Usłyszeć Dobrą Nowinę
Czuwaniu towarzyszyło hasło: „Chrześcijańska rodzina”. Spotkanie jak zawsze rozpoczęło się od wspólnej modlitwy Apelem Jasnogórskim i dziesiątkiem różańca. Potem było powitanie, zawiązanie wspólnoty i konferencja. T. Budzyński najpierw krótko się przedstawił: Mam 54 lata, żonę i dwoje dzieci. Zajmuję się muzyką i malarstwem. Wspominał, że jego kontakt z Bogiem i Kościołem urwał się za czasów szkoły średniej.
Już wtedy przestał uczestniczyć we Mszy św. i chodzić na katechezę. – Dopiero teraz zaczynam rozumieć, co to znaczy być chrześcijaninem. Nie można nim być tylko dlatego, że coś się przeczytało, ono nie jest teorią, moralizmem czy zbiorem przykazań. Za młodych lat w kościele słyszałem ciągle o tym, że trzeba nam zasłużyć na życie wieczne. Wiedziałem, że jestem grzesznikiem, że na nic nie zasługuję. Stwierdziłem więc, że szkoda mi czasu na kościół. Dopiero później zrozumiałem, że aby naprawdę być chrześcijaninem, trzeba spotkać żywego Jezusa – mówił T. Budzyński.
Kłótnie przy otwartych drzwiach
Muzyk opowiadał, że wszystko zaczęło zmieniać się w jego życiu od udziału w katechezach neokatechumenalnych. Tu po raz pierwszy usłyszał, że jest kochany przez Boga.
– Byłem wtedy punkiem, buntowałem się, nie miałem żadnych autorytetów. Patrzyłem na moich rodziców… i nie chciałem być taki, jaki oni. Oni chodzili do kościoła, „bo tak trzeba”. Obserwowałem ich i pytałem sam siebie, dlaczego kłamią i nienawidzą się, mimo że chodzą na Mszę. Nie mogłem patrzeć na tę obłudę. Uciekałem z domu. Dopiero później zrozumiałem, że aby być wierzącym, trzeba też spotkać na swojej drodze prawdziwych chrześcijan – mówił pan Tomasz.
Potem opowiadał o swojej rodzinie. Jest żonaty od 23 lat. – W swojej żonie zakochałem się już pięć razy. Kocham ją bardzo, ale małżeństwo nie jest czymś łatwym. Często się kłócimy, jednak zawsze robimy to przy otwartych drzwiach. Nie ukrywam tego przed dziećmi. Niech widzą, jaki ze mnie cham. Nie uznaję cichych dni. To sadyzm. Jak mogę nie odzywać się do kogoś, kogo kocham? Zawsze proszę żonę o przebaczenie przy dzieciach. Kiedy ją przytulam, dzieci podbiegają do nas i obejmujemy się we czwórkę. Kłótnie niosą śmierć, ale przebaczenie pozwala nam zmartwychwstać. Pewien znajomy paulin powiedział mi kiedyś: „dzieci nie trzeba wychowywać, trzeba tylko kochać swoją żonę”. One wszystko widzą, obserwują moją hipokryzję i fałsz, ale chcę, by zobaczyły też moje chrześcijaństwo. Trzeba je wynosić z domu – przekonywał T. Budzyński.
Dotknąć Jezusa
Czuwaniowej Mszy przewodniczył ks. Mariusz Baran. Kazanie wygłosił ks. Piotr Witkowicz. Mówił m.in. o tym, że Boga można poznawać ciągle i na nowo.
– Dobrym owocem czuwania niech będzie otwartość na to, co zrodzi się w tobie po tym spotkaniu. Bądź otwarty na Boga i sposoby Jego działania oraz na to, kim jesteś. Stać cię na wszystko i to w dwojakim znaczeniu. Jesteś zdolny do każdego zła; wiele zależy od warunków, w jakich żyjesz. Jesteś też zdolny do każdego dobra. To wielka łaska Boża. Bądź otwarty, a nie krótkowzroczny, i proś o Ducha mądrości – wzywał ks. Piotr.
Po Eucharystii młodzi wzięli udział w adoracji. Wzorem kobiety, która dotknęła szaty Jezusa i została uzdrowiona, mogli podejść do Jezusa wystawionego na ołtarzu i powierzyć Mu sprawy, które uważają za niemożliwe do rozwiązania w ich życiu. Z tej okazji skorzystali prawie wszyscy uczestnicy NCM. Kolejne spotkanie odbędzie się już 18 listopada.
AWAW