Wołałem: „Chcę doświadczyć żywego Boga!”
Jako nastoletni chłopak straciłem brata. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Wszedłem w świat narkotyków i alkoholu. To była jedna z głównych rzeczy, z których uwolnił mnie Bóg. Nie trzeźwiałem po 20 dni w miesiącu. W październiku 1995 r. wpadłem w śpiączkę z powodu narkotyków, miałem sprawy sądowe o pobicie, handlowałem narkotykami. W pewnym momencie oddałem Bogu swoje życie! Wołałem: „Jeśli to prawda, że jesteś żywym Bogiem, że nie jesteś tylko kolejną religią i zbiorem reguł, uratuj mnie! Ja chcę doświadczyć takiego Boga!”. Po krótkim czasie byłem wolny od narkotyków. W kwietniu przyszłego roku miną 22 lata od chwili, gdy pogodziłem się z Bogiem. Potem zaczął się proces naprawy. Pan przemieniał moje życie, sposób myślenia o sobie i innych, mój sposób traktowania ludzi, wyrażania tego, co miałem w sercu, podążania za marzeniami, słuchania Jego głosu.
Szukając w księgarniach książki „Skandal Bożej miłości”, w której opowiada Pan o swoich doświadczeniach, usłyszałam: „To pomyłka. Może chodzi o książkę „Skandal miłosierdzia”? Skąd taki tytuł?
Nie spodobał mi się tytuł zaproponowany przez wydawcę, więc na szybko wymyśliłem inny, swój. Książka „Skandal Bożej miłości” opowiada o rzeczach skandalicznych w ludzkim rozumieniu. Jak komuś, kto robi tak złe rzeczy, można przebaczyć? Jak można kochać kogoś takiego? To skandal w oczach ludzi! Dopiero po fakcie zorientowałem się, że bp Grzegorz Ryś, którego bardzo cenię, wydał książkę „Skandal miłosierdzia”. Nie czytałem jej, ale podobny tytuł ma swoje plusy i minusy [śmiech].
Dlaczego opowiada Pan o swojej przeszłości?
Ta książka nie mówi o mnie. Nie warto czytać książek o Krzysztofie Demczuku, bo nie jestem kimś znanym. Nie czuję też, bym zrobił coś wyjątkowego. Ten wywiad rzekę warto czytać ze względu na to, co zrobił Bóg. W dzisiejszym świecie widzimy w Nim raczej strażnika pewnych moralnych zasad i kościelnych reguł, kogoś sprawiedliwego i wymierzającego – zgodnie z naszym postępowaniem – nagrody lub kary. ...
Agnieszka Wawryniuk