Boże dzieło
Opis tych wydarzeń opiera się w większości na szczątkowych wspomnieniach ludzi, którzy uczestniczyli wówczas w pracach przy budowie. Dokumentacja archiwalna również przedstawia dość skromne źródło wiedzy. Uczestnicy budowy i świadkowie już odeszli do Pana, a ci, którzy jeszcze żyją, byli wówczas dziećmi. Dlatego chcemy ocalić od zapomnienia to, co zachowała ludzka pamięć. Radzyńska parafia Świętej Trójcy, do której należał Turów, obejmowała swoim zasięgiem 22 wioski oraz miasto Radzyń. Liczba wiernych w latach 30 XX w. wynosiła około 15 tys. Posługę kapłańską sprawowało trzech duchownych: proboszcz i dwóch wikariuszy.
Rzeczą nieuniknioną były: tworzenie filii parafialnych oraz budowa nowych kościołów. Jako pierwszy z propozycją budowy świątyni wystąpił właściciel majątku Siedlanów i wraz z mieszkańcami wsi poczynił pierwsze kroki. Miejscem wyznaczonym pod budowę miał być teren przy trakcie do Radzynia, tuż za torami kolejowymi.
Pomysłodawcy liczyli, że Turów zostanie przyłączony do siedlanowskiego kościoła, sprawy potoczyły się jednak inaczej. Mieszkańcy Turowa na wieść planach budowy poprosili o protekcję właścicieli majątku – Marię i Artura Potockich i wspólnie rozpoczęli starania o wybudowanie świątyni właśnie w Turowie. Potoccy zadeklarowali, że dadzą grunt pod budowę i wesprą samą inwestycję. Argumenty były tak mocne, że zgodę u władz kościelnych uzyskali. Proboszcz radzyński i dziekan ks. Infułat Tadeusz Osiński poparł inicjatywę w kurii; 16 listopada 1936 r. bp Henryk Przeździecki erygował filię duszpasterską w Turowie, przyłączając ją do dekanatu radzyńskiego. Nominację na rektora filialnego w Turowie otrzymał ks. Eugeniusz Petrykowski (ur. 1906 r.), młody, energiczny kapłan, dotychczas wikariusz w parafii radzyńskiej. Nasz pierwszy proboszcz przybył do Turowa w listopadzie 1936 r. i zamieszkał w lokalu po byłej szkole, w domu u Śledziów. Codziennie odprawiał Msze św. w kaplicy leśnej św. Antoniego, a mieszkańcy bardzo pozytywnie odbierali obecność kapłana w swojej wsi.
Kościół musi być murowany
Jednocześnie rozpoczęły się przygotowania do budowy świątyni. Powołany został komitet budowy kościoła pod przewodnictwem ks. Petrykowskiego. Pierwszym zadaniem było zmierzenie swoich sił i ustalenie, co tymi siłami można zrobić. Mieszkańcy początkowo zadeklarowali, że każde gospodarstwo, oprócz fizycznej pomocy, przeznaczy na budowę kwotę pieniężną wartości jednej mlecznej krowy. Dawało to sumę około 30 tys. zł. Gospodarstw w Turowie było tym w czasie 151, a liczba wiernych wynosiła 1076. Wiadomo było, że gospodarstwa nie były równe, więc wieś ostatecznie opodatkowała się na rzecz budowy kwotą 25 zł z hektara. Przy ogólnej powierzchni 1180 ha suma dawała tę samą kwotę, tj. ok. 30 tys. zł. Zadeklarowana suma pieniędzy pozwalała na wystawienie świątyni drewnianej. Potoccy oświadczyli wówczas, że dołożą drugie tyle, ale kościół musi być murowany.
Zaczęły się czynności przygotowawcze. Zamówiono niezbędne materiały: cegły, wapno i cement. Wykonanie projektu świątyni powierzono architektowi Andrzejowi Węgrzeckiemu z Warszawy.
Grunt podarowany przez hrabiostwo w centrum wsi, w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły i zabudowań dworskich, liczył 4 ha. Była to ziemia przeznaczona pod budynek kościoła wraz z placem, plebanię z zabudowaniami gospodarczymi oraz pole uprawne jako uposażenie dla proboszcza i jego następców.
