Pasja dokumentowania
Tydzień później, w czwartek 1 czerwca, w Galerii Fotografii FOKUS Miejskiego Ośrodka Kultury w Siedlcach odbył się wernisaż wystawy „Portret Miasta. Fotografie archiwalne z albumów siedlczan”, przygotowanej przez S. Kordaczuka i Andrzeja Rucińskiego.
I książka, i wystawa pozwalają nam odkryć nieznane, albo nieuświadomione, oblicze Siedlec, regionu i ludzi z nimi związanych. Obydwa wydarzenia doskonale wpisują się w przypadającą w 2017 r. rocznicę 470-lecia nadania Siedlcom praw miejskich.
Lektura obowiązkowa
Książka „Album siedlecki. Historia miasta i okolic z prywatnych archiwów” ukazała się nakładem wydawnictwa stowarzyszenia tutajteraz, a stanowi kontynuację trzykrotnie wznawianego „Pejzażu Siedlec z «Jackiem» w tle”. Jak mówi sam autor, zależało mu na tym, by najnowszy tytuł oferował czytelnikowi materiał poglądowy opatrzony zdecydowanie większą ilością tekstu. Prawie wszystkie zdjęcia pochodzą ze zbiorów prywatnych. Przeglądając kolejne rozdziały: „My siedlczanie”, „Historie do Siedlec przywiezione”, „Ludzie z pasją”, „Kawalerowie Orderu Uśmiechu”, „Cudowne ocalenie”, „Gimnazjum im. Bolesława Prusa”, „Siedlce i region w kolorze”, wkraczamy w świat, jakiego nie poznamy, chodząc ulicami miasta czy wczytując się w kolejne hasła w Wikipedii… To rzeczywistość, która nieustannie się tworzy – dzięki ludziom. – Poza postaciami, które mocno zaznaczyły swoją obecność w dziejach tego miejsca na mapie, już nieżyjących, pokazałem osoby, które współcześnie nadają koloryt miastu i okolicy – ocenia S. Kordaczuk.
Sala podczas promocji pękała w szwach, dowodząc, jak wielka jest potrzeba publikowania takich książek. Trafnie scharakteryzowała „Album” prof. nazw. dr hab. Violetta Machnicka, prezes Siedleckiego Towarzystwa Naukowego: „Lektura i ogląd «Albumu siedleckiego» to uczta intelektualna, emocjonalna i wizualna – tu zwłaszcza 33 kolorowe fotografie zamieszczone w rozdziale «Siedlce i region w kolorze». To również lektura obowiązkowa dla tych wszystkich, których Siedlce zaciekawiły, zachwyciły i pozwoliły im realizować własne pasje. To książka dla tych, dla których miasto nad Muchawką było, jest lub stało się prawdziwym domem – małą Ojczyzną”.
Z domowych albumów
Wystawa „Portret Miasta. Fotografie archiwalne z albumów siedlczan” prezentowana już była w 1997 i 2007 r., podczas obchodów jubileuszy nadania Siedlcom praw miejskich. Zgromadzone zdjęcia ilustrują bogactwo wydarzeń związanych z miastem, począwszy od uwiecznionego 10 października 1866 r. wjazdu pierwszego pociągu na stację kolejową w Siedlcach. Oglądając fotografie, mamy rzadką okazję spotkać się z dawnymi mieszkańcami, przyjrzeć się miejskim uroczystościom państwowym i kościelnym, imprezom sportowym, życiu szkół czy takich instytucji, jak policja państwowa albo straż pożarna. Duży – i ważny – rozdział zajmuje wojsko – siedlecki garnizon z 22 Pułkiem Piechoty i 9 Pułkiem Artylerii Lekkiej oraz wcześniej stacjonującym tu 9 Pułkiem Artylerii Ciężkiej, jak i wojna – straty i zniszczenia, jakie były jej skutkiem. Poznajemy też Siedlce powojenne, wstające na nogi, tj. odbudowujące się. Na wystawie można także obejrzeć unikatowe wizerunki powstańców styczniowych, siedlczan poległych w walce z niemieckim okupantem i pomordowanych w Katyniu. Większość fotografii pochodzi z prywatnych albumów siedlczan, dlatego gorąco polecamy odwiedzenie galerii Fokus od poniedziałku do piątku, w godz. 11.00-17.00. Wystawa czynna będzie do 27 czerwca.
Chciałbym uratować jak najwięcej historii
Rozmowa ze Sławomirem Kordaczukiem, zastępcą dyrektora Muzeum Regionalnego w Siedlcach
Co łączy „Album siedlecki” i wystawę?
Tematyka jest pozornie podobna, ale występujące w książce i na wystawie osoby, wydarzenia i architektura są zupełnie inne. Łączyć je może tylko zasięg geograficzny bądź okres historyczny.
Nie boli Pana głowa od natłoku nazwisk, postaci, dat, losów ludzi i rodzin?
