Komentarze
Źródło: WIKIPEDIA
Źródło: WIKIPEDIA

Rabacja polska

W życiu każdego człowieka są chwile, o których woli nie pamiętać. Wstyd towarzyszący niektórym wspomnieniom może stawać się niekiedy podstawą bolesnych i odzywających się po wielu latach kompleksów i traum. Podobnie bywa w życiu zbiorowym.

19 lutego przypada kolejna rocznica pogromu galicyjskiego - tzw. rabacji chłopskiej. Zawężając wspomnienia historyczne, można powiedzieć, że było to zbrojne wystąpienie chłopstwa przeciwko ziemiaństwu, a dokonało się ono z inicjatywy i przy znacznej inspiracji austriackich władz zaborczych. Celem działania okupanta stała się chęć - z jednej strony - powstrzymania możliwego wybuchu powstańczego, z drugiej zaś poróżnienie Polaków między sobą z jedoczesnym związaniem mentalnym jednej części społeczeństwa z tronem wiedeńskim.

Jeszcze pół wieku później echa tamtych wydarzeń były żywe do tego stopnia, że Stanisław Wyspiański nie wahał się o nich wspomnieć w „Weselu”. To żywe wspomnienie rzezi, w której (skromnie tylko licząc) zniszczono blisko 500 dworów w okręgach: tarnowskim, bocheńskim, sądeckim, wielickim i jasielskim, a śmierć w straszliwych męczarniach poniosło około trzech tysięcy ziemian, tkwiło jak zadra w sercach przedstawicieli obu grup społecznych. Trudno mówić było o jedności narodowej bez wyciągnięcia tej zadry, a strojenie się w chłopskie sukmany i żeniaczki panów z włościankami niczego nie załatwiały, gdyż były tylko literacko-poetyczną zabawą. Do dziś dnia w wielu miejscowościach w tamtych okolicach na cmentarzach, jak wyrzut sumienia, stoją zbiorowe mogiły ofiar ówczesnych wydarzeń.

Po co jednak wspominać je teraz? Być może dlatego, że dużo mogą powiedzieć o naszej dzisiejszej głupocie i łatwości, z jaką poddajemy się medialno-partyjniackim wpływom.

List z zaświatów narodowych

Przeczytałem jedno ze świadectw tamtych dni. Jest to opis napadu na dwór w Prusieku, jaki miał miejsce 23 lutego 1846 r., spisany przez Jana Laskowskiego, który od pięciu lat zarządzał dworem. Sam Prusiek jest dzisiaj spokojną wsią z kościołem pośrodku miejscowości oraz cmentarzem na uboczu. Jednym ze współczesnych znamion świetności pozostaje „Orlik”, a o dziejach tego miejsca świadczy chociażby odkryte cmentarzysko Wandalów z II w. po Chrystusie. Jednym słowem: doskonałe rozpięcie pomiędzy przeszłością a przyszłością. Wracając jednak do wydarzeń 1846 r., znamiennym w opisie J. Laskowskiego są dwie rzeczy: pierwszą z nich są relacje, które łączyły zarządcę z chłopstwem, a drugą – sam opis napadu tegoż chłopstwa na zamieszkały przezeń dwór. Jak sam pisze, przybywszy do Prusieka zastał miejsce całkowicie spokojne. I chociaż wiele przed nim było pracy, ponieważ gospodarstwo okazało się zaniedbane i potrzebowało gospodarza, to jednak nie widział większych przeszkód, a relacje jego z chłopstwem układały się raczej dobrze. Pomagał chociażby w ochronie przed poborem do wojska, o czym w lutową noc 1846 r. nawet beneficjenci jego działań zapomnieli. Mimo iż pozostawali w stosunku pańszczyźnianym, to jednak nie cierpieli od niego żadnych szczególnych utrapień. Cytując Wyspiańskiego: „wsi spokojna”.

