Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Po Bożym Ciele albo o potrzebach

Nie jestem zwolennikiem poszukiwania prawdy wszędzie, gdzie to tylko możliwe. Teoria mówiąca o ziarnach prawdy rozsianych w każdym twierdzeniu przyprawia mnie o mdłości, ponieważ równie dobrze można przymuszać ludzi do spożywania ekskrementów, mówiąc, iż znaleźć w nich można elementy odżywcze.

I dlatego z dużym dystansem podchodzę do stwierdzenia o mądrości ludowej zawartej w powiedzeniach i przysłowiach. Lecz czasem warto je zacytować, ponieważ potrafią skrótowo wyrazić traktatowo opracowane wielosłowie.

I dzisiaj chciałbym na początku wspomnieć pewne powiedzenie, które głosi, iż po Bożym Ciele ksiądz niepotrzebny w kościele. Oczywiście, podstawową tezą jest w nim konstatacja faktu braku większych uroczystości czy też popularnych nabożeństw przez dłuższy czas (niektórzy twierdzą, że aż do października), które wymagałyby od duszpasterzy zwiększonego wysiłku logistycznego, organizacyjnego czy tylko koncepcyjnego. W znaczenia symboliczne nie ma potrzeby się bawić, gdyż zbyt łatwo własne marzenia ubierać w szatki cudzych słów. Niepokoi mnie jednak sam fakt zaznaczenia owej niepotrzebności, który stawiałby księdza tylko na pozycji pragmatycznej, tłumacząc sam fakt jego istnienia względami administracyjnymi. Uczynienie z księdza wodzireja wspólnoty parafialno- liturgicznej sprawia, że jego charakter sakralny sprowadzony zostaje jeno do eventu, bez dostrzeżenia zasadniczego charakteru posługi kapłańskiej, którą w lapidarny sposób ujął św. Jan Paweł II w tezie o ontycznym związku z Jezusem Chrystusem.

 

Umieć postawić pytanie

Phil Lawler w jednym ze swoich ostatnich felietonów na łamach Catholic Culture przytacza dane dotyczące nowo wyświęconych kapłanów w Stanach Zjednoczonych. Według badań statystycznych 69% z nich odmawia codziennie Różaniec, a 77% uznaje konieczność adoracji Najświętszego Sakramentu dla właściwego pełnienia posługi kapłańskiej. Komentator stwierdza równocześnie, iż dla wielu tak duży odsetek może być znakiem ugruntowania postaw tradycjonalistycznych wśród duchowieństwa katolickiego. Jednakże sam woli zadać pytanie o resztę nowych księży. Dlaczego aż 31% nie sięga po modlitwę różańcową lub czyni to sporadycznie? Dlaczego 23% nie widzi potrzeby adoracji Chrystusa pod postacią konsekrowanej hostii? Nie chcę zagłębiać się w poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie. Uświadomiło mi ono tylko jedno: jak wiele zależy od sposobu postawienia pytania. W gruncie rzeczy samo poszukiwanie odpowiedzi, wiodące ku zachwytowi lub trwodze, jest uwarunkowane sposobem stawiania pytania. Podobnie jest i w przypadku zaznaczonym przeze mnie na początku tego felietonu. Sprowadzenie księdza do funkcji tylko administracyjno-organizacyjnej lub też terapeutyczno-psychologicznej to już odpowiedź na wcześniej źle postawione pytanie o źródło kapłaństwa. Jeśli wspomnimy przy tej okazji mocne stwierdzenie Benedykta XVI, który przy okazji Roku Kapłańskiego przypomniał zdanie św. Jana Vianney’a, iż kapłaństwo rodzi się z Serca Jezusowego, to wówczas jasnym stanie się dla nas, że nie w strukturze administracyjnej należy poszukiwać odpowiedzi. Jednakże należy również ominąć niepokojąco wabiącą nas rafę taniego mistycyzmy, podbitego teoriami psychologicznymi, gdyż to nie w ideach, ale w realności poszukiwać należy i sposobności do pytania, i możliwych odpowiedzi.

 

Im dalej w las…

Problem nie sprowadza się tylko do ataków medialnych, wojny podjazdowej propagandy szeptanej czy też jawnie antyklerykalnej batalii, której działa rażą z zewnątrz i od wewnątrz wspólnotę Kościoła. Weźmy pod uwagę chociażby fakt, iż letnie miesiące nie zawierają w sobie tylko święceń nowych księży, ale również są czasem translokacji z parafii na parafię dotychczasowych duszpasterzy. Czysto administracyjne podejście do tego działania być może jest jakimś wytłumaczeniem przaśno praktycznym, ale charakter merkantylno-korporacyjny byłby zabójstwem dla samego przenoszenia księży z miejsca na miejsce. Z drugiej zaś strony często trudno jest dostrzec w nim palec Bożej opatrzności lub nagłe oświecenie Ducha Świętego. I nie jest to próba negowania postrzegania przez powołanych do pasterskiego rządzenia w Kościele ich funkcji oraz głębszego dostrzegania potrzeb i pragnień Bożo-ludzkich. W końcu Pan Bóg umie pisać prosto na krzywych liniach naszej kaligrafii, jak mawiał ksiądz poeta. Zresztą nikt z nas nie jest pięknoduchem i nie można zapomnieć o strukturach pośredniczących w tychże działania oraz o pomniejszych planach i zamierzeniach, które mają wpływ na takie czy inne decyzje. Nie to jest jednak najważniejsze. Gmatwanie się w quasi-polityczne rozsądzanie każdej kwestii w Kościele wcześniej czy później kończy się śmiercią tego ostatniego. Osobiście dylemat powyższy umiejscowiłbym w owych 23% czy 31% od adoracji i modlitwy różańcowej. Dlaczego? Być może dlatego, że czyniąc coś ludzkimi rękami, często zapominamy, iż z Bożej dłoni żyjemy. Można to dostrzec na jeszcze jednym przykładzie.

 

Radość miłości?

Pod wpływem różnych interpretacji papieskiego dokumentu „Amoris laetitia” biskupi różnych krajów podejmują decyzje odnośnie osób żyjących w powtórnych związkach lub całkowicie poza formalnymi ramami małżeństwa. Dla części z wierzących różnice w podejściu do tłumaczenia słów namiestnika Chrystusowego stanowią niemałe zgorszenie lub przynajmniej tworzą stan zamieszania doktrynalnego. W tym przypadku również nie odsądzałbym od czci i wiary, jak czynią to niektórzy, przedstawicieli poszczególnych episkopatów. Wydaje mi się, że zasadniczy problem leży w tym, że zagubieni w poszukiwaniu rozwiązań praktycznych zapominamy, iż przed tym wymiarem winien być jeszcze moment kontemplacji prawdy. Ona zaś nie jest konstruowana, ale odkrywana i poznawana. Innymi słowy: nie tworzą jej nasze ludzkie kalkulacje, ale raczej ona stoi u ich podstaw. I wszystkie wspomniane przeze mnie wcześniej dylematy w niej mogą znaleźć rozwiązanie. Po prostu: gdybyśmy umieli ukochać prawdę i tylko o niej mówić, wówczas nie musielibyśmy kunktatorzyć i meandrzyć w naszych uzasadnieniach. A i ksiądz w tej konstelacji byłby w Kościele potrzebny nie tylko do Bożego Ciała.

Ks. Jacek Świątek