Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Jak rzeźnia o poranku

Temat wolności człowieka jest dzisiaj cokolwiek ograną płytą. Bo czyż można jeszcze mieć nadzieję na skrawek własnego świata w rzeczywistości naznaczonej logującymi się do poszczególnych przekaźników telefonami komórkowymi, internetem z reklamami dostosowującymi się do ostatnio przeglądanych stron czy też kartami bankomatowymi, które służą nie tylko do obrotu fikcyjnymi, bo wirtualnymi pieniędzmi, lecz także do dokładnego śledzenia naszych zakupów czy preferencji towarowych?

Są między nami ludzie, którzy widmo nadchodzącej apokalipsy widzą w zmuszaniu innych do wszczepienia podskórnego chipa, pozwalającego z dokładnością do milimetra śledzić aktywność każdej jednostki ludzkiej. Według mnie nie jest to żadna apokalipsa, skoro już teraz można to doskonale czynić bez potrzeby dokonywania jakichś ingerencji w organizm.

Możliwość doskonałej znajomości ludzkich ścieżek i upodobań stała się swoistym znakiem czasu. Być może to jest właśnie „mała apokalipsa” kulturowa. Dzisiaj nie ma możliwości zaszycia się w głuszy, by świat o nas zapomniał. Zapewne doktor Rafał Wilczur zostałby od razu namierzony przez służby te i owe, a tym samym musiałby zapomnieć o ratowaniu życia ludzi na prowincji (w tym także swojej córki).

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że sprawa toczy się wokół ekonomicznego wykorzystania człowieka. Wszak wymienione przeze mnie na początku sposoby określania jego położenia i marzeń są elementem pewnej gry ekonomicznej. Jednakże wydaje mi się, że o co innego tutaj chodzi.

 

Prawdziwa pasja – antropometria

Śmiem twierdzić, że owo „policyjne” traktowanie każdej istoty ludzkiej (być może bez kilku przedstawicieli, którzy szczęśliwie nie zostali jeszcze rozpoznani w amazońskiej głuszy) ma swoją podstawę w podejściu do ogółu ludzkości. Źródłem wydaje się być po prostu statystyka. Nauka wprowadzona na salony przez pozytywistów Comte’a, zawładnęła dokumentnie wszystkimi dziedzinami naszej egzystencji, przeliczając ją z niepowtarzalności na procenty. Dzisiaj nikt nie wyobraża sobie możliwości zarządzania ludźmi bez słupków i wykresów. Jednakże metoda ta jest jedną z najbardziej zwodniczych. Przekonał się o tym każdy, kto już miał wygraną w kieszeni, gdy oglądał sondaże, a w dzień po wyborach leczył kaca po przegranej. Zwodniczość ta jest jednak jeszcze czymś innym. Mianowicie sprowadza ludzkość, a przynajmniej ów zakres ludzkości, który znajduje się we władaniu, do zwykłego stada hodowlanego, w którym najważniejsza jest wynikowość, a nie dobro osoby ludzkiej. Jest to swoista broń atomowa, bo dotyka także i tego, co się nią posługuje. Oczywiście nie w sposób bezpośredni, ale rozbijając samą podstawę cywilizacyjną. Ktokolwiek w sprawowaniu władzy opiera się tylko na statystykach, procentach i wykresach, wcześniej czy później kończy jako zarządca stada homo sapiens, od którego nie można już nic wymagać, jeno tylko tego, co związane jest z przemianą materii i rozrodczością. W tym momencie owe statystycznie ujęte dane o społeczeństwie stają się swoistym elektrycznym pastuchem, dzięki któremu stado udaje się trzymać w ryzach i zapędzać do odpowiedniej zagrody, z rzeźnią włącznie. Nie mamy więc do czynienia ze społecznością ludzką, ale ze stadem. Tylko że dzisiejszego zarządcę ktoś kiedyś może potraktować w podobny sposób.

 

Na paryskich parkietach salonowy gawot

Metoda statystycznego traktowania społeczności ludzkiej (przez którą rozumiem wszystkie ludzkie wspólnoty) ma jeszcze i ten mankament, że pozwala dorwać się do rządzenia zwykłym ludzkim miernotom. Zamienia bowiem rozumienie świata w liczenie słupków i procentów. Do tego wystarczy tylko nikła znajomość matematyki lub dobry kalkulator. Dzisiaj narzekamy często, że rządzący nami nie dostają naszym ideałom, które same w sobie są tęsknotą za prawdziwą arystokracją krwi i ducha. Trudno jednakże żądać, by było inaczej. Dzisiaj nawet nauka sprowadzona została do bibliotecznego zestawiania przeszłości lub wyliczania prawdopodobnych trendów, bez konieczności rozumienia, czym rzecz jest. Filozofia padła prawie całkowicie, sprowadzona do ekspresji własnych przekonań opartych na niczym. Miejsce rozumienia zajęła skuteczność, a to przekłada się na jakość ludzi, także u steru władzy. Orwellowski „Folwark zwierzęcy” kończy się sceną, gdy odziane w ludzkie ubrania wieprze próbują zachowywać się jak ludzie. Niestety, nawet jeśli przyozdobi się to stworzenie w krawat, musznik, plastron lub żabot, to nadal nad ozdobą będzie widoczny świński łeb.

Dyktatura skuteczności sprawia, że zarządzający ludzkim stadem zdolni są tylko do zachowania małpy, która złości się, gdy nie uda się jej wydobyć banana z pojemnika chronionego zapadkami, nie martwiąc się wcale, czy ów owoc jest zatruty, czy nie. Trudno w takim społeczeństwie oczekiwać na pojawienie się przywódców widzących trochę dalej niż koniec nosa lub przeciwległej części ciała. Raczej mieć będziemy do czynienia coraz częściej z wytresowanymi w gawotowych ruchach manekinami, dla których sam fakt zatańczenia na salonowym parkiecie będzie oznaką sukcesu na miarę wynalezienia koła, a jedyną bronią – płaska i chamska ironia.

 

Wokół huczy wspaniałe życie

Rację wydaje się mieć Herbert, gdy pisząc o cnocie, zwraca uwagę, że „wokół huczy wspaniałe życie rumiane jak rzeźnia o poranku”. Biologia nie znosi próżni i wcześniej lub później wprowadzi na miejsce homo sapiens coś innego. Być może mamy już do czynienia z pierwowzorem nowej ludzkości, gdyż patrząc na niektórych notabli tego czy innego kręgu, człowiek dostaje odruchu zwrotnego. Rzecz jednak nie w tym, jaki wzorzec doskonałości obowiązuje w danym momencie historycznym. Chodzi raczej o to, by każdy z nas osiągnął właściwą człowiekowi doskonałość. Więc nie ma co patrzeć się na świecznikowate wydmuszki. Trzeba człowieczeństwo budować w sobie. Człowieczeństwo, którego wyjątkowość określa pięć rzeczy: rozumiejący ogląd świata, samodyscyplina w dokonywanych wyborach, realizowanie się poprzez dar z siebie, tworzenie społeczeństwa, a nie stada, i wreszcie kontakt z Bogiem, gdyż tylko człowiek zdolny jest do życia w relacji religijnej z Absolutem. Jeśli to, na miarę swoich możliwości, każdy będzie starał się zachować we własnym życiu, to i rumiana rzeźnia niestraszna.

Ks. Jacek Świątek