Zdziczenie obyczajów
I chociaż sekwencja zdarzeń znad Adriatyku napawa zwykłym obrzydzeniem i przerażeniem, to dla jasności należy ją przypomnieć. Polscy turyści, chcący spędzić romantyczne chwile na plaży, zostali zaatakowani, pobici, a kobieta brutalnie zgwałcona przez kilku napastników. Następnie półprzytomną wrzucono ją do morskiej wody, licząc na to, że utonie i ślady oraz świadkowie tej zbrodni pozostaną nieznani.
Reakcja niektórych polskich polityków oraz mediów zaskoczyła nie tylko ich oponentów, ale i wywołała zadziwienie w ich własnych szeregach. Nie chcę koncentrować się na konkretnych nazwiskach, interesuje mnie pewien mechanizm, który zdaje się potwierdzać głębokie zmiany mentalnościowe, stanowiące (nie waham się tego stwierdzić) atawistyczne piętno postkomunistyczne, wręcz posttotalitarne. Ta zmiana w sposobie postrzegania świata polega po prostu na priorytecie idei nad rzeczywistością.
Poprawne wyważenie
Jak zauważyli komentatorzy, w wielu mediach sympatyzujących z tzw. europejską opozycją informacja o zdarzeniach na adriatyckiej plaży ukazała się z zadziwiająco dużym opóźnieniem, w niektórych przypadkach sięgającym nawet 24 godzin (mowa o telewizjach i rozgłośniach radiowych). Zrzucanie tego na karb rzetelności dziennikarskiej, nakazującej sprawdzenie doniesienia, nie wydaje mi się zabiegiem trącącym racjonalnością. Jeśli nawet przyjmie się sensacyjność tej informacji, to przy dzisiejszych środkach komunikacji sprawdzalność zajmuje ledwie kilka minut. Jeśli jednak przyjmuje się za punkt odniesienia ideologiczną tezę o braku wyrobienia europejskiego Polaków, czego dowodem miały być doświadczenia węchowe jednego z byłych dziennikarzy jednej z telewizji, dla którego powodem do „wstydu cywilizacyjnego” miał być zapach kurzych jajek gotowanych na twardo w kabinie samolotowej (pomińmy milczeniem bzdurność tego zarzutu, jasną dla wszystkich, którzy choć raz lecieli samolotem), a powodem do dumy było naciąganie, by nie rzec – okradanie pewnej sieci handlowej za oceanem, a więc jeśli przyjąć za prawdę objawioną tę ideologiczną tezę, wówczas prezentacja przedstawicieli naszej nacji jako ofiar bezmyślnej, zwierzęcej i okrutnej agresji stanowić będzie trudność nie do przełamania. Gdyby nie bestialstwo działań napastników, zapewne usłyszelibyśmy zapewnienia, iż to nasi rodacy są sobie winni, że znaleźli się nie w tym miejscu i nie w tym czasie. Zresztą próbę taką podjęli niektórzy dziennikarze, starając się rozprzestrzenić informację pochodzącą jakoby ze źródeł włoskiej policji, że pobyt na plaży w godzinach wczesnoporannych nie podlega ochronie stróżów prawa, ponieważ nie są to rejony i czas, w których strzegą oni ludności tamtych okolic. Innymi słowy, to nasi krajanie, wybierając się na plażę w tym czasie, sami dokonali wyboru i są winni owej zbrodni. Głupie? Ale jak pasuje do ideologicznej tezy o skłonnościach do masochizmu i całkowitej nieużywalności rozumu przez Polaków (czego najwyższym dowodem jest wybór obecnie rządzących w wolnej elekcji).
Kolorowy zawrót głowy
Jeszcze więcej gimnastyki potrzeba było niektórym dziennikarzom, by ominąć temat pochodzenia napastników. Jednej z gazet zabrało to niemal tydzień. Kiedy jednak za naczelne zadanie uznaje się krzewienie tezy, iż „uchodźcy” stanowią ubogacenie kulturowe naszego zdziczałego pod wpływem chrześcijaństwa i konserwatywnego nastawienia społeczeństw kontynentu, to trudno przyjąć nie tylko do wiadomości, ale i publikować informacje, iż to właśnie ci „ubogaczacze” dokonali tej zbrodni. Zresztą we wspomnianej gazecie można było natknąć się na biadolenia pewnego starszawego już redaktora, który szaty rwał nad burzeniem polsko-niemieckiego pojednania. Swoją skłonność do wybaczania zbrodni wojennych tłumaczył on tym, że okupację spędził na jakiejś wiosce, gdzie sielskość atmosfery była tak przemożna, iż nawet nie zauważył on, że jest wojna. I to właśnie sytuacja zmusza go, by żądał od ofiar obozów rozstrzeliwań i innych okropności oraz od ich potomków natychmiastowego i bezapelacyjnego pojednania się z katami, którzy nawet nie są w stanie powiedzieć „przepraszam”, a ich narodowa telewizja oświadcza, iż oceniać antysemityzm Polaków mogą tylko i wyłącznie Niemcy (czyżby mieli w tym specjalizację?). Wracając jednakże do podawania narodowości napastników, zauważyłem ciekawostkę. Otóż w przekazach medialnych umieszczono informację, że mamy do czynienia z nielegalnymi imigrantami z Afryki, których personalia są znane włoskiej policji. Logicznym więc wydaje się pytanie: skoro włoska policja zna dane osobowe tychże zwyrodnialców, to dlaczego, wiedząc o ich nielegalnym pobycie na terenie Włoch, do tej pory nie przeprowadziła akcji deportacji? Co więcej, okazuje się, że ci sami ludzie podejrzewani są o dokonanie napaści na włoskich turystów… dwa tygodnie (!) przed wydarzeniami na plaży w Rimini. To cóż takiego zaprzątało uwagę włoskich stróżów prawa, skoro przez ten czas nie byli w stanie zatrzymać przestępców? Leniwi czy bojaźliwi? A jeśli bojaźliwi, to czy przypadkiem nie lękają się poprawności politycznej? Tych pytań jakoś media nie stawiają.
A ponoć to czwarta władza…
Niejednokrotnie narzekamy na dzisiejszą rzeczywistość, twierdząc, iż brakuje w naszych czasach właściwych sposobów zachowania. I wydaje się nam, że istotą wszystkiego jest nauczenie właściwych, wyznaczonych etykietą i protokołem dyplomatycznym, zachowań. Tymczasem istotą zdziczenia obyczajów we współczesnych społeczeństwach jest odejście od prawdy na rzecz wymyślonych w chorych umysłach ideologów twierdzeń. Zasadniczym rdzeniem obyczaju jest utrwalony sposób reakcji człowieka na rzeczywistość, a więc za obyczajnością i zdziczeniem stoi przyjęcie lub odrzucenie prawdy. Jeśli więc nie będziemy otrzymywali pełnej, logicznej i całkowitej informacji o tym, co wokół nas się dzieje, wcześniej czy później zdziczenie będzie narastać. Prawda więc staje się dzisiaj naczelną misją dziennikarską, a nie modna ideologia. Tylko, czy w tym środowisku, a zwłaszcza mainstreamie można jeszcze tego wymagać.
Ks. Jacek Świątek