Kamień, drewno, cegła
Wczesną wiosną 1937 r. zaczęto zwozić kamień polny potrzebny do budowy fundamentów. Wydawało się, że w samym Turowie kamienia jest pod dostatkiem, jednak po jego obróbce okazało się, że wystarczy na połowę fundamentów. Niektórzy turowianie mieli posesje ogrodzone kamieniem i na potrzeby kościoła te ogrodzenia rozebrali. Rozbijaniem kamieni i ich obróbką zajmował się miejscowy kamieniarz Aleksander Karaś.
Wszystkie prace, nawet te najprostsze, nadzorował ks. Petrykowski. Osobiście jeździł po kamień do sąsiednich wiosek – Zosinowa, Wors i Ostrówek. Tak potrafił zjednywać ludzi, że gospodarze z Wors sami przywozili kamienie na plac kościelny. Wapno zwożone było furmankami ze stacji kolejowej w Bedlnie i zsypywane do przygotowanego dołu w celu zlasowania. Dół na wapno znajdował się w miejscu, gdzie obecnie jest parking kościelny. Tuż obok wykopano studnię. Tartak hr. Potockiego zajął się przygotowaniem drewna budowlanego i dachowego, również ofiarowanego przez Potockich. Mieszkańcy systematycznie zwozili cegły z radzyńskiej cegielni. Potem sprowadzano je z okolic Kraśnika. Do rozładunku cegieł zaangażowane były dzieci ze szkoły podstawowej, które w przerwach między lekcjami uczestniczyły w wyznaczonych pracach.
Msza na rozpoczęcie budowy
Ofiarność i zaangażowanie mieszkańców Turowa były ogromne. Do czasu rozpoczęcia budowy udało się zgromadzić 2/3 zadeklarowanych funduszy (pomimo trudności spłacali zadeklarowane należności jeszcze do 1940 r.). Nie przeszkodziło to jednak w rozpoczęciu prac. Materiały zgromadzone na placu przykościelnym zapewniały ciągłość robót.
8 czerwca 1937 r. komitet budowy kościoła przedłożył w starostwie powiatowym w Radzyniu podanie o wydanie pozwolenia na budowę kościoła murowanego w Turowie. Cztery dni wcześniej projekt został zatwierdzony w Siedlcach przez bp. H. Przeździeckiego. 12 czerwca pozytywnie zaopiniowane podanie zostało przesłane do urzędu wojewódzkiego w Lublinie. Do wydziału komunikacji i budownictwa dotarło 18 czerwca. Jeszcze tego samego dnia została wydana decyzja zezwalająca na budowę, z uwzględnieniem niewielkich poprawek w projekcie. Kierownikiem budowy został inż. A. Węgrzecki, autor projektu.
Msza inaugurująca budowę miała miejsce 29 czerwca 1937 r. Przewodniczył jej i poświęcił kamień węgielny ks. T. Osiński. Cała wieś licznie zebrała się na uroczystości. Ołtarz polowy, udekorowany brzeziną, znajdował się w miejscu, gdzie miało być prezbiterium. W ołtarzu zawisł obraz Matki Bożej Cygańskiej, dar hr. Potockiej. Za polowym ołtarzem wykonany był fragment fundamentu, w który wmurowany został kamień węgielny i tuba z aktem erekcyjnym. Przy fundamencie stał krzyż drewniany, obecnie znajdujący się na tylnej ścianie kościoła. Podczas uroczystości panował niesamowity upał. Zarówno wierni jak i celebransi szukali schronienia w cieniu parasolek i brzeziny, specjalnie ustawionej na taką ewentualność. Pozostali cierpliwie dotrwali do końca celebry, stłoczeni pośród stosów polnych kamieni i cegieł.
Od fundamentów po dach
Fundamenty pod nawę główną i prezbiterium miały 1,5 m głębokości i 0,9 m szerokości u podstawy, wykonane zostały całkowicie z kamienia polnego wraz z podmurówką na wysokość 0,6 m. Fundament pod kościelną wieżę, wykonany również z kamienia, osiągnął głębokość 2,5 m, musiał bowiem utrzymać ciężar wieży ważącej ponad 250 t. Cała bryła kościoła z zewnątrz ma 28,83 m długości, 11,1 m szerokości i 13,3 m wysokości (do wierzchołka szczytu). Grubość ścian wynosi 0,55 m. Wieża kościelna o wymiarach 3,7 m x 3 m i wysokości 17 m ma mury o grubości 0,7 m.
