Kultura
Źródło: J
Źródło: J

W świecie Barszczewskiego

W sprawie Leona Barszczewskiego wiem, że nic nie wiem - powiedział o swoim pradziadku, podróżniku i fotografie, Igor Strojecki, autor książki pt. „Utracony świat. Podróże Leona Barszczewskiego po XIX-wiecznej Azji Środkowej”. Spotkanie zorganizowała 14 listopada Miejska Biblioteka Publiczna.

Topograf, geolog, etnograf, archeolog, przyrodnik, fotograf, badacz kultury Azji Środkowej. L. Barszczewski - nieprzeciętny człowiek o wielu pasjach. Ostatnie lata swojego życia spędził w Siedlcach. To z jego inicjatywy powstała Żeńska Szkoła Handlowa - dzisiejsze II Liceum Ogólnokształcące im. św. Królowej Jadwigi. O swoim niezwykłym pradziadku i jego związkach z Podlasiem opowiedział zebranym w siedleckiej książnicy I. Strojecki, który od lat z zapałem przywraca pamięć o znanych członkach rodziny, m.in. aktorce Elżbiecie Barszczewskiej, psychologu i wynalazcy Julianie Ochorowiczu.

Autor książki pt. „Utracony świat…” zabrał słuchaczy w podróż po XIX-wiecznej Azji widzianej oczami L. Barszczewskiego.

 

Książka, którą napisały pokolenia

– To nietypowa publikacja. Powstawała bowiem przez półtora wieku i tworzyli ją członkowie tej samej rodziny z kilku pokoleń. Najstarsze wspomnienia pochodzą z wywiadu prasowego udzielonego przez pradziadka w 1901 r. – powiedział na wstępie I. Strojecki, dodając, iż trzon książki stanowią wspomnienia córki L. Barszczewskiego – Jadwigi Barszczewskiej-Michałowskiej, przełożonej siedleckiej Żeńskiej Szkoły Handlowej. – Kiedy przeszła na emeryturę, postanowiła spisać swoje wspomnienia o ojcu. Tę niewielką spuściznę, jaka po nim została, opracowała. Zrobiła to jednak, używając nieco infantylnego języka. Książka, którą przygotowała za życia Jadwiga, nie mogła się ukazać, bo nikt nie był zainteresowany taką publikacją. Kilka lat temu podjęto próbę naukowego opracowania tego materiału, ale bez powodzenia. Kiedy wreszcie zyskałem akceptację wydawnictwa i podpisałem umowę, wyznaczono termin oddania tekstu za trzy miesiące.. Tymczasem stało się to dopiero po dwóch latach. Tyle czasu bowiem zajęło mi opracowanie materiału – przyznał autor.

Publikacja jest owocem przeszło 30-letnich badań genealogicznych I. Strojeckiego oraz fascynacji postacią i dokonaniami pradziadka. Oprócz wspomnień J. Barszczewskiej-Michałowskiej znalazły się w niej zdjęcia, artykuły publikowane w prasie, fragmenty relacji z ekspedycji naukowych podróżnika. – Udało mi się znaleźć jeszcze więcej niż Jadwidze. W porównaniu do pierwotnego tekstu, jaki został wysłany do wydawnictwa, objętość publikacji zwiększyła się o 30%. Wydaje mi sie, że nie ma drugiego tak bogatego materiału o polskim podróżniku i tak odległym kraju – podkreślił I. Strojecki, przyznając, iż ogromną satysfakcją jest fakt, iż książka ma rekomendację m.in. takich podróżników, jak Tomasz Bagiński, Jacek Pałkiewicz, Martyna Wojciechowska.

 

W carskim mundurze

Gość spotkania przypomniał biogram pradziadka, zaznaczając, iż dzieciństwo spędził na Ukrainie i wcześnie stracił rodziców, co zaważyło na całym jego życiu. Wraz z młodszymi braćmi trafił pod rządową opiekę carską. Następnie został wcielony do szkoły kadetów, czyli gimnazjum wojskowego, po to, by w przyszłości zasilić armię carską. Tak wyglądała standardowa procedura postępowania z dziećmi z polskich nieprawomyślnych rodzin, do jakich zaliczono Barszczewskich. Poza tym nauka w rosyjskiej szkole była jedyną drogą zdobycia wykształcenia na odpowiednim poziomie. – Barszczewski ma to nieszczęście, iż na większości zdjęć, jakie się zachowały, ma na sobie rosyjski mundur, co wielu źle się kojarzy. Trzeba jednak pamiętać, że wówczas wielu mężczyzn służyło w armiach zaborców – tłumaczył.

 

Człowiek wielu pasji

W 1876 r. Barszczewski wyjechał do stacjonującego w Samarkandzie batalionu. Był oficerem topograficznym, którego praca miała charakter wywiadowczy. Przydzielony do oddziału topograficznego otrzymał za zadanie badanie nowo wcielonych terenów oraz rozpoznanie i wytyczenie dróg strategicznych wiodących do centrów krajów sąsiednich, m.in. w Emiracie Buchary i Afganistanie. Tak powstał dokument pt. „Tajny raport o drogach do Afganistanu i Indii”. Wykonywał mapy, opisywał szlaki komunikacyjne, gospodarkę, zasoby naturalne i społeczności podbitego Turkiestanu. Przy okazji zadań wojskowych i za zezwoleniem władz zwierzchnich rozwijał swoje zainteresowania i pasje badawcze. Z zamiłowania był archeologiem, podróżnikiem, etnografem, przyrodnikiem. Na każdą wyprawę zabierał ze sobą aparat fotograficzny i zapas szklanych klisz. Dzięki temu, co utrwalił, możemy dziś podziwiać wizerunki tamtych ludzi, zobaczyć ich zajęcia i życie codzienne. L. Barszczewski potrafił zjednać sobie zaufanie i szacunek tubylców. Spisywał miejscowe podania, legendy i wierzenia. W kadrze zatrzymał wiele portretów mężczyzn w barwnych strojach, scen rodzajowych oraz niepowtarzalne wizerunki tamtejszych kobiet. Bez wątpienia można go uznać za prekursora fotografii reportażowej.

