Plusy dodatnie i plusy ujemne
Nie minęło wiele dni, gdy ogólnopolski portal nagłośnił sprawę znanej siedleckiej lekarki, która na swoim profilu poinformowała, że w prywatnym gabinecie nie będzie wykonywać zabiegów u nieszczepionych dzieci. I znowu w sieci zawrzało. Temat zasadności szczepień maluchów pojawia się od jakiegoś czasu dosyć regularnie. I niekoniecznie na jakąś okoliczność. Przerzucanie się argumentami na temat plusów i minusów powyższego trwa w najlepsze od paru już lat. Też miałam okazję wysłuchać tragicznych historii o konsekwencjach standardowych szczepień.
I o tym, że wychowywanie w naturalnych warunkach zapobiega wszelkim chorobom i zdrowotnym powikłaniom. Co ciekawe, przeciwniczkami szczepienia są głównie młode kobiety charakteryzujące siebie jako bardziej świadome od zwolenniczek. I choć lekarze są zdania, że to niewielka grupa społeczna, problem istnieje, a nawet zdaje się zataczać coraz szersze kręgi.
Nie trzeba być wtajemniczonym w arkana medycyny, żeby wiedzieć, że szczepienie – jak każdy lek – niesie ze sobą pewne ryzyko, ma uboczne działania. I byłoby szczęśliwie, gdyby zawsze był to tylko towarzyszący mu ból czy przejściowa gorączka. Skąd jednak pewność, że brak szczepienia daje gwarancję zdrowia i braku powikłań? Zapalenie opon mózgowych, odra, ospa czy gruźlica są dziś przecież przypadkami o wiele rzadszymi niż przed laty – i niekoniecznie śmiertelnymi chorobami.
Oczywiście jest rzeczą ze wszech miar pożądaną, aby uboczne skutki szczepień ograniczyć do minimum, a najlepiej zupełnie wyeliminować. I, wydaje się, że głos przeciwników, którzy właśnie tych działań ubocznych się boją, jest z tego powodu ważny.
Przyznać należy, że zdarzają się decyzje nietrafione. Dzisiejsi trzydziestoparolatkowie zapewne pamiętają, jak po czarnobylskiej katastrofie byli zmuszani do wypicia antidotum na chorobę popromienną; nieco później stwierdzono, że więcej z tego mogło wyniknąć szkody niż pożytku.
Osobną kwestią wydaje się być proponowany przez zwolenników szczepień pomysł pozbawiania niechętnych szczepionkom rodziców praw rodzicielskich (pamiętajmy, że w wielu krajach europejskich decyzję o szczepieniu dziecka podejmują rodzice). Jeszcze inny problem to ten, czy do publicznego żłobka albo przedszkola powinny być przyjmowane razem dzieci szczepione i nieszczepione. Należy bowiem mieć na uwadze, że rodzice podający dzieciom szczepionki też mają obawy dotyczące ich malucha stykającego się z tym nieszczepionym…
Konkluzja? Rodzicielstwo to szczególny obowiązek i szczególny przywilej. A decyzja o szczepieniu jest tylko jednym z jego elementów. Jak we wszystkim, tak i tu najważniejszy jest umiar. Złoty środek. I tyle.
Anna Wolańska