Historia
Źródło: MD
Źródło: MD

Nikt nie bierze się znikąd

W Archiwum Państwowym w Siedlcach otwarto wystawę pt. Cztery wieki rodu Somlów. To owoc siedmioletnich poszukiwań Róży Somli- Dembowskiej, która podjęła się odtworzenia fascynującej historii swojej rodziny. Opisała ją w wydanej w 2015 r. książce, a ekspozycja prezentująca najciekawsze materiały znajdujące się w publikacji stanowi zwieńczenie prac autorki.

Somlowie to ród o włościańskich korzeniach sięgających XVII w. Najdawniejsi przodkowie – chłopi pańszczyźniani – zamieszkiwali dobra Czartoryskich m.in. w Topórku, Żaboklikach, Starejwsi i Siedlcach. Choć nie byli zbyt wykształceni, wśród potomków znalazły się osobowości niezwykłe, jak np. Ignacy Somla – wójt Starejwsi, który swoją funkcję sprawował przez cztery kadencje: trzy za cara i jedną w wolnej Polsce, Wiktor Somla – dowódca Batalionów Chłopskich, który zginął w Stutthofie, por. Czesław Somla – dowódca 8 kp 22 pp i odznaczony Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari bohater walk pod Wielką Klonią, Stefan Somla – odznaczony Krzyżem Monte Cassino, Gwiazdą Italii i Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari. Historię swoich przodków postanowiła odtworzyć romanistka R. Somla-Dembowska, wydając dwa lata temu książkę pt. „Historia rodu Somlów”. Ekspozycja w AP – składająca się z ponad 200 dokumentów, fotografii i innych materiałów ukazujących dzieje rodziny – jest zwieńczeniem prac autorki.

Otwarcie wystawy odbyło się 20 kwietnia w siedleckim AP. Zebranych – wśród których byli m.in. Stefan Somla, wiceprzewodniczący rady miasta i współtwórca ekspozycji, prezydent Siedlec Wojciech Kudelski, wójt gminy Siedlce dr Henryk Brodowski i starosta powiatu siedleckiego dr Dariusz Stopa, a także członkowie tytułowego rodu – powitał dr Grzegorz Welik, dyrektor AP. – Pani Róży udało się odszukać korzenie swoich przodków, począwszy od końca XVII w. aż do współczesności. Było to o tyle trudne, że w przeciwieństwie do rodzin magnackich czy szlacheckich, których losy były szczegółowo opisywane w kronikach, włościanie takich dokumentów nie prowadzili. W związku z tym trudno znaleźć materiały. Tymczasem pani Róży to się udało – podkreślił G. Welik.

O ekspozycji opowiedziała R. Somla-Dembowska. – Przekornie zatytułowałam ją „Cztery wieki rodu Somlów”, ponieważ kiedy pisałam książkę, czyniono mi zarzuty, że ród to może być królewski, szlachecki, ewentualnie ziemiański, a Somlowie to zwykła chłopska rodzina. Jednak w moim odczuciu słowo „rodzina” odnosi się do najbliższych, a więc matki, ojca, dzieci, dziadków. Tymczasem ja piszę o 13 pokoleniach, więc wydaje mi się, że mam prawo używać określenia „ród” – stwierdziła, dodając, iż książką „Historia rodu Somlów” chciała wyrazić szacunek do pierwszych przodków, którzy ciężko pracowali na pańszczyźnianej ziemi, i ocalić ich od zapomnienia. Następnie autorka podzieliła się wspomnieniami z pracy nad publikacją, zaznaczając, że bardzo pomogli jej brat Waldemar oraz wiceprzewodniczący siedleckiej rady miasta i kuzyn S. Somla, który jako pasjonat dziejów swojej rodziny dał autorce blisko 500 fotokopii na temat Somlów. – Stefana poznałam dopiero podczas zbierania materiałów. Było to czas niezwykle radosny, a AP stało się moim drugim domem – przyznała, wręczając w dowód wdzięczności dyrektorowi Welikowi dwutomową monografię rodziny Rostworowskich, dawnych właścicieli m.in. Stoku Lackiego, gdzie urodziła się R. Somla-Dembowska. – Archiwum to idealne miejsce dla tej książki. Część tej monografii dotyczy naszego regionu – zauważyła, przypominając, iż pierwszym decydentem Stoku był słynny szwoleżer napoleoński ppłk Stanisław Rostworowski, a potem jego syn Joachim, dziadek Jana – poety i prozaika, Marka – historyka sztuki, i Emanuela – wybitnego historyka i profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Impulsem do powstania książki były narodziny prawnuka najstarszego, nieżyjącego już brata pani Róży. – Mama tego malucha zwróciła się do mnie: „Ciociu, masz dużo informacji o rodzinie. Czy mogłabyś zebrać wspomnienia, bo chciałabym pokazać synkowi, że nie wzięłam się znikąd”. Stąd też tytuł wstępu mojej publikacji – wyjaśniła. – Na początku byłam przerażona. Pomyślałam sobie: jestem cioteczną prababką tego małego człowieczka, a sama nie wiem, jak się nazywa mój pradziad ze strony ojca. Jeden z kuzynów podpowiedział mi, że nazywał się Michał. Od razu zabrałam się do pracy. Jednak kontakty ze współczesnymi Somlami nie były łatwe, ponieważ kiedy prosiłam o informacje na temat ich dziadków czy ojców, słyszałam: „Jaki życiorys?! Przecież dziadek tylko orał i przeklinał, więc co tu o nim pisać”. Okazało się jednak, że każdy ma jakiś życiorys. I tak powstało kompleksowe dzieło – dodała pani Róża. Informacji o przodkach szukała w księgach parafialnych, Bibliotece Czartoryskich w Krakowie i w AP. Na postawie zebranych materiałów autorce udało się poznać nie tylko kontekst historyczny, w jakim żyli Somlowie, ale też dowiedzieć się, czy byli szanowani, z kim się przyjaźnili, jakie panowały wtedy obyczaje.

