Symboliczne zwycięstwa
W czerwcu 1897 r. wtrącono do więzienia w Białej Podlaskiej 18 włościan. Jednego z nich Jana Rumowskiego podejrzewanego o agitację antyspisową trzymano w lochu o chlebie i wodzie. Szczególnie znęcano się nad unitami z gminy Bohukały. W sumie aresztowano tam 83 osoby, które oskarżono o bunt przeciwko wójtowi Sterniczukowi.
Jeden z więźniów Tomasz Stefaniuk z Kuzawki pobity przez strażnika kluczami po twarzy stracił zęby. Inny z uwięzionych Jakub Chajczuk z Krzyczewa wspominał, że gdy siedział w piwnicach zamku w Białej, do jego celi napuszczano wodę. Aresztowanych trzymano w okropnych warunkach ok. sześciu miesięcy i wreszcie wytoczono im proces. Część oskarżonych z Sakowicz, Mokran i Zaczopek ukrywała się. Przed procesem kilku oskarżonych, którzy byli w stanie wnieść kaucję w wysokości 500 rubli, zwolniono do domu.
Unici postanowili bronić się w sądzie. Za poradą proboszcza z Janowa Podlaskiego wzięli adresy do znanych adwokatów w Warszawie i udali się tam. Jdnak wszyscy trzej adwokaci po zorientowaniu się w sprawie odmówili obrony i odesłali ich do prezesa Izby Adwokackiej Pepłowskiego. Ten także odmówił. Wówczas jeden z unitów Jakub Chajczuk podniósł głos: „My, prości ludzie, za wiarę cierpimy, katują nas, grozi nam Sybir, a wy, uczeni katolicy, nawet nas bronić nie chcecie? Gdzież szukać ratunku? Pozostał tylko Bóg!”. Prezes Izby Adwokackiej zmiękł i miał łzy w oczach. Rzekł: „Dobrze, będziemy was bronili, dostaniecie trzech obrońców, ale do czasu tajemnica”. „Ile się będzie należało?” – zapytał Chajczuk. „Nic, niech nam Bóg zapłaci!”.
Przed procesem jeden z adwokatów rozmawiał z oskarżonymi w więzieniu. Proces trwał trzy dni. Brali w nim udział m.in. naczelnik powiatu konstantynowskiego, komisarz policji, wójt gminy Bohukały Sterniczuk, właściciele ziemscy Ludwik Bryndza z Woroblina, Stanisław Kuczewski z Krzyczewa, Karol Karpiński z Kołczyna i wielu innych. Bronili oskarżonych adwokaci: Stankiewicz, Pasierbiński i Kamiński. Byli wytrwali, mimo iż sędziowie i prokuratorzy rosyjscy zmieniali się. Cytowali dla nich myśl Napoleona: „Państwo jest mocne, gdy sądy są mocne, tj. sprawiedliwe”. Przytaczali słowa rosyjskiego pisarza Gogola: „Zebrało się wielu ludzi w miasteczku, wszyscy byli źli, tylko jeden prokurator był porządny, ale i on okazał się świnią”.
Oskarżeni zeznali, że zbierali po jednym rublu, aby wysłać do cara delegację ze skargą. Prokurator żądał dla nich więcej niż dziesięć lat więzienia. Adwokaci tak umiejętnie pokierowali procesem, iż wyszło na to, że wójt zdeptał ukaz carski i doprowadził ludzi do buntu. Główny oskarżyciel – naczelnik powiatu na trzykrotne zapytanie sędziego, co wie w tej sprawie, gryzł nerwowo rzemień od kabury pistoletu i rzekł w końcu: „Nic nie pamiętam”. Ostatecznie wójt przegrał proces i musiał pokryć jego koszty.
W innej sprawie odwagą wykazał się sędzia gminny, właściciel majątku Ławki k. Łukowa Stanisław Lewicki. W kwietniu 1897 r. nastąpiła zmiana na stanowisku kuratora Warszawskiego Okręgu Naukowego. Na miejsce Apuchtina, który głosił, że nie ustąpi ze swego stanowiska, aż każda Polka nad kołyską swego dziecka śpiewać będzie piosenki rosyjskie, mianowany został oberpolicmajster z Odessy – Ligin. S. Lewicki postanowił zainicjować zmianę polityki oświatowej. Udał się do nowego kuratora i przedstawił się jako ziemianin, który chce dobrze wychowywać swe dzieci w służbie Bogu i społeczeństwu. Tymczasem w szkołach prowadzi się taką politykę jak Bismarck w Niemczech, siły i żelaza. Uczniowie nie czują rodzicielskiego stosunku do nich, tylko przymus. Szerzą się w nich idee buntownicze. Dał do zrozumienia, że jako jeden z przedmiotów powinien być wprowadzony język polski. Liginowi myśl ta wydała się dobrą. Gdy wizytował Gimnazjum w Białej Podlaskiej, powiedział do tamtejszego dyrektora Solskiego, że należałoby wprowadzić w tej szkole język polski. Zdumienie ogarnęło tego polakożercę i innych, gdyż dotąd wydalano stąd uczniów za rozmowę po polsku. Po półrocznym urzędowaniu Ligin nagle zmarł i projekt upadł.
W roku 1898 odbyła się znowu tajna misja jezuicka na Podlasiu. Najpierw wznowił swą działalność br. Marian, który rozprowadził wśród unitów przywiezione z Krakowa metryki chrztu. Potem dopomógł im w wysłaniu listu do papieża. W marcu 1898 r. przybył do powiatu bialskiego ks. Pydynkowski i zatrzymał się w Piszczacu. Razem z br. Marianem pracowali dzień i noc. Wzmożony ruch kobiet zwrócił uwagę strażników. Misjonarzowi i jego pomocnikowi udało się zbiec, ale gospodarza, u którego odbywała się posługa, skazano na trzy lata zesłania.
24 grudnia 1898 r. doszło do odsłonięcia pomnika Adama Mickiewicza w Warszawie. Bojąc się tłumnej manifestacji, władze zezwoliły na udział tylko osób z biletami. Wejście od ulic obstawiono uzbrojonymi żołnierzami. Gdy po sygnałach dzwonu zasłony opadły i ukazał się jakby zmartwychwstały wieszcz, odkryły się głowy wszystkich Polaków i mimowolnie wzrok ich skierował się na stojących w czapkach Rosjan. Zawstydzeni Moskale pobledli i również zdjęli czapki. Czyż nie było to zwycięstwo ducha? [kiedyś za czytanie ksiąg Mickiewicza dwaj Horoszewiczowie z Białej Podlaskiej powędrowali na Sybir]. W tej uroczystości wzięło udział kilku Podlasian, m.in. unita Tomasz Stefaniuk z Kuzawki, S. Lewicki z Ławek, ale najbardziej utrwalił się w pamięci potomnych obraz, gdy Podlasiak z Woli Okrzejskiej – sławny pisarz Henryk Sienkiewicz podprowadził córkę Mickiewicza do cokołu pomnika. Przygotował mowę, ale nie dano mu jej wygłosić. Każdy z obecnych Polaków odchodził z tej uroczystości z wewnętrznym postanowieniem, że trzeba się dźwigać z niewoli.
Józef Geresz