Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Taka gra

Przyczyny euforycznych zachowań pomiędzy ludźmi zazwyczaj są różne, w zależności od stopnia poszukiwanej przyjemności, jak i od tego, co za takową uznajemy. Dla jednego stan ekstazy warunkowany jest osobistym przeżyciem estetyczno-religijnym, a drugiemu wystarczy dobrze zaprawiona jałowcowa z dodatkiem energetycznym w procentach. Zresztą, tym co najprościej determinuje ów stan nieważkości psyche lub ducha, jest stopień oczekiwań...

… stawianych sobie i światu. Im mniejszy lub prostszy, tym szybciej dochodzi się do wyżyn ekstazy. A i ona sama w swej treści jest pochodną zaspokojonych marzeń i potrzeb. Ta konstatacje towarzyszy mi zawsze, gdy czytam w prasie bądź na portalach internetowych kolejne publikowane sondaże. Nie jestem do końca tylko pewien, komu właściwie mają one robić dobrze. Bo jeśli społeczeństwu, to przecież ono samo wie najlepiej, co sądzić o tych czy innych sprawach, a rozmowy w maglu są o niebo lepsze niż cyferki i słupki. A jeśli pomocą mają być dla polityków, to nie wystawiają zbyt dobrego o nich świadectwa, bo przecież prostota myślenia pomylona jest tutaj z prostactwem duchowym. Sam podchodzę do nich z lekkim powątpiewaniem. Istotnie, stanowią pochodną jakiejś dziedziny naukowej, ale posiadają w sobie zawarty problem. Przyjąwszy, że ich zadaniem jest prezentacja tego, co myślą ludzie, zastanawiam się niekiedy, jak wyglądałby taki „miernik” ludzkiego myślenia w starożytnych czasach, gdyby zadać pytanie o wygląd naszej galaktyki? Większość zapewne odpowiedziałaby, że Słońce krąży wokół Ziemi (zresztą i dzisiaj nie brak ludzi, którzy takie mniemanie pielęgnują). Tylko co to ma wspólnego z prawdą? Dylematów, poza tym naczelnym, metodologicznym, jest jednak więcej.

Na twój znak zmieniam się w psa

Jednym z nich jest dla mnie enigmatyczność wyników owych „badań, co komu w duszy gra”. Pozorna jasność pytań i odpowiedzi jest dla mnie tylko zasłoną dymną. Weźmy pierwszy z brzegu przykład. Otóż czytam, że 51% ankietowanych jest zdania, że sytuacja w Polsce zmierza w złym kierunku. W komentarzach dominuje tendencja wprowadzająca aktualnie rządzących (niezależnie od opcji) na szafot. A mnie nurtuje pytanie, na które jakoś w tych słupkach odpowiedzi znaleźć nie mogę: a dlaczego ten czy ów uznał, że kierunek wydarzeń w naszym kraju dąży ku jakiejś formie apokalipsy? Przecież w odpowiedzi jeden powiedzieć może, iż przyczyną tego stanu rzeczy są poczynania rządzących, a drugi będzie uważał, że clou problemu leży w destabilizujących działaniach opozycji. I chociaż konstatacja w odpowiedzi będzie współbrzmiąca, to jednak nie będzie taka sama. Skrzętnie nawet zliczone odpowiedzi nie będą w stanie nie tylko wskazać prawdy, ale przede wszystkim w ogóle nic nie powiedzą na temat rojonych w głowach respondentów idei i marzeń. Apokaliptyczna może być tylko histeryczna reakcja tych lub innych mediów, w zależności od obranego kursu ideowego bądź politycznych koneksji. Być może publikowane wyniki są takie, a nie inne, ponieważ podlegają pewnym uproszczeniom dla gawiedzi, ale jednak i jej winno się dać możliwość poznania uzasadnień dla wyrażonych przez innych pobratymców mniemań. Inaczej miast prawdy otrzymujemy prosty fałsz. Sprawa ta widoczna jest również w tzw. rankingach zaufania.

Nie biję mocno, bo mi ciebie żal

Te ostatnie od przynajmniej 20 lat zdają się być zaczarowane, gdyż niezmiennie te same osoby okupują dolne lub górne miejsca. Te pierwsze jakoś zależne są od krzyku mediów, a te ostatnie wydają się być związane nie z osobą, lecz z piastowaną funkcją. Biorąc jednak pod uwagę, że gros badanej populacji uznaje polityka A za niegodnego zaufania, nie mogę wydać sądu na temat powodów takiego mniemania. Hipotetycznie jedni mogą uznawać, że jest to osobnik fałszywy i z gruntu zakłamany, dążący do realizacji prywatnych interesów czy leczący polityczną zemstą własne kompleksy. Inni natomiast mogą być przekonani, że to dobre chłopisko, które ze strachu bądź kunktatorsko ogranicza konieczne działania sanacyjne w jakiejś dziedzinie. Tak więc, chociaż obie grupy deklarują brak zaufania do polityka A, to czynią to z zupełnie innych pobudek. A to zmienia całkowicie obraz rzeczywistości. Ciekawszym dlań i o wiele bardziej brzemiennym w skutki byłoby poznanie właśnie tych motywacji. Lub inny przykład: dowiaduję się, że bardzo mała liczba polskich obywateli uznaje za zagrożenie dla naszego kraju możliwość powrotu do władzy dzisiejszej opozycji. I znowu nie wiem, czy wynika to z przekonania, iż nie stanowią oni zagrożenia dla właściwego bytu i rozwoju naszego państwa, a gros społeczeństwa wybaczyło już to, co czynili za swoich rządów, czy też obaw nie ma, bo na razie jakoś nie widać możliwości objęcia przez nich władzy. Brak tych motywów nie stanowi jednak dla części mediów problemu, bo przecież dla nich owe sondaże stanowią doskonałą okazję, by jednych czy drugich polityków okładać nimi jak cepami.

Na smyczy mnie masz

I tutaj chyba dochodzimy do sedna całej sprawy. Otóż całe to zamieszanie pseudosondażowe za cel ma chyba tylko dostarczanie amunicji skoligaconym z jednymi czy drugimi mediom. A przez to nie odzwierciedlanie stanu psychiki czy mentalnych przekonań społeczeństwa, ile raczej kształtowanie tych ostatnich. Zaciemnianie istotnych dla poznania mentalnych meandrów ludności elementów jest po prostu zabiegiem, mającym dać możliwość dowolnej interpretacji otrzymanych danych. Być może przeliczniki grupy respondentów są jakimś zabezpieczeniem przed dokonywaniem takich manipulacji, ale raczej nie do końca. Problemem pozostaje ciągle interpretacja wyników badań. Niezależnie od koneksji politycznych takie sondaże stanowią raczej element wpływu na myślenie, aniżeli odzwierciedlenie mniemań Polaków. A tym samym stanowią element walki politycznej, która nie rozgrywa się na idee, ile raczej polega na tworzeniu psiarni doskonale szczekającej na krótkiej smyczy. Po prostu – taka gra.

Ks. Jacek Świątek