Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Zanim bełkot zamieni się w myśl

W biblijnym opisie dziejów proroka Eliasza znaleźć można pewien fragment, który dość dobrze pasuje do tego, co dzisiaj dzieje się w związku z nowelizacją ustawy o IPN.

Otóż po zwyciężeniu fałszywego kultu Baala prorok wraz z ludem oczekiwał na spełnienie przez Boga obietnicy zakończenia suszy w królestwie izraelskim. Eliasz, poszukując znaków od Najwyższego, posyłał co rusz swojego sługę, by obserwował stan nieba. Dopiero za siódmym spojrzeniem na niebo sługa zauważył, iż znad morza podniosła się mała, wielkości ludzkiej dłoni, chmurka. Choć być może w rozumieniu większości obserwatorów nie mogła mieć znaczenia meteorologicznego, dla proroka stanowiła jednak znak niechybnego spełnienia się obietnicy Bożej oraz wyraźną zapowiedź ulewy. Mały znak oznacza zapowiedź wielkich wydarzeń. Podobnie i w przypadku zapisu w znowelizowanej ustawie.

To, co zdawało się czymś małym, okazało się bezprecedensowym powodem ataku na nasz kraj zarówno w wymiarze współczesnym, jak i w odniesieniu do jego dziejów (zwłaszcza najnowszych). Problem jednak w tym, że nie jest to tylko zwada o charakterze politycznym czy ekonomicznym, jak niektórzy sądzą. Przez ten spór przenika cały kryzys cywilizacyjny zachodniej Europy.

 

Za tych, co z nas drwią

Istotnie można odnosić wydarzenia pomiędzy Polską a Izraelem (oraz stojącymi za nim sojusznikami, stałymi lub doraźnymi) do spraw tylko i wyłącznie związanych z polityką historyczną zarówno Żydów, jak i innych narodów. Można śledzić z wypiekami na twarzy sprawy związane z restytucją mienia indywidualnego i zbiorowego społeczności wyniszczonej przez Holokaust. Można wskazywać na niemieckie podłoże wprowadzenia do światowej mowy tworu „polskie obozy śmierci”. Ale to wszystko jest tylko sztafażem, doraźną wojenką. Można także twierdzić, że ta sytuacja podgrzewana jest przez opozycję, której kończy się paliwo związane z reformą wymiaru sprawiedliwości czy innymi działaniami podejmowanymi przez obecnie rządzących w celu uzdrowienia polskiej rzeczywistości. Dla mnie osobiście największą głupotą było żądanie jednego z publicystów pikującej w dół niegdyś opiniotwórczej gazety, by w kwestiach związanych z ustawą wypowiedział się oficjalnie Kościół w Polsce. Uwikłanie Kościoła w ten spór oznaczałoby zaangażowanie się społeczeństwa polskiego jako takiego w całości, co dałoby doskonały asumpt do bicia w nas jako w naród, który antysemityzm wyssał z mlekiem matki. Widać to doskonale w wypowiedziach niektórych publicystów. Gdy mówią oni o osobach, które z narodu żydowskiego wspomagały działania Niemców w gettach (chociażby wspomnienia zawarte w poezji Izaaka Kacenelsona), wówczas tłumaczą to tym, że one nie miały wyboru. Gdy wspominają o zbrodniach niemieckich sprawców, wówczas mówią o przymuszeniu Niemców przez nazistowskie władze. A gdy mówią o polskich zbrodniarzach, wówczas od razu przypinają im znamię antysemityzmu wewnętrznego. Innymi słowy: uznają, iż nieliczni Polacy brali udział w Holokauście… z własnej i nieprzymuszonej woli. Uwikłanie w takie spojrzenie na nasz naród Kościoła, będącego kulturowym zwornikiem polskości, dopełniłoby tylko dzieła zniszczenia. Ale w czym innym jest rzecz.

 

Gorycz do końca – do spodu

Uczestnikami sporu są w głównej mierze osoby, które urodziły się po wojnie. Mało jest już tych, którzy pamiętali, a i oni coraz bardziej dotknięci są amnezją. To powoduje, że nie dochodzenie do prawdy staje się naczelnym zamierzeniem, ale narzucenie własnej narracji drugiej ze stron. Osoby biorące czynny udział w debacie mają ukształtowany, pod wpływem takich czy innych lektur oraz opowieści, obraz tamtej rzeczywistości. Służy on nie tylko przetrwaniu pamięci o tamtych dniach, ile raczej uzasadnieniu podejmowanych działań w teraźniejszości. Narracja staje się orężem politycznych, ekonomicznych czy społecznych działań poszczególnych osób i grup społecznych. Prawda wcale nie jest pożądana. A to wpisuje się w kontekst kulturowego upadku zachodniej Europy. Kontekst odejścia od prawdy na rzeczy interpretacji i narracji. Niektórzy ze zdumieniem otwierali oczy na wykazane dziennikarzowi amerykańskiemu kłamstwo w zadanym Mateuszowi Morawieckiemu pytanie na panelu w Monachium (chodziło o to, że w jednej wypowiedzi twierdzi, iż jego matka miała pięć lat przed wojną, a w innej – że miała pięć lat w czasie wojny). Dla nielicznych, logicznie jeszcze myślących, jest to jawna sprzeczność. Ale większość tego po prostu nie zauważyła. Bo nie o prawdę idzie, ale o narzucenie narracji drugiej ze stron sporu. Ta narracja ma stanowić oficjalny ogląd sytuacji historycznej. Jest to jasne podkreślenie, że przed rzeczywistością stoi idea. Kilka lat wcześniej zżymaliśmy się na książki Grossa, który wypisywał w nich własne wynurzenia, nie do końca spójne z prawdą historyczną. Już wtedy powinniśmy zrozumieć, że faktami nikt zbytnio się nie przejmuje. I dlatego nie mam żadnej atencji dla zespołów powołanych przez Polaków i Żydów w sprawie rozwikłania nabrzmiałych problemów historycznych. One, niestety, nie będą miały większego znaczenia. Trzeba doprowadzić do zmiany narracji historycznej. Może się to udać, na co wskazuje chociażby odchodzenie od terminu „polskie obozy śmierci”. Ale szkopuł tkwi w tym, że wikłając się w narracje, będziemy musieli potem ich zacięcie bronić. Różnica z poszukiwaniem prawdy polega na tym, że prawda z natury jest stała, a narracja zmienna. W niej nic nie kończy się „prostym tak lub nie”.

 

Świat się tuli jak dziecko do snu

Jeśli cokolwiek chcemy dokonać w kwestii prawdy historycznej, to trzeba zacząć od odbudowy cywilizacyjnej zachodniego kręgu. W ostatnich dniach premier Węgier w dość dramatycznym przemówieniu zaznaczył, że tylko w chrześcijaństwie jest siła, by odbudowy tej dokonać. Nie dlatego, że zna się na teologii. Zapewne nie do końca ma o niej pojęcie. Ale siła chrześcijaństwa tkwi w przywiązaniu do prawdy. Gdyby chrześcijanie zgodzili się na operowanie narracjami, wówczas nic nie szkodziłoby im wpisanie Chrystusa do Panteonu rzymskiego. Oni jednak wybierali męczeństwo, ponieważ wiedzieli, że prawda jest po ich stronie. W tym właśnie tkwi siła chrześcijaństwa i to chcą dzisiaj rozmiękczyć jego wrogowie. Dlatego, mimo wezwań do dyplomatycznego atłasu, osobiście polecam twardość prawdy. Nawet za cenę kamieniowania. Sami nie pozwólmy zamieniać bełkotu w myśl przewodnią.

Ks. Jacek Świątek