R. Somla-Dembowska wspomniała też o perypetiach związanych z poszukiwaniem wydawcy. – Traktowali mnie jak jakąś staruszkę, która będzie szczęśliwa, że w ogóle jej ktoś coś na papiórku wyda. Proponowali mi piękną wersję elektroniczną lub skróconą papierową, a w dodatku czarno-białą z wyborem zdjęć. Nie zgodziłam się. Uparłam się bowiem, że to ma być pamiątka rodzinna. Dlatego zależało mi, by książka była piękna, godna, dostojna i okazująca szacunek moim ciężko pracującym przodkom pańszczyźnianym. Ostatecznie wydałam ją sama – opowiadała. – Kiedy trafiłam na Mirosława Zdrodowskiego, który łamał tekst i zrobił skład komputerowy, zaczął zachwycać się fotografią przedstawiającą siedzącą na studni i karmiącą kurczęta starszą kobietę, wiedziałam, że to będzie to. Zapowiadam panu Zdrodowskiemu, iż nasz romans tak szybko się nie skończy. Mam bowiem jeszcze w planie wydanie dwóch rzeczy i nie wyobrażam siebie, by robił to ktoś inny. Traktuję go nie tylko jak autora szaty graficznej, ale współtwórcę publikacji – podkreśliła.

Pani Róża zwróciła się też z prośbą do wójta gminy Siedlce i starosty powiatu siedleckiego, by nowym ulicom, jakie powstaną w Stoku, patronowali S. Rostworowski, W. Somla oraz Alek Kordys, który w latach 40 ubiegłego wieku amatorskim aparatem zrobił mnóstwo zdjęć. Fotografie stanowią skarbnicę wiedzy o miejscowości.

Następnie głos zabrali zaproszeni goście. Przewodnicząca rady gminy Siedlce Elżbieta Łęczycka zwróciła uwagę, że choć książka i wystawa podkreślają, iż Somlowie byli włościanami, to jednak futra, kapelusze czy piękne kreacje ślubne świadczą o tym, iż rodzina należała do zasobnych. – Kiedy patrzymy na dom wójta I. Somli, widzimy reprezentacyjną chatę, bo mimo że pokryta strzechą, ma pobielone ściany i uprzątnięte podwórko – zwróciła uwagę radna, a następnie podziękowała pani Róży za jej pracę, której towarzyszyły rozterki i trud. Natomiast radna Bogusława Gorzała, z którą R. Somla-Dembowska pracuje nad publikacją o Stoku Lackim, przyznała, że to dzięki autorce „Historii rodu Somlów” połknęła historycznego bakcyla. – Poznałyśmy się jako panie, a kiedy zaczęłyśmy drążyć, okazało się, że jesteśmy rodziną. Zbierałam stare przedmioty, zdjęcia, ale nie miałam odwagi, by coś z tym zrobić. To Róża zachęcała mnie, mówiąc: „Bogusiu, jesteś wielka, działaj”. I tak zaczęła się nasza przygoda, której kolejnym etapem będzie książka o Stoku Lackim, w której chcemy pokazać młodemu pokoleniu, jak kiedyś żyli ludzie – zapowiedziała.

