Kultura
Źródło: JS
Źródło: JS

Jubileuszowe święto folkloru

We Włodawie gościły zespoły folklorystyczne z różnych stron świata. Po raz 25 odbyło się Międzynarodowe Poleskie Lato z Folklorem.

Otwarciu imprezy towarzyszył miły akcent. Burmistrz Włodawy Wiesław Muszyński i dyrektor Włodawskiego Domu Kultury Łukasz Zdolski - w obecności wicemarszałka województwa lubelskiego Krzysztofa Grabuczka, starosty Andrzeja Romańczuka, dyrektora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie Tadeusza Sławeckiego i rektora Wyższej Szkoły Stosunków Międzynarodowych i Komunikacji Społecznej w Chełmie dr. Michała Gołosia, a także dyrektora Domu Kultury w Szacku Niny Wyrowycz - złożyli podziękowania i dyplomy na ręce burmistrzów miasta, za których kadencji odbywał się festiwal.

Minutą ciszy uczczono pamięć śp. Janusza Kalinowskiego i Stanisława Leszczyńskiego, inicjatorów tej wyjątkowej imprezy.

 

W międzynarodowych rytmach

 

Prezentację zespołów rozpoczął założony w 1953 r. przez choreografa S. Leszczyńskiego lubelski Zespół Tańca Ludowego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. W przeszłości należało do niego wielu włodawian. Artyści wykonali tańce oraz pieśni – zarówno narodowe, jak i regionalne.

Następnie wystąpiła Rosna kitka, założony w 1946 r. w Sofii i stanowi pierwszy tego typu dziecięcy zespół folklorystyczny w Bułgarii. W swoim repertuarze ma ponad 40 tańców ze wszystkich regionów kraju. Równie bogate jest instrumentarium grupy z akordeonem, fletem, skrzypcami, bębnem i dudami.

Długą historią, bo sięgającą 1949 r., może poszczycić się także macedoński Mirce acev, który zagrał na tradycyjnych ludowych instrumentach i zaprezentował tańce oraz pieśni regionalne.

Pięknymi strojami i występem z wykorzystaniem maczet zachwycili publiczność także Meksykanie. Z kolei grupa z Białorusi wykonała tańce regionalne: rosyjskie, ukraińskie i mołdawskie.

Hawajski zespołu AhunaOhana zaprezentował kulturę polinezyjską oraz kulturę rdzennych amerykańskich Indian Nawaho. Szczególnie widowiskowym punktem programu był „taniec śmierci” z użyciem płonących pochodni. Podczas występu hawajskiej grupy na scenę zostały zaproszone dziewczęta z publiczności.

Po prezentacji zespołu ze Słowacji zapytano kierownika grupy, czy Janosik był Polakiem, czy Słowakiem. Spór w tej kwestii trwa bowiem o wielu edycji festiwalu. Jednak i tym razem nie został rozstrzygnięty.

Zaśpiewali i zatańczyli również artyści z Izraela, Hiszpanii, Turcji i Węgier oraz, oczywiście, Zespół Tańca Ludowego „Włodawiacy” i Zespół Tańca Ludowego „Polesie”, którym kieruje Mirosław Megla, oraz Vlodaviensis pod kierunkiem Marcina Obuchowskiego.

 

Zespół z tradycjami

 

Zespół Tańca Ludowego „Polesie” powstał w 1974 r. przy WDK. Założycielami byli Janusz Kalinowski i Jerzy Tyszkiewicz. Podstawę repertuaru stanowią narodowe tańce polskie, a także regionalne i ludowe przyśpiewki oraz piosenki z różnych stron Polski.

Małgorzata Dejneka, która kiedyś tańczyła w „Polesiu”, wciąż czuje się jego częścią. Na festiwal przyprowadziła swoją sześcioletnią letnią córkę, która również zapragnęła od nowego roku szkolnego dołączyć do dziecięcej grupy tanecznej. – Zaczynałam pod kierownictwem wspaniałego J. Kalinowskiego. Miałam wtedy cztery lata. Mama przyprowadzała mnie na zajęcia, które odbywały się w domu kultury. Trzy razy w tygodniu spotykaliśmy się na półtoragodzinnych próbach. Były też niezapomniane wyjazdy na występy najpierw m.in. do Łucka, a potem do Europy. Zagraniczne wyjazdy stanowiły dla niektórych motywacje do uczestniczenia w próbach – opowiada M. Dejneka, podkreślając, iż występy – początkowo w grupie tanecznej, potem jako wokalistka z kapelą – dawały jej zawsze dużo radości. – Kiedy wyjechała na studia, zawsze wracałam latem na festiwal do Włodawy, wręcz czekałam na to wydarzenie i angażowałam się jako tzw. opiekun grup, które przyjeżdżały z zagranicy – wspomina.

 

Wspomnienia na całe życie

 

M. Dejneka zaznacza, iż chwile spędzone w „Polesiu” na zawsze pozostaną w jej pamięci. – Nigdy nie zapomnę wakacyjnych wyjazdów, które organizowano dla członków zespołu. Pamiętam, jak pojechaliśmy do Francji, gdzie podczas festiwalu prezentowało się 27 zespołów. Przed występem na scenie paradowały w tanecznym orszaku ulicami miast. Mieliśmy wówczas na sobie stroje łowickie. Dziewczęta obowiązkowo – doczepione warkocze, za które pociągała zgromadzona na ulicach publiczność. W identycznej fryzurze pojawiłyśmy się również następnego dnia podczas tzw. wieczorku zapoznawczego. Kiedy odczepiłyśmy warkocze, pojawiły się pytania: „Gdzie się podziały?”. W pamięci mam tez wyjazd do Włoch, kiedy były wyjątkowe upały, tymczasem w autokarze popsuła się klimatyzacja. Musieliśmy sobie jednak radzić. Jechaliśmy nakryci mokrymi ręcznikami, które na każdym postoju wsadzaliśmy pod kran – mówi.

M. Dejneka podkreśla, że czuje się bardzo mocno związana z kulturą pogranicza. Sposobem na kontynuację tej fascynacji jest jej kolekcja porcelanowych lalek w strojach ludowych. – Stoją na specjalnych drewnianych półeczkach. Obecnie ma ich 49, ale z pewnością dołączą do nich kolejne – zapewnia.

 

Joanna Szubstarska