Przybycie baonu POW do I Brygady
Na szosie nastrój już zupełnie wojenny, coraz więcej rannych, coraz więcej wojska. Wysyłamy patrole naszych ułanów (…). Gdzie tu znaleźć tę Brygadę? Przyszły wreszcie wieści, że idąc z północy, przecięła ona już szosę brzeską i że trzeba skręcić na południe. Dochodzimy do Kobylan, pod samym Brześciem i bocznymi drogami przez lasy, prawie na przełaj, idziemy na południe (…). Wreszcie przybywają do nas łącznicy konni, wysłani przez Komendę Brygady, która stoi biwakiem w lasach pod Kopytowem, by wskazać nam drogę (…). Mamy w nogach przebyte tego dnia 44 km - nasz dotychczasowy rekord marszu. A od Warszawy 210 km. Teraz byle prędzej, byle naprzód. Żołnierze na nos upadają po tak długim marszu, ale ciągną szybko.
A tak opisał nastrój wyczekiwania na baon w I Brygadzie Roman Starzyński: „Minąwszy Koroszczyn, pozostawiliśmy na lewo miasto i stację Terespol i ponownie przeciąwszy linię kolei warszawsko-brzeskiej, bocznymi drogami i lasami dotarliśmy po południu do lasu pod wsią Kąty, gdzie rozłożyliśmy się na biwaku leśnym (…). Od godz. 5.00 po południu na drodze w zwartej masie stał tłum żołnierzy – czekał. Czekał cierpliwie, wytrwale, denerwował się, czemu nie idą, robił różne przypuszczenia, ale nie kpił z tych rekrutów warszawskich, którzy jeszcze prochu nie wąchali. A w tłumie było wielu takich, którzy nigdy Warszawy nie widzieli, ale dziś pragnął każdy pierwszy ujrzeć warszawiaków, powitać tych, którzy przez rok ćwiczyli się tajnie w Polskiej Organizacji Wojskowej, by dziś wreszcie połączyć się z tą wyśnioną dla nich, opromienioną sławą tylu bitew, bohaterską I Brygadą”.
Tak moment spotkania zapamiętał jeden z żołnierzy 5 pp I Brygady: „Ok. 10.00 wieczorem długie, doniosłe, przeciągłe, niemilknące «Hurra» zwiastowało nadejście batalionu. Pobiegliśmy do drogi, która już zapełniona została biegnącymi zewsząd żołnierzami. Na rozstaju dróg stała orkiestra i grała «Strzelca», obok niej zbite rzesze wiary ze świeczkami w rękach do góry podniesionymi (…)”.
A tak zapamiętał ich przyjście inny legionista: „Kolumna baonu warszawskiego w zielonych letnich bluzkach i z rosyjskimi karabinami wypłynęła na polanę. Szli ostro w takt naszej orkiestry, oświetleni odblaskiem ognisk i licznych płonących gałęzi, które trzymali nasi chłopcy. Gdy ktoś z nas widział znajomego, ryczał «Niech żyje» i ten okrzyk powtarzany przez echo leśne szedł wzdłuż marsza warszawiaków. Byli zmęczeni, ale podniecone ich oczy mówiły «Ślubowaliśmy i patrzcie, jesteśmy tu w Brygadzie». Wreszcie orkiestra rypnęła «Jeszcze Polska nie zginęła» i wszyscy rzucili się do znajomych warszawiaków”.
Trochę inaczej sam moment powitania zapamiętał żołnierz baonu POW: „Wchodzimy w las – tu coraz więcej żołnierzy legionowych biegnie nam na spotkanie. W dali setki ognisk biwakującej Brygady. Powitania, okrzyki: «Warszawiacy przyszli!» zrywają całą Brygadę na nogi. Z namiotów, rozstawionych w lesie, wypełzają postacie legunów i z rykiem radości biegną ku drodze, po której maszerujemy. Staramy się iść jak na paradzie: równo, w nogę, w zwartych szeregach. Nagle słychać dźwięki muzyki: to orkiestra 1 pułku Śmigłego ustawiła się przy drodze i gra «Hej, strzelcy, wraz». Ale jak gra. Jeszcze dziś, po 24 latach, słyszę ten rytm wspaniały, od którego wówczas serca nam zamierały. Orkiestra na czele, za nią Żuliński z czterema kompaniami. Wokół nas i za nami tłumy legionistów z zapalonymi świecami lub łuczywem. Wszystko teraz śpiewa i krzyczy. Oto cel naszej rocznej służby z POW osiągnięto. Oto doszliśmy do I Brygady Józefa Piłsudskiego, by z nią walczyć i umierać. I oto koniec jednego z etapów historii żołnierza polskiego”.
Natomiast Roman Starzyński zapisał: „Przybywali POW-iacy, opromienieni aureolą walki konspiracyjnej, świetnymi czynami oddziałów lotnych, którzy dotąd nie mogli dostać się poprzez podwójne linie okopów do Brygady. Toteż nie z pogardą, lecz z podziwem witała Brygada Peowiaków, a każdy chciał na własne oczy ujrzeć tych, którzy przybywali z dalekiej, a przecież ukochanej, wymarzonej stolicy, której nam nie dano oglądać. Królewiacy szukali ponadto swych krewnych, kolegów, znajomych, powitaniom nie było końca, toteż znacznie później niż zwykle Brygada poszła spać w tym dniu uroczystym”.
Naoczny świadek nie mógł nadziwić się temu niezwykłemu połączeniu się Polaków z innego zaboru i wyznał: „Po raz pierwszy miałem zobaczyć entuzjazm i szczere uniesienie radości, jakie opanowało całą Brygadę. Na ogół żołnierz 1 Brygady nie był skory do wzruszeń czy uniesień (…). Nie lubił nigdy okazywać, co go bolało czy cieszyło. A tu nagle jakaś zupełna przemiana opanowała całą Brygadę (…). Coś jakby zmieniło jej oblicze. Minął czas kolacji, a wielu wyrzekło się nawet posiłku, byle nie stracić chwili, byle nie uronić momentu pierwszej chwili, powitania nowych towarzyszów broni. I olbrzymia większość mimo późnej pory wytrwała do końca (…). Ktoś samorzutnie zaintonował «Warszawiankę» z 1831 r. i długo brzmiały po lesie słowa pieśni:
«Hej, kto Polak, na bagnety!
Żyj, swobodo, Polsko, żyj!
Naszym hasłem cnej podniety,
Trąbo nasza, wrogom grzmij!»”.
Józef Geresz