Kultura
Źródło: JS
Źródło: JS

Tworzenie – mój codzienny posiłek

Janusz Woliński, włodawianin, rzeźbą i malarstwem zajmuje się od lat młodzieńczych. W 1985 r. miał indywidualną wystawę prac rzeźbiarskich w Domu Polonijnym w Antwerpii.

Od lat 90 uczestniczy w licznych plenerach, m.in. w Pieniężnie, Jabłoni, Gródku, Kozienicach, Woli Uhruskiej, Włodawie, a także na Białorusi: Grodnie, Brześciu i okolicach Pińska. W 2010 r. zorganizował wystawę malarską „Czas na pamięć” poświęconą Żydom dawniej mieszkającym we Włodawie. Od lat interesuje się również ikonografią. W 2016 r. Janusz Woliński otrzymał od ministra kultury i odznakę Zasłużony dla Kultury Polskiej.

Z Januszem Wolińskim, rzeźbiarzem i malarzem, rozmawia Joanna Szubstarska.

Jak wyglądały początki Pańskiej twórczości rzeźbiarskiej?

Pierwszą rzeźbę wykonałem, gdy miałem 14 lat. Powstała ona z płyty gipsowej. Wówczas nie miałem bowiem wyobrażenia o materiale. Ot znalazłem rozbitą płytę i zacząłem w niej rzeźbić. Po prostu. Moja praca przedstawiała żołnierza WOP stojącego obok przygranicznego słupa, jakie mamy we Włodawie. Była to właściwie płaskorzeźba 30 x 20 cm. Dziś pozostała mi po niej jedynie fotografia. Kolejna praca przedstawiała pchającego głaz mitologicznego Syzyfa, który z wysiłku opiera się na kolanie – w takiej pozie uchwyciłem tę postać. Następnie powstała Matka Boża. Rzeźbienie wówczas bardzo mnie pociągało, szukałem sposobów, aby nadal tworzyć. Moje pierwsze próby w drewnie – miałem wtedy ok. 18 lat – były przedstawieniami masek. Zacząłem przystosowywać swoją pracę do materiału, z którego miała powstać. Ostatecznie drewno okazało się trudne do obróbki.. W tamtym czasie wciąż robiłem maski w korze topolowej. Pod koniec lat 70 przy Włodawskim Domu Kultury powstało stowarzyszenie skupiające twórców ludowych i plastyków amatorów. Zapisałem się, a koledzy namówili mnie do zorganizowania wystawy. Zaprezentowałem na niej rzeźby postaci z okolic nadbużańskich.

Tematy nadbużańskie wciąż pojawiają się w twórczości rzeźbiarzy i malarzy z Włodawy i okolic…

Bo to bardzo istotne motywy. Poza tym warto utrwalać krajobraz rzeki Bug, a także – jak to często dzieje się na plenerach z udziałem naszych przyjaciół z Ukrainy – pokazywać postaci, które zamieszkują Polesie. Dawniej jeździłem na wycieczki rowerowe, obserwując okolicę i mieszkańców. Owocem tych wypraw były moje prace.

Z której z pochodzących z tamtego okresu prac jest Pan najbardziej dumny?

Z płaskorzeźb prezentujących ginące zawody, m.in. garncarza, prządkę z kołowrotkiem, kowala. Otrzymałem za nie wyróżnienie w konkursie wojewódzkim. Zresztą są one do dzisiaj prezentowane we włodawskim ochotniczym hufcu pracy. Jedna z nich – zatytułowana „Legiony” i przedstawiająca gotowe do szturmu wojsko polskie z Józefem Piłsudskim na czele – ma dla mnie szczególne znaczenie.

Pana prace znajdują się też w kościołach i kapliczkach w okolicy. Gdzie konkretnie można je spotkać?

Na przykład w świątyni w Woli Uhruskiej znajdują się dwie stacje drogi krzyżowej, które wykonałem podczas odbywającego się akurat w tej miejscowości pleneru. Z kolei w Horodyszczu k. Wisznic wyrzeźbiłem w lipie naturalnych rozmiarów figurę Chrystusa ukrzyżowanego. Jedynie trzymetrowy krzyż wykonałem z dębu. Kiedyś umieszczono go na głównej ścianie. Jednak gdy wstawiono ołtarz, krzyż został przeniesiony do zakrystii, gdzie znajduje się do dziś. Wykonałem także postać św. Nepomucena do kapliczki stojącej między Wereszczynem a Sękowem. Moja rzeźba zastąpiła pracę nieznanego artysty, która była tak bardzo zniszczona, iż nie dało się jej odrestaurować. A szkoda, bo wyszła spod ręki utalentowanego rzeźbiarza. Zresztą za zgodą księdza proboszcza zabierałem tę pracę do domu i, wzorując się na niej, tworzyłem swoją. W Osowie natomiast znajdują się krzyż z wizerunkiem Chrystusa oraz rzeźbiona szafka na monstrancję. W 2014 r. do kościółka w Suchawie wyrzeźbiłem postać św. Ambrożego, patrona pszczelarzy. Figura, która była wykonywana podczas pleneru organizowanego przez Nadleśnictwo Włodawa, powstała z drewna dębowego. Natomiast pokłosiem pleneru rzeźbiarskiego sprzed dwóch lat o tematyce związanej z Janem Pawłem II była rzeźba Papieża Polaka, którą przekazałem do Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Pawła II w Biłgoraju.

