Dobry dotyk
Coraz częściej spotykaną praktyką w przedszkolach, np. w Warszawie, jest żądanie od rodziców pisemnej zgody na to, aby pani przedszkolanka mogła przytulić płaczące dziecko. W ten sposób dyrekcja zabezpiecza się przed potencjalnymi oskarżeniami o molestowanie. Zapewne ów wymóg nie jest zawieszony w próżni, a „dmuchanie na zimne” ma swoje podstawy w codziennym pedagogicznym doświadczeniu.
W Stanach Zjednoczonych kategorycznie przestrzega się np. zasady, że wychowanek nie może przebywać sam na sam z wychowawcą/nauczycielem (w klasie, w pokoju nauczycielskim itp.). Znam księży, którzy zrezygnowali z gestu błogosławienia dzieci (skądinąd często przez nie wyczekiwanego, mocno obecnego w polskiej, a przynajmniej w podlaskiej tradycji) podczas zbierania tacy. Bo zdarzały się już przypadki pomówienia o… molestowanie. Histeria zdaje się narastać.
Sami jesteśmy sobie winni?
W pewnym sensie tak. Rozerotyzowana kultura, film, reklama przy jednoczesnym znoszeniu kolejnych granic moralnych i unieważnieniu zwykłej przyzwoitości zrobiły swoje. Puściły hamulce. Ludzie uwierzyli, że wolność nie ma granic. Patologie dotknęły w praktyce każdego środowiska. Pojęcie „złego dotyku” zaczęło być odmieniane przez wszystkie przypadki w serwisach informacyjnych i opracowaniach pedagogicznych. Przy okazji zatarła się świadomość „dobrego dotyku” jako ważnego nośnika treści, jego roli w rozwoju dziecka – i nie tylko dziecka. Jestem pewien, że ktoś, kto miał zaszczyt spotkania kiedykolwiek św. ...
Ks. Paweł Siedlanowski