychże zdarzeń być może powodowane było chęcią uspokojenia społeczeństw europejskich po dramatycznym męczeństwie 80-letniego kapłana katolickiego w Rouen. I chociaż owo działanie medialno-polityczne jest raczej formą usypiania społeczeństwa, aniżeli jego ochroną, to jednak można przyjąć jakąś formę logiczną tych działań.

Warto jednak zatrzymać się nad fenomenem rozprzestrzeniania się ideologii skrajnego terrorystycznego islamu wśród młodych ludzi i to niezależnie od miejsca na świecie. Skoro bowiem mamy ataki skierowane przeciwko konkretnej cywilizacji, a szczególnie przeciw dwom instytucjom stanowiącym o trwałości tej formy organizacji i rozwoju życia społecznego człowieka, a mianowicie przeciw Kościołowi i przeciw państwu, to sprawa nie jest błaha. O ile przyjąć można, że młodość w pewnym sensie realizuje się w formie buntu przeciwko zastanemu porządkowi, to jednak zazwyczaj mamy do czynienia z buntem w ramach cywilizacji. Przyglądając się postawie młodych ludzi chociażby z 1968 r., nawet jeśli z odrazą myślimy o głoszonych przez nich ideach bądź podejrzewamy ideologiczne lub merkantylne wykorzystanie tegoż buntu przez tajne organizacje i stowarzyszenia, to jednak nie możemy zaprzeczyć, że stawianym przez młodych ludzi celem była przebudowa, a nie zniszczenie całkowite cywilizacji zachodniej. W przypadku sygnalizowanych przeze mnie ataków chodzi o coś zupełnie innego, a mianowicie o negację społecznego sposobu życia w ramach cywilizacji zachodniej.

W czyim imieniu nie robi mu nic?

Rouen, Hanower, indonezyjska Sumatra – to miejsca niedawnych ataków na kościoły i instytucje państwowe, których dokonali młodzi, niemający jeszcze 30 lat ludzie. Ataki te miały miejsce w okresie ostatnich dwóch miesięcy. Za każdym razem, gdy atakowane były kościoły katolickie, dokonywało się to w czasie sprawowania Mszy św., czyli w czasie kultu religijnego. Nie chodziło więc tylko o sam akt zabójstwa duchownego czy wiernego, ale o dokonanie aktu terrorystycznego w momencie najświętszym i najważniejszym dla katolików. Natomiast ataki, jak np. w Hanowerze, przeciwko państwu kierowane były na służby porządkowe, czyli na element odpowiedzialny za egzekwowanie systemu prawnego społeczności. Symbolicznie więc ostrze skierowane zostało przeciwko świętości i porządkowi, czyli elementom zasadniczym dla cywilizacji. Powstaje uzasadnione pytanie: czy młodzi ludzie, nawet jeśli pozostawali pod wpływem tej czy innej ideologii, podejmując swoje działania, świadomie rozpoznawali cel? Czy może podświadomie, ale jednak przeczuwając priorytetowość tych instytucji dla cywilizacyjnego kodu, dokonywali swych czynów? I chyba najważniejsze pytanie: jeśli zatem z rozwagą skierowali swój atak na cele cywilizacyjne, to w imię czego działali? Natura, a za nią kultura, nie znoszą próżni. Okrzyk „Allah akbar!”, towarzyszący wszystkim tym przypadkom, nie jest chyba tylko religijnym wyznaniem wiary. Wskazuje on wyraźnie na działanie w imię innego kodu cywilizacyjnego z zamiarem zniszczenia dotychczasowego. Młody człowiek z natury jest skłonny do zmian, ale w tym przypadku mamy do czynienia z przeformatowaniem kośćca kulturowego, rdzenia wychowania.

Niechby już sobie był w…

O wiele inaczej wyglądałaby sprawa, gdyby dotyczyła tylko młodych ludzi z kręgu cywilizacji islamskiej. Coraz częściej jednak przekonujemy się, że szeregi bojowników o nową cywilizację zasilają zarówno młodzi muzułmanie urodzeni i wychowani w krajach zachodnich, jak i młodzi Europejczycy, którzy, wydawałoby się, z mlekiem matki wyssali kod kulturowy. Przerażającym obrazem dokumentującym owo przekroczenie cywilizacyjnego Rubikonu były zdjęcia egzekucji europejskich zwolenników ISIL, skazanych za zdradę, której to egzekucji dokonali kilkunastoletni synowie europejskich rodziców, którzy przyłączyli się do Państwa Islamskiego. Ta negacja cywilizacji zachodniej wskazuje dobitnie, że problem nie leży już tylko w doraźnej i młodzieńczej atrakcyjności islamu, ale swój korzeń ma w słabości cywilizacji zachodniej. Atrakcyjność kultur nie jest atrakcyjnością tylko idei. Związek człowieka z cywilizacją ma wewnętrzy głęboki charakter, gdyż działa nawet wówczas, gdy nie jest do końca uświadamiany. Jest on sposobem realizacji własnego człowieczeństwa. Jeśli więc cywilizacja zachodnia utraciła dla młodych ludzi tę atrakcyjność, oznacza to ni mniej, ni więcej, jak tylko brak najbardziej zasadniczego dla cywilizacji elementu, jakim jest jej zwartość i tożsamość. Trwanie bowiem człowieka w strukturze cywilizacyjnej możliwe jest nawet przy zanegowaniu wszystkich innych elementów, poza tożsamościowym. Jeśli kultura zaczyna odpowiadać młodemu człowiekowi, używając zwrotu: „być może”, zamiast „tak jest”, wówczas element tożsamościowy zostaje zanegowany dokumentnie. Niestety, to właśnie jednoznaczność odpowiedzi, nawet jeśli uznamy je za treściowo przerażające, stanowi dzisiaj o negowaniu przez młodych ludzi zachodniej cywilizacji na rzecz kształtowania życia społecznego na modłę islamską. Ta sama jednoznaczność struktur muzułmańskich przyciągała w latach 80 i 90 negroidalną ludność Stanów Zjednoczonych do islamu.

No i się stało, co się stało

Najprościej załamać ręce i stwierdzić, że procesów społecznych zatrzymać się nie da. Otóż nie. Patrząc w historię, można zauważyć, że na początku drugiego tysiąclecia po Chrystusie, gdy również wydawało się, że nic zrobić nie można wobec militarnej i kulturowej ekspansji islamu, podjęto wysiłek krucjat. Oczywiście, poprawnie myślący zaraz oburzą się, że zachęcam do wojny. Nic podobnego, choć i tego nie wykluczam. Ale siła krucjat płynęła z odbudowy jedności opartej na rodzących się zrębach cywilizacji zachodniej. Ta jedność nie była jednością w dzisiejszym sensie unifikacji lewicowej. W jednym ordynku szli ludzie pod różnymi sztandarami i z różnych krajów, mówiący różnymi językami. Jednoczyło ich tylko to, że znali swoją tożsamość, różną od tej stojącej im na drodze. I nie ustępowali. Choć dzisiaj głosi się potrzebę ustępliwości. Ale jak stwierdzał G.K. Chesterton – jeśli chcesz zachować równowagę, centymetr ustępstwa ma kolosalne znaczenie.

Ks. Jacek Świątek