Dzik w kornie, rolnik w grobie
Zebranie rozpoczęło się od niecodziennej prezentacji, która miała pokazać nastroje hodowców świń. Rolnicy uroczyście wnieśli na salę oręż z dzika. Na głowie zwierzęcia umieścili koronę. Za trofeum pojawiła się taczka wypełniona szyszkami, na której posadzono kukłę łowczego okręgowego. Te „eksponaty” ustawiono przy stole prezydialnym.
Zasiedli przy nim starosta bialski Mariusz Filipiuk, powiatowy lekarz weterynarii Radomir Bańko, łowczy okręgowy Roman Laszuk oraz przedstawiciele urzędu wojewódzkiego w Lublinie, Agencji Rynku Rolnego, Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz związków zawodowych Solidarność.
Sytuacja hodowców z powiatu bialskiego staje się coraz bardziej dramatyczna. Są bezradni wobec ASF i bierności instytucji, które w takich wypadkach powinny pomagać.
Ręce opadają
Przedstawiciel mazowieckiej Solidarności stwierdził, że pieniądze, które przeznaczono na walkę z wirusem zostały zmarnowane. – To nie jest walka z wirusem, ale z rolnikami! Za każdym rozdaniem środków poszerzano tylko strefy ASF. Na skupie tuczników wzbogaciła się pewna grupa ludzi, wszystko za przyzwoleniem Warszawy. Każą się nam przekwalifikować, dają kredyty, ale chyba tylko po to, byśmy wpadli w jeszcze większe zadłużenie. Nikt nie chciał słuchać rolników z terenu województwa podlaskiego. Hodowcy z okolic Łosic spotykali się po cichu; tylko tu, w Białej, po raz kolejny organizujecie takie zebranie. Dlaczego nikt nie zwraca uwagi na pacyfikację polskich gospodarstw? Wszystkie rodziny bardzo mocno przeżywają wybijanie swoich stad. ASF nie jest powodem zaniedbań rolników. Ten wirus przychodzi z lasu. Co dało ewidencjonowanie świń? Choroba przez to nie zginęła. Teraz prawdopodobnie mają zarządzić przymusowe ogrodzenie gospodarstw. Co będzie potem? Każą nam przykrywać nasze posesje plandeką? – pytał retorycznie przedstawiciel Solidarności.
Wielkie kombinowanie…
Rolnicy domagali się całkowitej likwidacji wszystkich dzików, pytali o rekompensaty i dopłaty, a także o to, kiedy wreszcie ktoś zrobi krok w sprawie nowelizacji ustawy o prawie łowieckim. – Zarządzony odstrzał nie jest wykonywany tak, jak powinien. Nie działa system wypłacania odszkodowań, brakuje rzetelnych informacji i wsparcia psychologicznego dla tych, którym wybito stada. To, co działo się niedawno w miejscowościach sąsiadujących z ogniskami choroby, można porównać do czasów okupacji. Wtedy do domów przychodzili Niemcy, stawiali wszystkich pod ścianą, zabierając ostatniego prosiaka. Dziś przyjeżdża do nas policja, funkcjonariusze odciągają rolników, a ekipa wybija stado. Oni wybijają zdrowe świnie! Nikt nawet nie bada tych zwierząt. Minister Bogucki deklarował, że mięso z terenów zagrożonych ASF będzie wykorzystane do produkcji konserw. Gdzie są te puszki z 80% zawartością wieprzowiny? Co zrobili z mięsem kupowanym u nas po 1,5 zł za kg? Kto na tym zarobił? Gdzie jest prokuratura? W ubiegłym roku w naszym kraju hodowano 11 mln świń, dziś jest ich tylko 7 mln – mówił Marek Sulima, przewodniczący komisji rolnictwa rady powiatu bialskiego.
A może wojsko?
Marian Tomkowicz, wiceprzewodniczący rady powiatu bialskiego, postanowił wysłać pismo w sprawie walki z ASF do premier Beaty Szydło. – Wszyscy dostrzegamy brak radykalnych działań. Apeluję do pani premier o powołanie specjalnego zespołu ds. walki z dzikami. Teraz dochodzi do absurdalnych sytuacji. Kiedy znajdzie się padły i zarażony dzik, reszta biega na wolności. Jak znajdą zarażoną świnię, zaraz wybijają tysiące innych tuczników. Proponuję, by do walki z dzikami wykorzystać wojska obrony terytorialnej. Te zwierzęta trzeba zlikwidować do zera. Po co badać każdą sztukę i trzymać ją tygodniami w chłodniach? Należy je natychmiast utylizować. Swoje pismo wysłałem także do ministrów Jurgiela i Macierewicza. Nasz rejon traci ekonomicznie coraz mocniej. Jesteśmy pogrzebami gospodarczo. Głupotą jest powtarzanie, że dziki przychodzą do nas z Białorusi. Chorobę roznoszą wykarmione na naszej kukurydzy rodzime zwierzęta,. Ich liczba rośnie w zastraszającym tempie. Podchodzą nawet pod domostwa. Nie ma innej rady, trzeba je wybić – apelował M. Tomkowicz.