Z przekazywanych informacji wiadomo, że murarką zajęli się górale, sprowadzeni tu przez hrabiów Potockich. Jako stałych pomocników murarskich zatrudniono doświadczonych w tej branży robotników z Międzyrzeca. Budowa szła szybko i sprawnie. Pod koniec lata 1937 r. stały już mury kościoła i kończona była wieża. Przy pracach murarskich zużyto prawie 300 tys. sztuk cegły.
Mieszkańcy Turowa kolejką chodzili do prac pomocniczych – w zależności od zapotrzebowania od kilku do kilkudziesięciu osób dziennie. Bywały dni, że taka pomoc nie była potrzebna. Kolejka również obowiązywała w sprawie wyżywienia robotników. Jedzenie przywożone było przez turowskie gospodynie bezpośrednio na budowę.Należy tu również zwrócić uwagę, że największe roboty wykonywane były podczas nasilenia prac polowych, czyli żniw i sianokosów.
Po zakończeniu prac murarskich montowane były okna i wykonany został strop: w nawie głównej – drewniany, podwieszany, na wysokości 8,7 m od posadzki; w prezbiterium – z cegły, na wysokości 8 m. Całość stropu zabezpieczono glinianą polepą. Konstrukcja dachu składa się z 30 par krokwi i sześciu więzarów wspartych na murłatach i zabezpieczonych przed rozepchnięciem ścian przez stalowe ściągi. Dach został pokryty łupkiem falistym (eternitem), który wówczas był materiałem nowoczesnym, dobrym i tanim. Wykonawcą drewnianego stropu, sufitu oraz dachu był Józef Musiatowicz z Owieszanki.
Koniec wieńczy dzieło
Pracami wykończeniowymi wewnątrz zajęli się rodzimi fachowcy. Stolarze, a było ich wielu w Turowie, wykonali drewniane ołtarze, ambonę, drzwi i proste ławki. Pierwszą zabudowaną ławkę zakupił nadleśniczy majątku Potockich Józef Szala; została ona ustawiona pod chórem. Po latach według tego wzoru wykonano pozostałe ławki. Część wyposażenia prezbiterium i zakrystii została przekazana z kościoła w Radzyniu. Ułożenie zaprojektowanej podłogi z czerwonej impregnowanej cegły nie doszło do skutku. Betonowa posadzka została pokryta terakotową mozaiką dopiero w 1966 r. Projekt zakładał wybudowanie obok kościoła domu zebrań oraz wolnostojącej dzwonnicy. Parafialny dom zebrań miał powstać pomiędzy kościołem a szkołą, połączony z zakrystią podcieniowym zadaszeniem. Dzwonnica planowano zlokalizować w rogu obecnego parkingu kościelnego. Obydwa przedsięwzięcia nie doszły jednak do skutku z braku funduszy, a później plany te pokrzyżował wybuch wojny. Jako dzwonnicę wykorzystano kościelną wieżę, w której zawieszone zostały trzy spiżowe dzwony. Dwa z nich zostały zrabowane przez Niemców w 1941 r., trzeci – podobno ukryto; do tej pory nie został odnaleziony.
Równolegle z budową kościoła trwały prace przy wznoszeniu plebanii i zabudowań gospodarczych. Zarówno świątynia, jak i budynki dla księdza proboszcza zostały ukończone i odpowiednio wyposażone na przełomie listopada i grudnia 1937 r. W ołtarzu głównym znajdowała się replika obrazu św. Antoniego z Dzieciątkiem. Ołtarze boczne zdobiły: obraz olejny Serce Pana Jezusa i Matka Boża z Dzieciątkiem. Uroczyste poświęcenie nowej świątyni miało miejsce w niedzielę 12 grudnia 1937 r. Mszę św. odprawił ks. infułat T. Osiński, a wszyscy mieszkańcy Turowa z wdzięcznością uczestniczyli w tej doniosłej uroczystości. Kościół w Turowie otrzymał wezwanie św. Antoniego Padewskiego.
Niech pamięć o historii powstania naszej świątyni będzie świadectwem wdzięczności tym wszystkim, którzy przyczynili się do jej powstania – na chwałę Bogu, a ludziom na pożytek.
Krzysztof Szczepaniuk