Dąb jest drewnem twardym. Wykonanie figury z takiego materiału raczej nie należało do najłatwiejszych.

Dąb jest twardy tylko wtedy, kiedy drewno jest wysuszone. Jeśli ma ono odpowiedni stopień wilgotności, jego obróbka niewiele różni się od np. drewna lipowego.

Lepiej pracuje się Panu w domu czy w plenerze?

Od końca lat 90 skupiłem się na rzeźbie plenerowej. Pomieszczenia domowe są zbyt małe, abym mógł się wykazać. Dużo czasu poświęciłem na pracę twórczą przy budynku Stowarzyszenia Twórców Kultury Nadbużańskiej im. Janusza Kalinowskiego we Włodawie. Zarówno w środku, jak i na zewnątrz stoją moje rzeźby moje autorstwa przedstawiające np. muzyków z kapeli w regionalnych strojach. Figury są naturalnych rozmiarów. Dodatkowo są one pomalowane.

Postać zakonnika – paulina – Pana autorstwa od lat znajduje się w podcieniach włodawskiego muzeum, Pana rzeźby stoją także w budynku nadleśnictwa. Natomiast w STKN można oglądać Pana prace malarskie. Czy ta forma jest w Pana twórczości równie ważna jak rzeźba?

Jak najbardziej. Pierwszy obraz namalowałem, będąc nastolatkiem. Miałem wielki zapał do tworzenia. Jednak problemem było zdobycie odpowiednich materiałów. Zaczynałem od grafiki, potem moje zainteresowania poszły w kierunku malarstwa. Kiedy przychodziłem ze szkoły, zasiadałem do rysowania, zapominając o lekcjach. Tworzyłem do późnych godzin nocnych. Wtedy powstawały głównie portrety.

Dziś sporo portretów Pana autorstwa znaleźć można w okolicy.

Rzeczywiście. W muzeum w Jabłoniu jest np. portret Augusta Zamoyskiego. Teraz przygotowuję się do wykonania wizerunku rzeźbiarza – również Augusta Zamoyskiego, syna Tomasza Zamoyskiego i Ludmiły z węgierskiej linii Zamoyskich. Mam już opracowany szkic. Pozostaje zabrać się za malowanie.

Nie stroni Pan również od sztuki sakralnej.

To prawda. Na wystawie tematycznie nawiązującej do modlitwy i obrzędów w judaizmie, której organizatorem było Muzeum Ziemi Chełmskiej, pokazano moje obrazy przedstawiające Żydów. Natomiast podczas tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Kolęd Wschodniosłowiańskich w Terespolu zaprezentowałem prace pn. „Jezus w świątyni. Rozmowa z mędrcami”, „Chrystus w koronie cierniowej”, „Chrystus u Marty i Marii”, „Matka Boża z Dzieciątkiem” i „Maryja z Chrystusem zdjętym z krzyża”.

Obecnie we włodawskiej galerii Na parterze prezentowane są Pana ikony. Kiedy zachwycił się Pan tą formą?

Podczas pleneru w Pieniężnie w 1998 r. spotkałem Igora Nakoniecznego, malarza z Tarnopola na Ukrainie, który zainteresował mnie ikoną do tego stopnia, że sam postanowiłem spróbować. Zresztą lubię wyzwania. Pamiętam, że Igor napisał mi nawet recepturę na przygotowanie farb oraz deski. Muszę przyznać, iż dopiero po kilku latach doszedłem do takiej wprawy, aby zrobić to samodzielnie. Kiedy wykonuję daną pracę, np. postać świętego, staram się dokładnie poznać żywot danej osoby, a w trakcie wykonywania pracy myśleć wyłącznie o niej. Uważam, że twórca, który chce pisać ikony, powinien dużo czytać i zagłębiać się w lekturę żywotów świętych.

Więcej czasu spędza Pan przy sztaludze czy przy drewnie? Jakie są Pańskie marzenia związane z twórczością?

Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, abym przestał malować czy rzeźbić. Praca twórcza to moje życie, mój codzienny posiłek. Większość czasu spędzam właśnie w taki sposób – tworząc. Dni, kiedy nic nie zrobiłem, uważam za stracone. A co do marzeń, to chciałbym stworzyć coś, czego do tej pory w okolicach nie było, coś niespotykanego. Nie umiem dokładnie określić, co to mogłoby być, szukam inspiracji.

Dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego najlepszego w pracy twórczej i spełnienia marzeń.

Joanna Szubstarska