Teatr marionetek?
Wiele osób - powtarzających owe hasła - pytanych o konkrety nie potrafi udzielić jasnej odpowiedzi. Najczęściej jedyną konkluzją jest stwierdzenie w rodzaju: „Jak ja tych pisiorów nienawidzę!”. Tu zasadniczo możliwość dalszej racjonalnej dyskusji się kończy.
Aby zrozumieć rzeczoną retorykę, trzeba sięgnąć do lat 90 minionego wieku, kiedy to Polska zaczynała się mozolnie dźwigać z komunistycznego matriksu. Bohaterką tamtych czasów stała się dziennikarka Joanna Szczepkowska, która ogłosiła w Dzienniku Telewizyjnym: „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm”.
Niestety pani Joanno, ktoś panią wprowadził w błąd…
Czerwoni i różowi
Komunizm – co najwyżej! – skończył się w swoim absurdalnym kształcie, w szacie siermiężności i niewydolności – jakim go postrzegaliśmy na zewnątrz. Ale przetrwał jeszcze długie lata (bezpiecznie) w nowej polskiej rzeczywistości. Czerwoni generałowie zdjęli mundury, gensekowie (skrót od „generalny sekretarz partii”) przeobrazili się w biznesmenów, dotychczasowi piewcy idei marksizmu – leninizmu nagle zaczęli głosić wyższość gospodarki kapitalistycznej nad socjalizmem (L. Balcerowicz). Tak naprawdę chodziło o to, aby włodarze kończącej się epoki mogli spaść „na cztery łapy” i niezagrożeni z żadnej strony, w spokoju i dostatku doczekać starości, gwarantując swoim dzieciom i wnukom sowite synekury i apanaże. ...
Ks. Paweł Siedlanowski