Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Miętki znak

Rzeczywistość wokół nas jest taka, jaka jest, więc niezbyt często zaskakuje mnie cokolwiek dziejącego się wokół. Przyzwyczajamy się coraz bardziej do braku logiki lub nonsensów pojawiających się w oficjalnych i mniej oficjalnych wypowiedziach zarówno luminarzy, jak i zwykłych zjadaczy chleba.

Są jednakże takie stwierdzenia, które powodują szerokie otwarcie oczu i ust w geście zdziwienia totalnego. Doświadczyłem tego całkiem niedawno, gdy przeczytałem wypowiedź watykańskiego sekretarza stanu kard. Pietra Parolina na temat relacji między Stolicą Apostolską a Chinami. Od dawna Watykan próbuje (jak dotąd dość bezskutecznie) doprowadzić do jakiejś normalizacji sytuacji katolików w tymże kraju.

Chińskie władze jednakże nie uznają Kościoła katakumbowego i żądają od strony kościelnej uznania tzw. Kościoła patriotycznego, całkowicie podporządkowanego, również personalnie, rządowi w Pekinie. Wypowiedź watykańskiego sekretarza stanu być może stanowi jeszcze jeden gest dobrej woli ze strony Kościoła ku normalizacji w Państwie Środka, ale zawiera w sobie element, który w żaden sposób nie może być przyjęty przez jakiegokolwiek katolika. W wywiadzie dla „La Stampa” stwierdził on był, iż należy znaleźć kompromis pomiędzy prawdą a realnymi możliwościami. Szczęka mi opadła.

 

Półprawda, czyli całe kłamstwo

 

Rozumiem meandry dyplomacji. Poszukiwanie sposobu dotarcia do celów jak najbliższych zamierzonym jest zasadniczym jej elementem. Nie wszystko, co się zamierza, może być osiągalne w danym momencie. Czasem trzeba iść na kompromisy, by osiągnąć maksimum tego, co możliwe. Jednakże ta zasada nie może być stosowana w przypadku prawdy. Jeśli uznajemy, że stanowi ona zgodność naszego intelektu z rzeczywistością i odrzucamy uznanie za prawdę narracji czy interpretacji, to wówczas jedynym probierzem prawdziwości lub nie – będzie sama rzeczywistość, z natury swojej zero-jedynkowa. W rzeczywistości nie istnieją bowiem ani liczby ujemne, ani jakiekolwiek ułamki. Albo coś jest, albo tego nie ma. Tertium non datur. Dlatego wypowiedź watykańskiego hierarchy stanowi cokolwiek dziwaczną konstrukcję. Owszem, wszyscy wiedzą, że spór dotyczy uznania tzw. Kościoła patriotycznego i rozwiązania struktur Kościoła katakumbowego, wiernego Stolicy Apostolskiej. To właśnie wierni tej struktury i jej duszpasterze najbardziej cierpieli i cierpią za swoją wierność Piotrowi i jego następcom. Wyświęcani bez zgody Watykanu hierarchowie czerpią potężne zyski z niewierności względem papieża. Ostatnio nawet podano wiadomość, że diakoni, wyświęceni przez nieuznawanego przez Stolicę Apostolską biskupa w dniu swoich „święceń” otrzymali od władz po samochodzie i po 23 tys. dolarów w gotówce na głowę. Ten mechanizm, sprawiający wejście kupczenia świętością w życie nowo wyświęconych, jest nie tylko wadą moralną, ale przede wszystkim stanowi element niszczący kręgosłup moralny przyszłych księży. Jeśli więc zamiar dyplomacji watykańskiej miałby zawierać również akceptację dla tego typu zachowań, wówczas warto wspomnieć o słowach, które wybrzmiały blisko 2 tys. lat temu: Cóż z tego, że cały świat pozyskasz, a na swej duszy szkodę poniesiesz? Pomijając jednakże sam problem wiarygodności Kościoła wobec swoich najbardziej uciemiężonych dzieci, należy dostrzec jeszcze coś bardziej niepokojącego, co naznacza nie tylko samych wierzących, ale także cały współczesny świat.

 

Niedostrzegalna zagłada

 

Tym niebezpieczeństwem jest odchodzenie od prawdy jako zasadniczego i podstawowego elementu życia osobistego i społecznego. Wypowiedź kardynała jest znamienna dla całej dzisiejszej kultury. Idea kompromisu sięgnęła tak głęboko, że negocjowalna stała się właśnie prawda. Tymczasem jest to śmierć całej kultury zachodnioeuropejskiej. Istotnym bowiem dla tego typu cywilizacyjnego było wypracowanie zasad opartych na poznaniu rzeczywistości. U zarania tej kultury legło odrzucenie teorii dwóch prawd, która głosiła, że dwa zdania sprzeczne mogą pod pewnymi warunkami być jednocześnie prawdziwe. Św. Tomasz z Akwinu twierdził, że każdy, kto głosi prawdę, posiada w sobie światło Ducha Świętego, nawet jeśli sam odrzuca Jego istnienie. To ustanowienie prawdy zasadniczą podstawą życia pozwoliło rozwinąć naukę, technikę, ale nade wszystko pozwoliło rozpoznać człowieka jako osobę. Kompromis może być sytuowany jedynie w dziedzinie dążenia do osiągnięcia celu, ale nie może dotyczyć prawdy jako takiej, gdyż wówczas wprowadza się relatywizm kulturowy. Wszystko może zostać uznane za prawdę i wszystko tak samo może zostać uznane za kłamstwo, w zależności od sytuacji. Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy stwierdzeniem: „Osiągnąłem to, co na dzisiaj jest możliwe” a stwierdzeniem: „To, co osiągnąłem, jest prawdą, choć wcześniej nie uznawałem tego za prawdę”. Takie rozumowanie nosi pozory zwycięstwa, a w rzeczywistości jest klęską. I dotyka ono nie tylko wspomnianego hierarchę kościelnego, ale całą dzisiejszą kulturę. Toczące się chociażby ostatnie spory o nowelizację ustawy o IPN wykazały jednoznacznie, że zasadniczym sporem nie jest tylko używanie tego, czy innego sformułowania, ile raczej poznanie prawdy i jej wypowiedzenie. Dotychczasowa polityka historyczna, oparta przez rządzących na założeniu, że odchodzenie od prawdy na rzecz sloganów salonowych zagranicą więcej może przynieść pożytku, aniżeli uporczywe powtarzanie prawdy. Efektem tego jest dzisiejsza nagonka na Polskę, bo świat przyzwyczaił się już do narracji obarczającej nas winą Holocaustu.

 

Pieszczotliwa miękka dłoń

 

Chorobą Kościoła i dzisiejszego świata jest dominacja ludzi o miękkości charakteru posuniętej aż do miętkości. Tak, używam tego stwierdzenia specjalnie, gdyż ów błąd ortograficzny czy językowy wskazuje wyraźnie, że bez trwania przy prawdzie pozostanie nam tylko sfera błędu i kłamstwa. Na niej trudno cokolwiek budować, niezależnie czy będzie to poznawanie prawdy o zagładzie narodu żydowskiego, czy też normalizacja sytuacji katolików w Chinach. Wcześniej czy później obudzimy się głaskani pieszczotliwą miękką dłonią. Tresera lub rzeźnika.

Ks. Jacek Świątek