Szukając w korcu maku
Nie ma świąt bez maku! - mówi dobitnie Barbara Puacz-Mazurek z Gminnego Ośrodka Kultury w Hańsku, znawca lokalnej kultury, autorka scenariuszy widowisk teatralnych, od ręki rozwiewając moje wątpliwości, czy warto podejmować temat wprawdzie mocno zakotwiczonego, ale - jak by nie było - jednak drobnego elementu wpisanego w tradycyjne obchody Bożego Narodzenia.
Bezpośrednim powodem tego, że nikt już maku na własne potrzeby nie sieje, stał się zakaz związany z przeciwdziałaniem narkomanii. Dawniejsze gatunki były tzw. odmianami wysokomorfinowymi.
Zmiana w przepisach dotyczących uprawy maku była kłopotliwa i dla mieszkańców wsi, i dla organów stojących na straży porządku publicznego. Zmuszeni do pilnowania prawa milicjanci karali gospodynie, które – często nieświadomie – siały mak na swoje potrzeby, tak jak ich matki i babki. A czasami robiły to z premedytacją. – Pamiętam, że była to niekiedy swego rodzaju próba sił. Kobiety na wsi wiedziały, że nie można, ale chciały ten zagonek na swoje wypieki mieć. Żeby czerwone kwiaty nie rzucały się w oczy, wsiewały mak w buraki albo kukurydzę – wspomina wójt gminy Skórzec Stanisław Kaliński. – Ale to im się nie opłacało, bo musiały zapłacić karę, a plantację zniszczyć. I nie pomagały żadne tłumaczenia. Nie było pomiłuj!
Kiedy pytam w bialskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego o to, kto i na jakich zasadach uprawia dzisiaj mak, odsyłają mnie do urzędów gmin. – To oni wiedzą, bo wydają zezwolenia – słyszę. A w urzędach gmin radzą, żeby dzwonić w tej sprawie gdzieś wyżej, bo u nich takich upraw nie ma. ...
Monika Lipińska