Historia
Reakcje hierarchów i władz rządowych na edykt tolerancyjny

Reakcje hierarchów i władz rządowych na edykt tolerancyjny

7 maja 1905 r. pismo do cara Mikołaja II wysłał biskup lubelski i administrator skasowanej diecezji podlaskiej Franciszek Jaczewski.

Poza wyrazami wdzięczności biskup błogosławił monarchę na wszystkie dni jego panowania, deklarując, że zarówno on, jak i duchowieństwo rzymskokatolickie oraz parafianie będą zanosić do Boga modlitwy dziękczynne w jego intencji. Biskup polecił wykonywać po nabożeństwach dziękczynne Te Deum laudamus.

Jednocześnie 10 maja, po otrzymaniu pisma Komitetu Ministrów z Petersburga, że ma czekać trzy miesiące na wydanie zarządzeń wykonawczych, bp Jaczewski postanowił działać szybko i zdecydowanie. Licząc się z potrzebami ludności i masową konwersją byłych unitów, uznał, że nie może bezczynnie czekać na przepisy wykonawcze. Dlatego 10 maja wydał specjalny okólnik do duchowieństwa parafialnego, precyzyjnie określając zasady postępowania z różnymi kategoriami osób pragnących przyjąć katolicyzm.

Zgodnie z tymi regulacjami wszyscy chrześcijanie wyrażający chęć przejścia do Kościoła rzymskokatolickiego powinni zostać zapisani w specjalnych, sporządzanych po łacinie księgach „Liber conversorum”. W celu usprawnienia pracy proboszczów biskup podzielił konwertytów na trzy kategorie: pierwsza – opatrzona notą „oporni”; druga – ci, którzy przeszli na prawosławie, a obecnie chcą wrócić na katolicyzm; trzecia – z dawna prawosławni, czyli osoby niewywodzące się od przodków unitów.

Pierwszą kategorię należało zapisywać w księgi konwersów przy spełnieniu minimum formalności, nawet z pominięciem tych związanych ze sporządzaniem aktów stanu cywilnego. Osoby drugiej kategorii powinny zostać przeegzaminowane ze znajomości dogmatów Kościoła rzymskokatolickiego, ponadto duchowni powinni odprawić nad nimi rytuał rozgrzeszenia od ekskomuniki „Absolutio ab excommunicatione”. Z tego powodu biskup przyznał wszystkim proboszczom i administratorom, a także wikariuszom parafii filialnych władzę rozgrzeszania z ekskomuniki i przyjmowania nowego wyznania wiary. Najbardziej rygorystycznie traktowane były osoby z kategorii trzeciej. Deklaracje o ich dobrowolnym przyjęciu katolicyzmu należało spisać w obecności dwóch świadków. Konieczne było również wyszczególnienie powodów, które skłoniły je do podjęcia decyzji o zmianie wyznania. Własnoręcznie podpisany protokół, razem z podaniem o uwolnienie od herezji, należało każdorazowo przedłożyć do decyzji władz diecezjalnych. W swej odezwie biskup pisał o konieczności pośpiechu:„w ogóle nie czekając i nie oglądając się na mające wyjść instrukcje władz administracyjnych, które mogą być bardzo uciążliwe i na które długo jeszcze przyjdzie może poczekać, należało stworzyć sobie samemu i wyrobić metodę postępowania najkrótszą i żadnych kosztów dla włościan nie pociągającą”.

W ten sposób biskup bardzo szybko wprowadził edykt w życie, słusznie przewidując przeciwdziałanie miejscowych popów i hierarchii prawosławnej. 13 maja rozpoczął wizytację parafii na terenach pounickich diecezji lubelskiej.

Sam edykt i posunięcia biskupa spotkały się z natychmiastową kontrakcją hierarchii prawosławnej i czynników rządowych. Już 12 maja ihumenia klasztoru w Leśnej Podlaskiej Katarzyna Jefimowska razem z pięcioma chłopami z okolic Leśnej pojechała do Petersburga prosić cara o interwencję w obronie rzekomo umęczonej i zastraszonej ludności prawosławnej. Tego samego dnia abp chełmsko-warszawski Hieronim wydał odezwę do kleru prawosławnego w której informował o wydaniu edyktu tolerancyjnego i wyrażał obawy się o owczarnię nieumocnioną w prawosławiu i narażoną na fałszywe nauki. 16 maja abp Hieronim w piśmie do oberprokuratora Świątobliwego Synodu K. Pobiedenoscewa oskarżał duchowieństwo rzymskokatolickie o kierowanie antyprawosławnymi działaniami i o szerokie dążenie do „usidlenia w kościele ciągnących do niego tzw. opornych”. Sugerował, że dawni oporni po przyjęciu katolicyzmu stali się narzędziem terroru w rękach duchowieństwa łacińskiego, pragnącego „przeciągnąć prawosławnych na katolicyzm groźbami i zastraszeniami”, co było nieprawdą.

17 i 18 maja odbył się w Chełmie zjazd duchowieństwa prawosławnego z obszarów pounickich. Wezwano podczas niego do obrony prawosławia i ruskiej narodowości i postanawiono wysłać do cara delegację składającą się z dwóch duchownych, sześciu lub siedmiu włościan oraz ihumenii klasztoru w Leśnej Podlaskiej. Wizyta tej delegacji rozpoczęła się 24 maja od spotkania z oberprokuratorem K. Pobiedonoscewem. Oberprokurator skierował delegatów do ministra spraw wewnętrznych A. Bułygina.

Podlascy prawosławni włościanie udali się do ministerstwa w wypastowanych butach z cholewami i kożuchach. Areligijny Bułygin nie odpowiedział na ich pozdrowienie, co mocno ich zdezorientowało. Potem udali się do Carskiego Sioła na spotkanie z cesarzem. Rzucili się do carskich nóg i całując je, oświadczyli: „Myśleliśmy, że przeszedłeś na katolicyzm, ale nas okłamali”. Następnie opowiadali, że obecnie źle żyje się prawosławnym i że polski biskup Jaczewski jeździł w towarzystwie kozaków (chodziło o chłopskie banderie). Car miał ich pocieszyć, że prawosławie „pozostanie nienaruszone”.

Po wydaniu edyktu władyka chełmski Eulogiusz w czasie swej wizyty pasterskiej starał się podkreślić, że osoby, które opuściły cerkiew prawosławną, popełniły wielki grzech, a przysięga konwertytów jest nieważna i bluźniercza. Prócz tego władyka zaangażował się w działalność agitacyjną: rozdawał ulotki, w których sprawy wiary przeplatały się z wątkami nacjonalistycznymi i politycznymi, zaklinał w imię cara, wskazywał na Rosję jako jedyną opiekunkę prawosławia, a dla tych, którzy pozostaną przy prawosławiu, obiecał darmo ziemię. Jedna z zakonnic prawosławnych w Leśnej Podlaskiej obiecała tym, którzy powrócą do prawosławia, po 25 rubli nagrody.

19 maja generał-gubernator warszawski wystosował pismo, że księgi metrykalne powinny być prowadzone w języku rosyjskim, a następnego dnia ogłosił, że prawosławnym nie wolno przechodzić na katolicyzm.

Józef Geresz