Spisowe konflikty
Główna Komisja Spisowa poleciła poufnie gubernatorowi siedleckiemu, aby rachmistrze sporządzający spis wcale nie pytali byłych unitów o wyznanie i język. Dane o nich winni byli spisywać na kartach spisowych zgodnie ze wskazówkami pełniącego obowiązki generał gubernatora warszawskiego Aleksandra Imeretyńskiego na zasadzie zeznań osób urzędu gminnego i wiejskiego (sołtysów).
Poufna ta wiadomość przedostała się jednak na forum publiczne. We wsi Krzyczew k. Pratulina do rąk ludności dostało się pismo urzędowe Świątobliwego Synodu Petersburskiego do tamtejszego popa „aby nie przeszkadzał ludności zapisywać się jako katolicy, bo to się później przerobi wg uznania władzy”. Pop pratuliński nieopatrznie udostępnił wiernym kopię tego ukazu z uwagą, że ich dalszy opór nie ma sensu. Roztropni unici zrobili z niego odpisy i rozprowadzili je nie tylko po okolicznych wioskach, ale podali do druku w prasie zagranicznej, w czasopismach „Polak” i „Przegląd Wszechpolski”.
Wieści o takich manipulacjach spisowych wywołały opór nie tylko na Podlasiu. Pod koniec1896 r. w „Zorzy” ukazał się artykuł wyjaśniający chłopom, że rachmistrzowie zobowiązani są wypełniać arkusze spisowe zgodnie z oświadczeniem ludności. Redaktor naczelny tej gazety Maksymilian Malinowski przekazał znaczną liczbę egzemplarzy tego numeru m.in. Edwardowi Eichlerowi z Międzyrzeca Podlaskiego, wspierającemu unitów, prosząc go, aby ten rozprowadził je dalej. Gdy rozpoczął się spis, poinformowani już unici pilnie przestrzegali, aby dane były prawdziwe, zgodne z zeznaniem ludności i dlatego gdy zauważyli nieprawidłowości, doszło do wielu wystąpień. 3 stycznia 1897 r. we wsi Jabłoń chłopi początkowo nie zgodzili się udzielać odpowiedzi rachmistrzowi, gdyż dał się poznać jako niewiarygodny. W wiosce Chlebczyn k. Sarnak do domu rachmistrza wdarł się tłum, domagając się wydania wypełnionych przez niego arkuszy spisowych. W Dobryniu k. Małaszewicz jeden z grupy włościan demonstracyjnie porwał w mieszkaniu arkusz i oświadczył w imieniu pozostałych, że nie mają zamiaru uczestniczyć w spisie i nie będą udzielać żadnych odpowiedzi, chyba że spełni się ich żądania. Domagali się wypełniania arkuszy spisowych w obecności ich przedstawicieli, zatwierdzania tych wpisów przez wójta i wydania im uwierzytelnionych kopii. 7 stycznia chłopi w Jabłoniu wspólnie z byłymi unitami z wioski Paszenki w liczbie ok. 80 osób wdarli się do urzędu gminy i domagali się wydania wypełnionych już arkuszy spisowych, które chcieli zniszczyć. Doszło do głośnych starć z przedstawicielami władz we wsiach Bohukały i Woroblin w pow. konstantynowskim oraz w Woskrzenicach w pow. bialskim. Unici z Zaczopek i Bohukał sami urządzili spis, a wójta – żeby nie przeszkadzał – zamknęli na trzy dni w areszcie gminnym. W powiecie siedleckim włościanie ze wsi Pióry odmówili uczestniczenia w spisie i domagali się, aby arkusze wypełniano w języku polskim. We wsi Opole w ówczesnym pow. włodawskim ludność zagroziła naczelnikowi powiatu użyciem kos, gdy ten zamierzał uciszyć jej protesty nasłaniem Kozaków, i żądali wykazania na listach, że są wyznania rzymskokatolickiego. We wsi Dołholiska chłopi rozbili szafę w szkole, w której znajdowały się sporządzone przez nauczyciela spisy, do których odmówiono im wglądu. Listy te chłopi zabrali, a za zniszczoną szafę zapłacili nauczycielowi 30 rubli. Unici z Rozwadówki przepędzili ze wsi kijami nauczyciela, który wbrew ich oświadczeniom wpisywał im wyznanie prawosławne. Gdy naczelnik zarządził areszt jednego z chłopów, gromada obroniła go przed aresztowaniem. W Próchenkach w pow. konstantynowskim włościanin Teodor Maciejuk z wioski Dawidy namawiał mieszkańców, aby nie dopuścili do spisu, potem chodził po wiosce i zbierał pieniądze na wyjazd do Petersburga. Panowało bowiem przekonanie, że car pozwolił robić spis zgodnie z wolą poddanych. W Łosicach tylko czwarta część mieszkańców wyraziła zgodę na dobrowolne uczestnictwo w spisie, pozostali przyszli do urzędu gminnego i domagali się, aby im wydano drugi egzemplarz arkusza spisowego. Głosili przy tym: „Nas już sam Hurko, zdrajca i mamiciel, oszukał, teraz my nikomu nie wierzymy. Dajcie nam arkusze, a my sami powołamy komisję spisową i zawieziemy osobiście do cara”.
Wiadomo, że na początku stycznia 1897 r. grupa włościan z wiosek Błotków, Łobaczew i Małaszewicze skierowała do ministra spraw wewnętrznych w Petersburgu telegram, w którym skarżyła się na samowolę administracyjną. Pisano w nim: „Mamy honor prosić ze łzami i na kolanach Waszą Ekscelencję, aby spisywano nasze wyznanie zgodnie z oświadczeniem i w naszej obecności”. Podobny telegram wysłali włościanie wsi Bohukały. Gdy w Janowie Podlaskim groziło aresztowanie wielu sołtysom pow. konstantynowskiego za opór stawiany przeciw fałszowaniu spisu, wraz z sołtysami przybyło do urzędu powiatowego dobrowolnie kilkuset chłopów. Naczelnik powiatu zaniechał aresztowań, poprzestając na obelgach, wyzwiskach i groźbach. Wśród chłopów pow. radzyńskiego krążyła opinia, iż należy pokazać carowi, że oporni są katolikami. Dlatego zaczęto zbierać składki na wyjazd delegacji do Petersburga. Składki takie organizowano w Rudnie, Wiskach, Worońcu, Paszenkach, Radczu, Wohyniu, Gęsi i Kostrach. We wsi Zasiadki k. Międzyrzeca włościanin Tomasz Moczulski pobierał na ten cel od każdej rodziny unickiej po 75 kopiejek i pieniądze przekazał Bartłomiejowi Wasilukowi z Krzewicy. W Żabcach zbiórkę na ten cel przeprowadzał Leon Łukaszuk, w Zahajkach Stefan Zacharczuk, w Łózkach Teodor Zacharczuk, w Tuliłowie Jakub Wasiluk.
Józef Geresz