To na świnię, to na człowieka
Orlica nie ma większych dylematów, bo cokolwiek robić będzie, jej młode wyrośnie na orła. Podobnie i świnia, gdyż niezależnie od podejmowanych przez nią zabiegów zawsze jej młode będą świniami. Tylko człowiecza matka żyje w nieustannym dylemacie, czy wychowa orła, czy też…?
Przypomniałem sobie ów dylemat, gdy czytałem komentarze niektórych polskich dziennikarzy na temat odkryć w czasie ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej. I chociaż dla niektórych osób ich wypowiedzi wydawały się wręcz orle, ja miałem wrażenie, że słyszę odgłosy wychowywania innego stworzenia.
Cztery nogi: dobrze, dwie nogi: źle
To hasło wzięte z „Folwarku zwierzęcego” Orwella również nadawało się do opisu owych wypowiedzi „kwiatu” ciemiężonego przez obecną władzę dziennikarstwa. Skandaliczne i makabryczne odkrycia, stwierdzenia, że w trumnach znajdowały się szczątki wielu osób, i to nie tylko w małych fragmentach ciał, ale nawet kilka głów w jednej trumnie, nie stanowiły żadnego problemu dla owych pismaków. Przecież dla nich jest to normalne, że tak właśnie powinny przebiegać pochówki osób, które zginęły w jednej z największych polskich tragedii powojennych. Stwierdzone wcześniej fragmenty jakichś elementów drewnianych i niedopałki papierosów zaszyte w ciałach ofiar jawią się przy tych odkryciach niemal jak pieszczota. Ale to, że w taki sposób potraktował polskie ofiary aparat biurokratyczny w Rosji, to jakoś nie dziwi. Wszak nie od dzisiaj wiadomo, że hasło leninowskie, by po trupie Polski dojść do europejskiej rewolucji, wiecznie jest żywe, jak postać wodza rewolucji w wierszach Majakowskiego. Zresztą idea panslawizmu rosyjskim i radzieckim mocodawcom zawsze służyła instrumentalnie dla realizacji interesów Imperium, niezależnie od tego, kto aktualnie zasiadał na Kremlu. Zdziwienie przechodzące w odrazę i wstręt budzi wspomniane zachowanie polskich dziennikarzy, którzy nawet wobec ujawnionych faktów są jeszcze w stanie podnosić głosy, iż wtedy państwo zdało egzamin, a teraz władze „walczą trumnami”, a poza tym na wszystko należy spuścić zasłonę milczenia. Podnoszono również argument, iż w końcu nie jest ważne, kto w jakim grobie spoczywa, bo przecież najważniejsza jest pamięć. Przypomniałem sobie wówczas, że te same periodyki, które teraz reprezentują całkowity relatywizm wobec uczuć najbliższych ofiar smoleńskich, całkiem niedawno (jakieś półtora roku temu) podnosiły larum, gdy okazało się w pewnym prosektorium, iż wydano nie to ciało, które wydać miano. Żądały prokuratorskich śledztw, bo przecież narażano rodziny na stres, nie liczono się z ludzkimi uczuciami, a ostatecznie rodzina ma prawo wiedzieć, przy czyim grobie się modli. Takiej empatii nie wykazują jakoś w przypadku rodzin smoleńskich. Dla mnie osobiście takie właśnie zachowanie trąci zwykłym rasizmem. Jeśli przyjąć, że rasizm dzieli ludzi ze względu na jakieś cechy i jednej grupie przypisuje więcej praw niż innej, to wyraźnie widać, że owi pismacy przyznają mniejsze prawa tym, którzy stracili najbliższych w katastrofie smoleńskiej. Nawet jeśli czytelnicy nie zgodzą się z tym moim przypuszczeniem, to jednak nie sposób nie zauważyć, że w przypadku tychże dziennikarzy proces wychowawczy nie poskutkował pojawieniem się gromady orłów, a raczej trzodą nierogacizny.
Słyszała pani? Jaruzelski porwał papieża!
Nie należy jednak, wskazując na problematyczny z natury proces wychowania człowieka, wskazywać tylko na dziennikarską brać. Wydaje się, że także pośród tzw. zwykłych ludzi znajdują się osobnicy, którym bliżej do sposobu życia stworzenia niebędącego orłem. Wystarczy wziąć pod uwagę chociażby wpisy internetowe na różnych forach, zwłaszcza komentujące bieżącą politykę. Na jednym z portali informacyjnych przeczytałem wynurzenia jakiegoś internauty o nicku „gość” (a jakże), odnoszącego się do skutków programu „Rodzina 500+”. Mówiąc pokrótce, osobnik ów podał w wątpliwość – wskazywane przez nie tylko rząd, ale i niezależne instytucje – wyniki działania owego programu, a podstawą dla niego była wypowiedź znajomej ekspedientki z jakiegoś sklepiku. Wskazywana przez niego „ekspertka” stwierdziła, na podstawie zapewne jednostkowego doświadczenia, iż skutki programu są fatalne, ponieważ miała ona do czynienia z jednym bądź kilkoma przypadkami kupowania przez korzystających ze świadczenia rodziców artykułów cokolwiek nie dla dzieci. Nawet jeśli przyjąć, że taki fakt miał miejsce, oznaczałoby to w kontekście całego programu przypadki niesięgające nawet promila uczestników. Jednakże z większą pewnością należy założyć, że owa ekspedientka po prostu oceniała ludzi przez pryzmat własnych poglądów ukształtowanych prze te czy inne media i propagandę szeptaną. Bo trudno przyjąć, że pobierając należność za zakup, pytała każdego klienta: „A pan/pani kupuje to za własne pieniądze, czy też za pozyskane z programu 500+?”. Dla wzmiankowanego internauty, zapewne także z powodów ideologicznych, wypowiedź owej pani Zosi z zieleniaka za rogiem stanowiła ważniejszy argument niż wyniki opracowań specjalistów. Argument swoim dogmatyzmem graniczący z objawieniem boskim. Przy czym – powiedzmy sobie jasno – nie wykazał się orlim wzrokiem, ale raczej spojrzeniem stworzenia, które w swojej bliskości poszukuje koryta. A że przy okazji poniża iluś tam ludzi, uczciwie korzystających z dotacji rządowej, to furda. Dla mnie to już nie jest cynizm czy też wynik działań opłacanych przez jakąś tam partię internetowych trolli. To, niestety, skutek problemowego wychowania, czego efektem nie jest łopot orlich skrzydeł.
Niektóre są równiejsze
Czasów, w których się żyje, człowiek nie wybiera. Trudno więc utyskiwać na to, co spotykamy w rzeczywistości. Zresztą, wzmiankowanych powyżej intelektualnych i moralnych przypadków nierogacizny można doszukać się w każdej grupie społecznej, nie wyłączając Kościoła. Co z nimi robić? Cóż, pozostaje tylko prosty sposób: jasno i wyraźnie wskazywać takie przypadki, piętnować i głośno odsądzać od czci i honoru, odgradzać się od nich „kordonem sanitarnym”, lecz przede wszystkim dołożyć starań, by w swoim postępowaniu i myśleniu bardziej być orłem, aniżeli świnią.
Ks. Jacek Świątek