Nie boli, gdyż bardzo lubię zajmować się historią Siedlec i regionu. Fascynuje mnie każdy nowy temat. W tym tygodniu mam już za sobą wykłady o siedzibach ziemiańskich naszego regionu i prelekcję o Siedlcach. W niedzielę mówię o historii fotografii powiatu siedleckiego, w następną sobotę będę referował tematy związane z regionalizmem… Nie jestem w stanie każdego wystąpienia przygotować na piśmie. Zawsze występuję, mówiąc z pamięci. Kiedy umyka mi jakiś szczegół – nazwisko czy nazwa miejscowości – przyznaję się do tego i staram się szybko przypomnieć.
Skąd biorą się nowe tematy, kolejne postaci w tej historii, którą opowiada nam Pan raz po raz?…
Od ponad 20 lat nagrywam wspomnienia – głównie weteranów wojennych, ale nie tylko. Interesują mnie opowieści wszystkich osób mogących podzielić się cząstka tego, co zapamiętały z okresu przedwojennego, II wojny światowej czy czasów bezpośrednio po wojnie. Dzisiaj rano, jeszcze przed przyjściem do pracy, odsłuchiwałem fragment wywiadu. Jego bohaterka, siedlczanka, opowiada w nim, jak dokarmiała jeńców wojennych pochodzenia francuskiego i włoskiego pracujących przy rozdrabnianiu kamieni. W te kamienie w nocy wkładała z kolegami warzywa pozyskiwane z pól w sąsiedztwie. Na kradzieży schwytała ją pewnej nocy właścicielka pola i naskarżyła jej mamie. Dziewczynka nie przyznała się, ale jeszcze tego samego dnia wyspowiadała się. Spowiednik zorganizował grupę ludzi, która zaczęła jej dostarczać żywność przeznaczoną jeńcom…
Mam też zwyczaj kopiowania zdjęć, które pokazują mi moi rozmówcy. Poznając w rozmowie nowy fakt, kojarzę go z wcześniej zebranym materiałem czy zdjęciem i tak powstają następne rozdziały planowanych książek czy wątki wystaw.
Co jest Pan w stanie „wyciągnąć” ze zdjęcia np. przedwojennych Siedlec?
Kiedyś Zofia Martyniuk opowiadała mi, że każdej niedzieli uczennice Państwowego Gimnazjum Żeńskiego im. Królowej Jadwigi zbierały się przed szkołą i szły na Mszę do kościoła św. Stanisława. Mówiła, że czekały, stojąc przed budynkiem na drewnianej kostce. Nikt tego nie potwierdził. Kilkanaście lat później do muzeum zostało przekazane zdjęcie, na którym przed główną częścią szkoły widać drewnianą kostkę…
Dużo o charakterze miasta i zmianach, jakie w nim zachodziły, mówi mi tło; czasami jest ono ważniejsze od osoby stojącej na pierwszym planie. Dlatego fotografie przechowywane przez osoby prywatne są bardzo cenne. Ich posiadacze czasami nie są świadomi, jak ważne ze względów dokumentacyjnych i poznawczych jest każde stare zdjęcie.
Czy ludzie chętnie dzielą się tym, co mają w swoich domowych zbiorach?
Tak, oczywiście. Może wynika to m.in. z charakteru placówki, w której pracuję. Muzeum kojarzone jest z instytucją godną zaufania, stabilną. Jako przedstawiciel takowej mam ułatwione kontakty z tymi osobami. Jeśli ktoś użycza mi materiały, staram się mu zawsze w jakiejś formie podziękować, zaznaczyć, że uczestniczy w ważnym przedsięwzięciu. Jeżeli publikuję np. artykuł dotyczący jednej osoby, usiłuję zrobić to dogłębnie. Np. opisując w „Albumie” olimpijczyka Zbigniewa Paradowskiego, nie skupiłem się tylko na biogramie. Dołączyłem m.in. informacje o jego dziadkach, ojcu czy stryju, który zginął w Katyniu.
Zależy mi na tym, by jak najwięcej takich historii uratować od zapomnienia – czy to w formie książki, artykułu prasowego, pocztówek, które wydajemy w ramach Siedleckiego Klubu Kolekcjonerów, czy też w postaci wystaw. Staram się nie powtarzać motywów, tym bardziej że tak dużo jest osób i wydarzeń ciekawych i godnych opisania.
Ogrom wiedzy nie przytłacza?
Nie. Lubię poznawać nowe fakty z dziejów naszego regionu i miasta. Opracowuję je i prezentuję, ale tylko dwa, trzy razy, po czym zajmuję się kolejnym tematem. Tak się składa, że w tym, co mnie pasjonuje, splatają się ścieżki zawodowe, społecznikowskie i prywatne. Służbowo zajmuję się historią regionu, społecznie prowadzę Siedlecki Klub Kolekcjonerów i działam w PTTK, prywatnie robię zdjęcia i nagrywam wspomnienia.
Na nudę Pan nie narzeka.
Zgrzeszyłbym, gdybym narzekał.
Dziękuję za rozmowę.
LA