Pokój w sercu – największy skarb
Uświadomiłem sobie, że sam z siebie niewiele mogę, że muszę wyciągnąć rękę i poprosić o pomoc, że jest ktoś taki, jak Jezus, który w Ewangelii mówi rzeczy niesamowite: że nie musi tak być, że nie musisz żyć w ciągłej udręce, w poczuciu, że życie cię przerasta, wystarczy, że podążysz za Mną, a będziesz w stanie przejść przez wszystko. Dziś mogę powiedzieć, że to prawda. Zawsze będę z tobą - mówi Bóg do człowieka - ty bądź tylko wierny.
Czy rzeczywiście aż tak źle jest ze współczesnymi mężczyznami, że – jak Pan stwierdza – zbliżają się do Boga, kiedy zaliczą glebę?
Znam mężczyzn, którzy nie musieli sięgać dna, znam też takich, którzy nie zwracają się w kierunku Boga, bo jest im to niepotrzebne. Ja jestem akurat takim mężczyzną, który musiał zaliczyć glebę, by zdać sobie sprawę z tego, że nie wszystko od niego zależy, że musi czasami wyciągnąć rękę, poprosić o pomoc. Że nie jest supermanem, twardzielem, który daje sobie ze wszystkim radę. Mężczyźni mają nieraz duży problem z tym, by zapytać o drogę, kiedy są w obcym mieście i nie posiadają nawigacji. Wstydzimy się, boimy upokorzenia, okazania słabości. Potem zamiast jechać do celu pięć minut, zajmuje nam to dwie godziny, bo szukamy drogi na własną rękę. W końcu dojedziemy, ale po co tyle nerwów, straconego czasu, kiedy można krócej, lepiej, łatwiej i przyjemniej?
Są więc mężczyźni, którzy nie zaliczyli gleby, wierzą w Boga i są z tego powodu naprawdę szczęśliwi – „błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Zdarzają się jednak i tacy, którzy muszą uczyć się na porażkach. I dlatego dojście do „ziemi obiecanej” zajmuje im więcej czasu niż tym, którzy od razu wiedzieli, gdzie szukać wskazówek. ...
Kinga Ochnio