Pęki białych róż
Szczęśliwa sędzia Gersdorf po płomiennym przemówieniu dostała symboliczny pęk białych róż, którego wręcz nie była w stanie ogarnąć. Zadowolony prezes Rzepliński przekonywał, że „trzeba zmienić wszystko, żeby wszystko pozostało po staremu”. I że to wcale nie koniec demonstracji. „Przed nami długa droga” - kreślił wizję przyszłości. Tomasz Lis dumnie ogłosił, że „dzięki protestowi Polaków układ władzy pękł. Już nigdy nie będzie tak zwarty jak jeszcze 24 godziny temu. Potrzebna jeszcze większa presja!”.
Sekundowała mu Monika Olejnik, przekonując, że „ulica ma siłę i przywraca rozsądek”. Swoje pięć minut wykorzystały też mocno wyblakle gwiazdy ekranu. Dorota Stalińska w swoich wystąpieniach wyraźnie konkurowała z – mogłoby się wydawać bezkonkurencyjną, jeśli idzie o przekrzykiwanie – naszą rodaczką Kamilą Gasiuk-Pihowicz. Gotowa uwierzyć, że może być liderem opozycji, deklarowała, że chciałaby ją poprowadzić, ale „musi wiedzieć dokąd”. (No, to przecież prezes Rzepliński określił). Bojownicza Stalińska nie widzi możliwości żadnego dialogu z tymi, którzy chcą reformować państwo. „Wyznawcy PiS-u są jak sekta”, „PiS jest jak jakaś organizacja islamska”, „Tu nie ma dialogu” – emocjonuje się z największym przekonaniem.
Polityczne okoliczności wykorzystała też do przypomnienia o sobie Joanna Szczepkowska. Tak, ta sama, która przed laty ogłaszała, że „4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”. Teraz jej najgorętszym pragnieniem jest ogłoszenie narodowi, że „skończyła się władza Kaczyńskiego”. „Tak będzie” – wołała na wiecu pod Pałacem Prezydenckim. „Ja to zrobię i ja to powiem” – przekonywała. Oczywiście Joanna Szczepkowska wie, że na ogłoszenie tego radosnego komunikatu być może będzie jeszcze musiała trochę poczekać, bo póki co państwo zawłaszczająto obłudne PiS i mściwy Jarosław Kaczyński, ale ma nadzieję. I czeka na ten piękny dzień.
Znawca i miłośnik kobiet, a także męski kandydat na przywódcę opozycji Ryszard Petru filozoficznie stwierdza, że „polityka to gra zespołowa”. I tym razem chyba wie, co mówi. Wystarczy przypomnieć sobie jego ekwilibrystykę przy zabieraniu mikrofonu podczas głosowania w sejmie ustaw o sądownictwie czy wybitną rolę jego partyjnej koleżanki odpowiadającej w tym czasie za gaszenie światła na sejmowej sali.
Znamy wszyscy? Znamy. „Rozkwitały pąki białych róż”. Białe róże powróciły. Bo, jak powszechnie wiadomo, historia lubi się powtarzać. Tyle że – jak też wiadomo – w wersji znacznie gorszej. Ubrany w więzienny strój, z zatkniętą za pazuchą białą różą senatorJan Rulewski jest równie dramatyczny, co śmieszny. Nieskłonni do żadnych merytorycznych negocjacji i wykrzykujący nienawistne hasła demonstranci z białymi rożami i sponsorowanymi świecami budzą strach.
Za dwa miesiące wróci sprawa zawetowanych ustaw. Białe róże przekwitną? Śmiem w to, niestety, wątpić.
Anna Wolańska