Lutowa noc była jednak inna. W opisie odnajdujemy krwawe sceny tamtych wydarzeń: bicie cepami, uprowadzanie ludzi, cięcia nożem, szablami, rabunek, niszczenie mienia. Ustawiano nawet ówczesne „ścieżki zdrowia”: stłoczonych na wozie ludzi (ziemiaństwo, nauczyciele, księża) przepuszczano przez szpaler chłopów dzierżących w swoich dłoniach cepy, pałki, kije i bijących, co popadnie i gdzie popadnie. Jednym z najbardziej budzących wstręt opisów jest spotkanie Laskowskiego z Piotrem Sroką, którego syna wyratował z cesarskiej branki. Podszedłszy do Laskowskiego, uderzył go w głowę drewnianą pałką, z krótkim słowem: „Zdychaj bestio!”. Po lekturze tego tekstu niejeden może zadać pytanie: co takiego wydarzyło się, że nastąpiła taka zmiana relacji? Laskowski sam daje odpowiedź: lud „pozostawał niewzruszenie w spokoju, dopóki go nie usposobiono przez biurokrację do mordów”.

A marksista swoje

W internecie natrafiłem na artykuł, który jednak bardziej mną wstrząsnął, aniżeli owe opisy J. Laskowskiego. W 2012 r. 43-letni popularyzator idei Róży Luksemburg na łamach „Przekroju” pisał m.in. „nigdy wcześniej i chyba nigdy później w polskiej historii nie doszło do wybuchu wyzwoleńczego tak czystego, niezmąconego ksenofobiami i nacjonalizmami, tak jasno i celnie bijącego w samo serce systemu zniewolenia, tak bezlitośnie demaskującego pseudodemokratyczne uzurpacje szlacheckich powstańców, a przy tym całkowicie autonomicznego, w pełni kontrolowanego przez tych, których aspiracje znalazły w nim wyraz. (…) Chłopska rebelia podobnie jak rewolucja niewolników były bezpośrednim sięgnięciem po to, co postępowa elita jedynie obiecywała, a w dodatku dokonanym bez pośrednictwa owej elity. (…) rabacja była niemal całkowicie wolna od barbarzyńskich ekscesów. W gwałtownym ruchu analfabetów nie było chaosu, ksenofobii, antysemityzmu czy gwałtów na kobietach. Okrucieństwo precyzyjnie skoncentrowano na panach i ich pomagierach – dworskich oficjalistach, karbowych, ekonomach. (…) Dla chłopów była czymś więcej niż odpłatą – stanowiła racjonalne, sprawnie przeprowadzone i skuteczne działanie. Przełożyła wielopokoleniowe doświadczenie poddaństwa i upodlenia na ruch zmiany społecznej. W wielu wsiach doprowadziła do czynnego podziału ziemi panów między chłopów. Zamiast formułowania postulatów i apeli do władz rabanci nauczyli się sami je realizować. (…) Do rabacji galicyjskiej znakomicie pasują słowa Slavoja Zizka: za późno i za mało”.

I na koniec wisienka na torcie: „dziedzictwo rabacji, jednego z nielicznych przykładów autonomicznego ruchu samostanowienia ludu w polskiej historii, wydaje się bardzo aktualne i żywe. Nie potrzeba nam pomników dla Szeli, ale raczej twórczej, dokonanej innymi środkami, kontynuacji jego dzieła”. Włos się po prostu jeży. Zwłaszcza, jeśli dodać zachwyt tego pana, że działania podpuszczonego przez zaborcę chłopstwa udaremniły plany powstania narodowowyzwoleńczego.

Ale nie tylko marksizm

Jest we wspomnieniu tamtych dni jeszcze jeden aspekt. Obserwujemy dzisiaj w przestrzeni publicznej napływ niesamowitego chamstwa i zdziczenia. Młodzi ludzie podrzucający pluszową kaczkę w sierpniu 2010 r. na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i krzyczący ze śmiechem: „Jeszcze jeden”, to najlepszy tego przykład. Być może byli oni przekonani, że realizują swoją wolność, że ideał całkowitego liberalizmu posuniętego aż do anarchii jest właściwy, że walczą w słusznej sprawie. To samo widzimy i dzisiaj. Warto jednak zadać sobie pytanie: czy przypadkiem nie stoi za tym ktoś inny, umiejący podbijać nastroje społeczne i wygrywać na nich. W końcu słowo „rab” i pochodne od niego „rabacja” oznacza zwykłą niewolę. Janusz Kurtyka, na dwa dni przed wydarzeniami smoleńskimi, powiedział: „System się zamknął, teraz zaczną znikać ludzie”. To zdanie pasuje do tamtych wydarzeń. Mam nadzieję, że otrzeźwiejemy, by nie pasowało do nas dzisiaj.

Ks. Jacek Świątek