Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Walka o pamięć

Jako nieletnie dziecię byłem w szkole pouczany, że kwiecień jest miesiącem pamięci narodowej. Młodzieńczy bunt niezbyt jednak lubił nakazowe akademie czy też podejmowane w czynie społecznym działania porządkowe na cmentarzach osób, które oddawały życie za ojczyznę. Mądrość, niestety, przychodzi z wiekiem.

Dzisiaj z innej perspektywy spoglądam na ten miesiąc. Być może zrozumienie przyszło z momentem poznania genezy tego okresu. I cóż, że został ustanowiony w czasach komunistycznych, skoro u podstaw legła chęć zapamiętania czasów męczeńskich dla polskiego narodu. Wyzwolenie obozów w Dachau i Ravensbruck, ale i wspomnienie Katynia, którego dramat rozgrywał się właśnie w kwietniu, być może dzisiaj wspominane są tylko jako daty historyczne, ale są wspominane. Rezerwuar pamięci jest zachowany. I w tym kontekście nietrudno zauważyć, że obecne działania Polaków, zdążające do zachowania we wspomnianej pamięci przede wszystkim prawdy, są jak najbardziej uzasadnione.

Przekonuję się o tym niemal codziennie, a szczególnie wówczas, gdy niektórzy (z motywów dla mnie zupełnie niezrozumiałych) starają się za wszelką cenę wyśmiać i zeszmacić naszą narodową pamięć. Gdyż w walce tej nie idzie tylko o to, jak oceniać będziemy te czy inne postawy w różnych czasach będące doświadczeniem ludzi, ile raczej o kształt tożsamości dzisiejszej. Możność panowania nad przeszłością daje bowiem doskonałą sposobność do dyktatury w teraźniejszości. Dość dobrze widać to w przypadku Kościoła.

 

Pompowanie antysemityzmu

Wielu z nas doskonale pamięta nagłośnienie przez media, które cokolwiek z Kościołem po drodze nie mają, wydarzenia z czasu Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, gdy papież Jan Paweł II przepraszał za winy Kościoła. Szczególnie, i z upodobaniem, wspominano przeproszenie za antysemityzm. I chwała Papieżowi Polakowi, że umiał wspomnieć w tym czasie o tych zdarzeniach, których zapewne część naszych braci nie chciałaby sobie przypominać. Rzecz jednak jest w czymś innym. Podkreślenie tylko tego aspektu pozwoliło cokolwiek po macoszemu potraktować pomoc, jaką chrześcijaństwo przyniosło samym Żydom, i to nie tylko w czasie II wojny światowej. Albert Einstein w jednym ze swoich wspomnień zapisał znamienne zdanie: „Tylko Kościół przeciwstawił się kampanii Hitlera tłumienia prawdy. Nigdy przedtem nie interesowałem się Kościołem, ale teraz odczuwam wielkie uczucie i podziw dla niego, ponieważ tylko Kościół miał odwagę i wytrwałość, by stanąć po stronie intelektualnej i moralnej wolności”. Bruce Walker, dziennikarz z American Thinker, zauważa w swoim artykule „Chrystianofobiczny nazizm”, iż „setki autorów piszących przed II wojną światową i podczas niej postrzegało nazizm i chrześcijaństwo jako śmiertelnych wrogów. Ci autorzy byli chrześcijanami – katolikami i protestantami – oraz Żydami i agnostykami. Byli po prawej i po lewej stronie. Byli to Francuzi i Niemcy, a także Polacy, Amerykanie i Brytyjczycy. Wygodne przepisywanie historii, która wymyśla, że chrześcijaństwo i nazizm były w jakikolwiek sposób powiązane, jest całkowicie sprzeczne z historycznym zapisem tamtych czasów”. W tym kontekście bardzo mocno brzmią słowa rabina Morrisa Lazarona z 1938 r.: „Nigdy w historii nikt nie zorganizował protestantyzmu na całym świecie w obronie Żyda i ochronie Żyda. Więcej przywódców katolickich niż kiedykolwiek wcześniej podniosło swój głos potępiając rasową fiksację, której dyktatorzy używali jako nagonki na Żyda. W chrześcijańskiej historii nie napisano żadnej chwalebniejszej stronicy niż ta, którą dzisiaj pisze chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo może być jeszcze skałą, o którą rozbije się niemiecka dyktatura”. Słowa dość mocne i wskazujące jasno na sprzeczność pomiędzy chrześcijaństwem a hitleryzmem. Potwierdzają to, co wcześniej sam Adolf Hitler mówił, iż „starożytność była lepsza niż czasy współczesne, ponieważ nie znała chrześcijaństwa i syfilisu”. Ten znaczący element został jednak pogrzebany, gdyż współczesność uchwyciła się jak pijany muru tylko jednego elementu, jakim są wyolbrzymiane ekscesy antyżydowskie części nazywających się chrześcijanami.