Starosta D. Stopa opowiadał o pierwszym spotkaniu z panią Różą, jej staraniach w upamiętnieniu zmarłych w 1831 i 1855 r. w wyniku epidemii cholery mieszkańców Stoku, czego efektem jest symboliczny kamień na tzw. gryczanej górze. Prezydent W. Kudelski podkreślił, że trudno wyobrazić sobie dzisiejsze Siedlce bez takich nazwisk, jak Somla, Golec, Stańczuk, Kozaczyński, Troć. – Praca tych ludzi na rzecz miasta stanowi o bogactwie naszej społeczności – dodał. Z kolei wójt Brodowski oświadczył, że zgodnie z życzeniem R. Somli-Dembowskiej nowe ulice będą nosiły zaproponowane przez nią nazwy.

Wystawa „Cztery wieki rodu Somlów” wkrótce będzie prezentowana w Stoku Lackim, a następnie w innych miejscach. Ekspozycja nie tylko ukazuje wielowiekowe dzieje chłopskiej rodziny, ale także zachęca do genealogicznych poszukiwań i gromadzenia rodzinnych pamiątek.


3 PYTANIA

Róża Somla-Dembowska, autorka książki „Historia rodu Somlów”

Każda rodzina ma swoje sekrety i tajemnice. Czy podczas pracy nad „Historią rodu Somlów” dowiedziała się Pani o swoich przodkach czegoś, co Panią kompletnie zaskoczyło?

W książce wiele uwagi poświęcam też rodzinie mojej matki, która pochodziła ze Stoku Lackiego i nazywała się Gorzała. To kojarzące się jednoznacznie nazwisko niejednokrotnie było powodem naszych przekomarzań i żartów. Moja babcia byłą gawędziarą i dużo wiedziała o swoich krewnych – zarówno tych bliskich, jak i dalszych. Opowiadała, że Gorzała nie jest naszym nazwiskiem. Rodzinę zaczęto tak nazywać, ponieważ żona któregoś tam pradziada, delikatnie mówiąc, nadużywała alkoholu. W rzeczywistości byliśmy Strusowie. Postanowiłam to sprawdzić. Kiedy proboszcz z Pruszyna odnalazł najstarsze księgi parafialne, okazało się, że babcia miała rację: mój trzy- lub czterokrotny pradziad urodził się jako Strus, a zmarł jako Gorzała.

Coraz więcej osób szuka swoich korzeni, a przeglądanie domowych archiwów i tworzenie drzew genealogicznych staje się modne. Dlaczego warto to robić?

Gdy jesteśmy dziećmi, nie słuchamy uważnie opowiadań naszych dziadków czy rodziców. Kiedy stajemy się dorośli, zaczynamy myśleć o sobie, o przyszłości naszych dzieci. Zapędzeni nie przywiązujemy wagi do rodzinnych pamiątek, dokumentów. Dopiero, gdy jesteśmy w dojrzałym, żeby nie powiedzieć sędziwym wieku, przychodzi refleksja. Staramy się poskładać w całość strzępy wspomnień i przekazów, ale jest już za późno: nie ma komu zadać pytania, nie potrafimy zidentyfikować osób ze starych, przechowywanych w nieładzie fotografii. Zostaje żal, dlaczego nie zapytaliśmy, nie zapisaliśmy, dlaczego wrzuciliśmy w ogień. A każdy z nas ma swoją historię, która – gdy nie jest pielęgnowana – z czasem popada w zapomnienie. Moi włościańscy przodkowie nie przywiązywali specjalnej wagi do pamiątek. Dlatego ogromną radością i sukcesem było odnajdywanie gdzieś na strychu czy w zapomnianej szufladzie np. starych zdjęć. To była żmudna praca, ale odtwarzanie rodzinnej historii było fascynujące. Dzisiaj otrzymuję maile, np. z Niemiec, od osób, które twierdzą, że pochodzą od Somlów i proszą o przesłanie książki. Po jej przeczytaniu ponownie się odzywają, pisząc, iż nie mogły się oderwać od tej publikacji, a podczas lektury uroniły niejedną łzę.

Dla wielu szukanie korzeni to też odkrywanie siebie…

W ciągu siedmiu lat archiwalnych poszukiwań podążałam szlakami przodków i choć znam ich jedynie na podstawie dokumentów, stali mi się bliscy. Znam ich imiona, miejsca zamieszkania, daty urodzeń, ślubów, dobytek i pańszczyźniane powinności, akta uwłaszczeniowe itd. Starałam się odtworzyć ich drogę przez życie, a na podstawie śladów, jakie pozostawili po sobie, mogę domyślać się, jakie były ich marzenia, radości i klęski. I chociaż nie sposób poznać ich do końca, gdyż za mało jest danych, by dowiedzieć się, jacy byli naprawdę, moim zamiarem było ocalić ich od zapomnienia i zachować w naszej wspólnej pamięci.

Dziękuję za rozmowę.

Jolanta Krasnowska