Piękno w drewnianej postaci
Wystawę prac lokalnego artysty zorganizowała Miejsko-Gminna Biblioteka Publiczna w Rykach. Odwiedzający mogli po raz pierwszy zobaczyć tak bogatą kolekcję rzeźb. Skromny artysta do tej pory jeszcze jej nie pokazywał. K. Kamela snycerstwem zajmuje się od najmłodszych lat. Wszystko zaczęło się od rzeźbienia w małych gałązkach. - Zawsze ciągnęło mnie do drewna. Potrafię dostrzec coś w każdym jego kawałku. Czasami jest to postać, czasami zwierzę - mówi pan Kazimierz.
Motywem jego prac są przeważnie figury sakralne: anioły, postać Jezusa i świętych. – Ale robiłem też i diabły – śmieje się artysta. K. Kamela podchodzi z szacunkiem do każdej wykonanej rzeźby. Jeśli któraś ulegnie uszkodzeniu, stara się ją naprawić. Zwykle po przeróbce powstaje już zupełnie inna figura. – Największą rzeźbą był grający na fujarce Żyd. Mierzył ok. 1 m wysokości. Trochę mniejsi wyszli góral i sołtys z Wąchocka – wylicza artysta.
Praca, którą autor darzy szczególnym sentymentem, jest Jezus na krzyżu. Dużych rozmiarów rzeźba została przekazana do Watykanu. – Zamówił ją ksiądz, który prowadził remont podziemi jednego z tamtejszych kościołów. Ważyła 25 kg i nie mieściła się w bagażu samolotu, dlatego trzeba było przewozić ją w częściach – wspomina rzeźbiarz.
Owocne spacery
Najczęściej K. Kamela rzeźbi w lipie, dębinie i polnej gruszy. – Ta jednak musi przedtem poleżeć – zaznacza. Doskonałym materiałem jest również kora. Powstają z niej płaskorzeźby.
W poszukiwaniu surowców artysta często odwiedza tartaki. Zdarza mu się też otrzymać coś od znajomych. Ale jak sam przyznaje, najciekawsze kawałki drewna można znaleźć przypadkiem, np. podczas spaceru. – Będąc w Mielnie, wyciągnąłem z wody fragment deski starego rybackiego kutra. Przez tydzień dało się w niej rzeźbić. Z czasem jednak sól zrobiła swoje i drewno stało się twarde – opowiada K. Kamela.
Lecz nie zawsze w poszukiwaniu ciekawych materiałów trzeba było wybierać się aż tak daleko. Z okolic Sierskowoli koło Ryk panu Kazimierzowi udało się pozyskać sczerniałe resztki dawnego dębowego mostu. Prawdopodobnie był on wybudowany jeszcze za czasów carskich. – Zrobiłem z niego zapinki do włosów, które przekazałem córkom. One zaś inne bibeloty mojego autorstwa sprezentowały koleżankom – wspomina rzeźbiarz.
Zostawić coś po sobie
Panu Kazimierzowi najmniejsze rzeźby udaje się wykonać w przeciągu godziny. Pozostałe wymagają więcej zaangażowania. Wiele zależy od chęci i wolnego czasu. Zwykle do pracy używa dłuta, choć nie zawsze. – Wystarczy nawet scyzoryk. Trochę bolą wtedy palce, ale gdy drewno jest miękkie, robota idzie sprawnie – opowiada K. Kamela.
Całej kolekcji dzieł twórcy dziś nie sposób zliczyć. Na pewno jest ich kilkaset. Choć wiele zostało sprzedanych lub sprezentowanych, to wciąż powstają nowe. Chętnych do zakupu rękodzieła nie brakuje. Co jakiś czas przychodzi zamówienie na kolejną rzeźbę.
Zaprawiony w swym rzemiośle artysta wciąż ma artystyczne plany. – Dopóki żyję, chcę coś po sobie zostawić. Moim marzeniem jest rzeźba dla Ryk, ale nie wiem jeszcze, co będzie przedstawiała – zdradza artysta. Na razie w geście podziękowania za zorganizowaną wystawę ofiarował bibliotece rzeźbioną sowę – logo placówki.
Tomasz Kępka