 

Rząd dusz

Pamięć ma to do siebie, że nie tylko jest zbiornikiem wspomnień o przeszłości, ale przede wszystkim kształtuje teraźniejszość. Ustawienie Kościoła jako chłopca do bicia w sprawie chociażby antysemityzmu pozwala na „zmiękczanie” stanowiska Kościoła w różnego rodzaju sprawach współczesnych, w których obrona prawdy wybija się na plan pierwszy. Wpisanie w sytuacje winnego pozwala dowolnie wymuszać zachowania we współczesności. Widać to dokładnie nie tylko na tym przykładzie, ale również na innych. Stąd walka o pamięć staje się walką o to, co jest współczesnością. Nie chodzi jednak, choć być może niektórym tak się wydaje, tylko o sprawy majątkowe czy inne. Wspomniałem przed tygodniem o kwestii narracji. Zastąpienie, jak zauważa Z. Bauman, wielkich opowieści o świecie tzw. mikronarracjami, czyli przekonaniami osobistymi każdego człowieka, sprawia, że zamiast prawdy dominować zaczyna spryt. Jest jednak jeszcze coś więcej. Mianowicie ugruntowane zostaje pierwszeństwo myśli przed rzeczywistością. Być może nazwiemy to dzisiaj ideologizacją widzenia świata. Oznacza to jednak, że nie liczą się fakty, ale liczy się to, co jest „głębokim przekonaniem”. Zwróćmy uwagę, iż dominującym dzisiaj stwierdzeniem w jakiejkolwiek debacie są słowa: „gdyż ja tak uważam”. Stawiana po tym stwierdzeniu kropka jest odcięciem możliwości domagania się dowodu na prawdziwość głoszonej tezy. A jeśli tak się sprawy mają, to wówczas wystarczy tylko odpowiednio ukształtować przekonania poszczególnych jednostek, by w ten sposób osiągać własne cele.

 

Zwornik w sklepieniu

Pamięć historyczna jest więc elementem cokolwiek niepożądanym dla zwolenników owego rządu dusz. Dotyczy to zarówno Kościoła, jak i narodu. W ostatnim tygodniu nasiliła się w niektórych mediach kampania zarówno przeciwko żołnierzom wyklętym, jak i przeciwko Kościołowi (chociażby w sferze finansowej). Nie jest to jednak niczym dziwnym. W budowaniu katedry najważniejszym elementem było umieszczenie zwornika sklepienia. Ten element był zasadniczy dla całej konstrukcji. Pozwalał na bezpieczeństwo osób znajdujących się w katedrze. Choć mały i, zdawałoby się, nic nieznaczący, to jednak od niego zależało istnienie budowli. Jego zaś usunięcie mogło oznaczać tylko jedno – zawalenie się całego gmachu. To trzeba mieć w myśli, gdy mówi się cokolwiek o pamięci narodowej. I jej, jak zwornika, trzeba strzec.

Ks. Jacek Świątek