Etapowo
A ten dodatkowo losem tzw. słabej płci się przejął. Albo może parytety mu jakie po jego głowie chodziły. Nie do końca ta sprawa jest jasna. Ale to, co już gołym okiem widać było, to że nazbierał kobitek, jak nikt inny przed nim, i partię (im) założył. A nazwał to - nomen omen - Nowoczesną. Nowoczesne były kobity, nowoczesne miały poglądy, a kropka na początku wyrazu tę nowoczesność w sensie językowym dopełniała.
I pewnie żyliby wszyscy oni długo i szczęśliwie, gdyby nie to, że kobitki – choć jedna przez drugą do niego się przeciskały i słodkie oczy robiły – okazały się perfidne, a Ryszard – niby taki na pierwszy rzut oka cwaniutki i nie do zdarcia – zdecydowanie za mało roztropny.
Wydaje się niemożliwe, żeby nie wiedział, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Tym razem posłał na Maderę. Wróble od początku ćwierkały, że zabranie tylko jednej spośród tylu partyjnych towarzyszek dobrze się skończyć nie może. Zwłaszcza że pozostałe nie zostały wtajemniczone w przebieg owej misji. A że słaba płeć takiej zniewagi nie odpuszcza, i że jednorazowe ukaranie winnego na pewno jej nie wystarczy, to też pan Ryszard, mający bądź co bądź swoje doświadczenie, dobrze wiedzieć powinien.
Że niebezpieczeństwo zlekceważył, najpełniej widać było w trakcie i po wyborach przewodniczącego (a w zasadzie przewodniczącej) partii z kropką. Być pokonanym przez kobietę. Toż to seksmisja w czystej postaci. Ale nie koniec na tym. Nowa szefowa partii nie zechciała nawet wskazać tak niedawno hołubionego Ryszarda jako kandydata na wiceprzewodniczącego. I bardzo politycznie to uzasadniła.
Jednakowoż założyciel (co stara się podkreślać) partii z kropką nie odpuszcza. I deklaruje, że dopóki jest w Nowoczesnej, nie pozwoli jej „skręcić w ciemną uliczkę”, bo ma wpływ na kierunek działań partii. A świstak siedzi i zawija je w sreberka…
Najnowocześniejszy sprzed paru lat, a dziś zupełnie zapomniany poseł z Biłgoraja ogłosił był właśnie w mediach społecznościowych, że wycofuje się z życia politycznego. Nie wiadomo, po co to ogłaszał, może po to, żeby na siłę przypomnieć, że istnieje. Jeśli liczył na protesty i zaklęcia swoich fanów, żeby jednak w polityce pozostał, to mocno się przeliczył. Ani żadnej rozpaczy, ani nawet żadnego odzewu nie było.
Ekslider Nowoczesnej nazwał utworzoną przez siebie partię swoim imieniem (a właściwie nazwiskiem). Podobnie, jak wcześniej lider z Biłgoraja. Kolejnym etapem „rozwoju” obu partii była zmiana ich nazwy. Zaraz potem biłgorajski prowokator przestał politycznie istnieć. Jego partia też. Nie żebym była fanką tej partii, ale w ramach zwykłej ludzkiej troski o zdetronizowanego twórcę Nowoczesnej chciałoby się zacytować klasyka i zawołać: „Petru, nie idź tą drogą”. Ale czy on to usłyszy?
Anna Wolańska