L. Barszczewskiego fascynowały też lodowce. – W uznaniu zasług jako ich miłośnika i wybitnego badacza prof. Włodzimierz Lipski nadał imię pradziadka lodowcowi południowego zbocza Grzbietu Hissarskiego, a doceniając wkład w dziedzinie botaniki także roślinie: czosnek Barszczewskiego – Allium barsczewskii Lipsky – opowiadał I. Strojecki.

 

Z Samarkandy na Podlasie

W Samarkandzie założył rodzinę z Ireną Niedźwiecką, która przyjechała w tam ślad za braćmi, zesłańcami syberyjskimi mającymi zakaz powrotu do Królestwa Polskiego. Młodzi pobrali się dość szybko, korzystając ze zbiegu okoliczności, że w mieście pojawił się katolicki ksiądz (przybywał do Samarkandy z duszpasterską posługą raz na pięć lat). Małżonkowie doczekali się pięciorga dzieci. Niestety, w 1890 r. Irena zmarła. Po jej śmierci Leon trafił do Siedlec. – Według J. Barszczewskiej-Michałowskiej miała to być kara, za to że pradziadek odmówił przejścia na prawosławie. Rzekomo miał też wysłać telegram do Petersburga, że zostanie katolikiem. To nieprawda. Świadczy o tym chociażby fakt, że po powrocie do Polski został awansowany do stopnia podpułkownika – zwrócił uwagę I. Strojecki.

Aby zapewnić córkom przyszłość, L. Barszczewski wpadł na pomysł założenia szkoły z wykładowym językiem polskim. Przełożoną Żeńskiej Szkoły Handlowej, dzisiejszej „Królówki”, została Jadwiga. Początki były trudne, bo Barszczewscy zostali tam w pewnym sensie narzuceni. Leon był Polakiem, ale też oficerem carskim w polskim mieście. Rodzina mówiła z wyraźnym rosyjskim akcentem. Przemowa L. Barszczewskiego wyjeżdżającego na wojnę rosyjsko-japońską, wygłoszona na dworcu do żołnierzy po rosyjsku, spowodowała, że rodzice zrezygnowali z puszczania swoich dzieci do szkoły, którą założył. Mieszkańcy Siedlec nie chcieli, żeby Barszczewscy rusyfikowali im dzieci.

 

Ostatnia podróż

Podróżnik zmarł tragicznie 22 marca 1910 r. w Częstochowie. – Jadwiga wspominała, że jej ojciec został niesłusznie posądzony o przywłaszczenie wojskowego mienia podczas wojny rosyjsko-japońskiej, co bardzo przeżywał. Dlatego po modlitwie przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej poszedł do hotelu, gdzie odebrał sobie życie. Ta wersja nie jest prawdziwa – powiedział I. Strojecki, tłumacząc, iż pradziadek zostawił list, w którym wyjaśnił, iż do samobójczego kroku zmusiło go niepowodzenie w interesach. – Za pośrednictwem facebooka zgłosiła się do mnie pewna pani z historią swojej rodziny, z której wynikało, iż przodek jej męża wszedł z L. Barszczewskim w spółkę. Miała zajmować się eksploatacją złóż kamiennych do Emiratu Buchary. Niestety, coś poszło nie tak. Stąd tak dramatyczna decyzja o targnięciu się na własne życie – dodał gość spotkania.

Podróżnik został pochowany w Częstochowie. Jego grób I. Strojecki odnalazł w połowie lat 80. W 1995 r. postanowił przenieść szczątki pradziadka do Warszawy. – Podczas ekshumacji okazało się, że zostało po nim niewiele. Czaszka miała dziurę po kuli. Brakowało też dwóch górnych jedynek, co potwierdziło rodzinną opowieść, według której Leon stracił te dwa zęby, spadając z lodowca – opowiadał autor „Utraconego świata…”. – W 1995 r. L. Barszczewski odbył swoją ostatnią podróż. Na Powązki. Była to jedyna podróż, jaką odbyliśmy razem – zaznaczył I. Strojecki, żegnając się z uczestnikami spotkania słowami swojego pradziadka: „Wszystko na świecie można pokonać dobrym słowem i serdeczną prostotą, nie zaś dumą i pychą”. – Czego państwu i sobie życzę – dodał.

W 2012 r. I. Strojecki otrzymał Nagrodę Ludomira Benedyktowicza za badanie i popularyzację dziejów Siedlec oraz znanych i zasłużonych postaci z historii miasta. Jego książka „Utracony świat. Podróże Leona Barszczewskiego po XIX-wiecznej Azji Środkowej” z pewnością przypadnie do gustu wszystkim, którzy interesują się historią miasta i biografiami znanych osób związanych z Siedlcami.

Natomiast od 24 listopada wystawę „Utracony świat” ze zbiorów I. Strojeckiego i Muzeum Azji i Pacyfiku można oglądać w Muzeum Południowego Podlasia w Białej Podlaskiej.

MD