Jest tragicznie…
Rolnicy nie mieli żadnego dobrego słowa dla powiatowego lekarza weterynarii i łowczego okręgowego. Wylali na nich cały swój żal i niezadowolenie. Pierwszego obwiniali o ubój zdrowych świń, drugiego o brak wpływu na koła łowieckie i ich aktywność w walce z dzikami i ASF. Konkretów też było jak na lekarstwo.
– Dziś mieliśmy rozmawiać o przyszłości, a mamy festyn emocji. Co by było, gdyby naszych decydentów nagle zwolniono z pracy z dożywotnim zakazem prowadzenia dotychczasowej działalności? Nasi rolnicy nie mają już z czego żyć. Zakazano im dalszej produkcji. Tu, na terenie mojej gminy, mamy małe gospodarstwa, w których hodowano po 20, 50, czy 100 sztuk świń. Wszystko wybito. Rolnicy nie mają innego dochodu i innych możliwości zarobkowania. Zapewnię im pomoc psychologa, ale co dalej? Czy wiecie, że jeden z gospodarzy na terenie gminy Leśna, który dowiedział się, że będzie miał wybijane świnie, doznał udaru? Nie przerzucajmy winy na innych, ale łączmy siły. Współpracujmy z państwami ościennymi – nawoływał Paweł Kazimierski, wójt gminy Leśna Podlaska.
Będzie plaża albo ugór
Grzegorz Kapusta, wicemarszałek województwa lubelskiego, zaznaczył, że zarząd województwa ma ograniczone możliwości pomocy. – Teraz trzeba stawiać przede wszystkim na walkę z wirusem, a nie tylko na działania prewencyjne. Niestety, niedawno znowelizowano prawo, według którego finansowanie bioasekuracji ma spaść wyłącznie na właścicieli zwierząt. Weterynaria nic nie dołoży. Wiadomo, że żaden drobny rolnik nie wygospodaruje takich kwot. Naszym hodowcom trudno się będzie przebranżowić. Jeśli zaniechają hodowli, Lubelszczyzna stanie się plażą lub ugorem – przekonywał wicemarszałek.
R. Bańko, powiatowy lekarz weterynarii powiatowy tłumaczył, że przymusowy ubój świń w odległości 3 km od ogniska choroby był podyktowany profilaktyką. – Takie działania podjęto po to, by uniknąć dalszego rozprzestrzeniania się wirusa, by nie doprowadzić do eskalacji problemu. Podejmujemy wszelkie możliwe działania w celu zminimalizowania oddziaływania choroby. Jestem za wybiciem dzików. Będę analizować sytuację – zapewnił R. Bańko.
Taczki dla ministrów
Na spotkanie zaproszeni byli także przedstawiciele ministerstwa rolnictwa. Niestety, nie pojawili się. Podobnie jak miejscowi posłowie i senatorowie. – Przyjechałem tutaj, by spojrzeć w oczy ministrowi, ludziom z agencji rolniczej i tutejszym posłom. Oni znają wasze adresy i bolączki tylko wtedy, gdy zbliżają się wybory. Za ASF ukarany został tylko i wyłącznie rolnik. Dziś takie taczki należą się łowczemu krajowemu i ministrom. Nigdy nie prosiliśmy o jałmużnę, domagamy się tylko naszych pieniędzy zdeponowanych w funduszach promocji wieprzowiny, wołowiny, zbóż, owoców i mleka. Biznesmeni dostają miliony na pikniki, a my nie otrzymaliśmy nawet na maty. Za chwilę w Polsce pozostaną tylko wielcy farmerzy, bo małe i drobne gospodarstwa znikną – podkreślał Sławomir Izdebski, przewodniczący OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych.
Chronią dzika a nie świnię
Rolnicy domagali się od łowczego okręgowego, by myśliwym pozwolono strzelać do dzików bez żadnych ograniczeń. – Panuje bzdurne ustawodawstwo, które chroni się lochę dzika, ale nie ochrania maciory, która ma się oprosić za dwa tygodnie. To karygodne! Dlaczego nie pozwala się na ubój gospodarczy? Polska stoi zdrową żywnością dlatego, że produkują ją bez dodatków i chemii drobni hodowcy. Teraz zostawiają tylko wielkie hodowle. Niedługo będzie u nas śmierdziało tak, jak w Holandii: kiszonką albo gnojowicą. Nie można do tego dopuścić! Nie nastawajmy ani na łowczego, ani na lekarza powiatowego, za dwa lata będą wybory! – apelował jeden z rolników.
Krzysztof Podkański z ARiMR informował, że agencja uruchomiła pomoc dla rolników z terenów objętych ASF. Wnioski można składać od 29 czerwca do 28 lipca. Wparcie ma być przeznaczone na restrukturyzację małych gospodarstw. Drugi program dotyczy pomocy finansowej na podjęcie działalności pozarolniczej. Z kolei ARR oferuje wsparcie na przekwalifikowanie się. Już wpływają pierwsze wnioski. Hodowcy trzody zaczynają się przerzucać się na bydło. Przyszłość jest jednak niepewna. Polscy rolnicy nie mają żadnych sprzymierzeńców. Tracą nadzieję, że może być lepiej.
AWAW