Miasto oczami Drozda i „Zbirka”
Ta wyjątkowa publikacja powstała z okazji 470 rocznicy nadania Siedlcom praw miejskich oraz 200 rocznicy erygowania diecezji siedleckiej. Autorzy - ks. kan. Henryk Drozd i Mirosław Andrzejewski to - jak czytamy we wstępie - „dwaj sąsiedzi z Osiedla 1000-lecia, od lat związani z naszym miastem, naznaczeni poczuciem humoru, z dystansem traktujący i komentujący (każdy z nich na swój sposób) otaczającą nas rzeczywistość”. Ks. Henryk przez wiele lat był proboszczem parafii św. Józefa i dyrektorem Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach oraz Katolickiego Radia Podlasie. Historyk sztuki, nauczyciel akademicki, a z zamiłowania dziennikarz.
Redaguje bowiem parafialną gazetkę „Opiekun”, a czytelnikom „Echa Katolickiego” w swoich komentarzach przybliża Ewangelię.
M. Andrzejewski znany również jako „Zbirek” – w przeszłości był matematykiem, prześladowanym i więzionym działaczem opozycyjnym, dziś natomiast jest rysownikiem satyrycznym, którego prace również od lat publikowane są na łamach „Echa”.
I choć obydwaj panowie nie urodzili się w Siedlcach, znają to miasto niczym własną kieszeń. Dlatego postanowili zjednoczyć siły i wydać przewodnik pt. „Z Drozdem i Zbirkiem przez Siedlce”. O pracy nad książką, swoich ulubionych miejscach i planach wydawniczych na przyszłość opowiadali podczas spotkania, które 7 marca w Muzeum Regionalnym zorganizowała Miejska Biblioteka Publiczna.
Najlepsze pomysły rodzą się przy kawie
– Po raz pierwszy o przewodniku rozmawialiśmy z księdzem rok temu, przed wakacjami. Później jednak nastąpiła cisza. Pomyślałem, że nic z tego nie wyjdzie. Tymczasem na jesieni ks. Drozd dzwoni, mówiąc, że ma gotowy projekt – opowiadał M. Andrzejewski, przyznając, iż selekcjonerami rysunków była jego żona i ks. Henryk. – W sumie moim głównym zajęciem przy pracy nad tą książką było picie kawy z księdzem – dodał z właściwym sobie poczuciem humoru.
Prace M. Andrzejewskiego, które znalazły się w przewodniku, powstawały na przestrzeniu 21 lat. Najstarsza pochodzi z 1996 r., a najmłodsza z 2017 r. – Można zatem powiedzieć, iż pracowałem nad tą książką 21 lat – żartował rysownik.
Odkryć na nowo
Natomiast zapytany przez prowadzącą spotkanie Agnieszkę Osmólską-Ilczuk z KRP o to, dla kogo jest ta publikacja, ks. H. Drozd odpowiedział, że pierwszej chwili pomyślał o gościach zwiedzających miasto. Jednak z każdą stroną pisania przewodnika przekonywał się, iż wiedza w nim zawarta przyniesie pożytek także miejscowym. – W przeszłości oprowadzałem po Siedlcach grupy pielgrzymkowe oraz turystyczne i, przyznam szczerze, zastanawiałem się, co takiego można im pokazać, by zrobić wrażenie. Dziś już wiem, że jest wiele miejsc, które mają nieprzeciętnie ciekawą i piękną historię. Trzeba ją poznać, przypominać, a następnie dzielić się z innymi – podkreślił ks. Drozd, dodając, iż dzięki przygotowywaniu publikacji odkrył miejsca, o których istnieniu nie wiedział, np. cmentarz Armii Czerwonej czy Cmentarz Żydowski. – Przewodnik otworzył mi oczy na wiele spraw – zaznaczył kapłan.
Zamierzony umiar liter
Publikacja liczy 179 stron i składa się z dziewięciu rozdziałów zawierających propozycje turystycznych tras, przy których znajduje się ponad 70 zabytków lub ciekawych miejsc. Czytelnik pozna m.in. historię katedry, poczty, więzienia, a także dowie się, dlaczego, będąc nad Muchawką, koniecznie trzeba odwiedzić Muzeum Diecezjalne, ratusz zwany Jackiem z Muzeum Regionalnym. Bezapelacyjną zaletą przewodnika jest to, że nie jest on przegadany. Poza tym bez problemu zmieści się w kieszeni spodni czy damskiej torebce. – Nie mam doświadczenia w pisaniu książek. Wydaje mi się jednak, że dzisiaj odbiorca zniechęca się na widok długiego tekstu, nie bacząc, iż może zawierać ważne informacje. Niewątpliwie treści, które znalazły się w książce, odpowiadają współczesnemu zapotrzebowaniu na umiar w ilości liter – przyznał ks. Drozd.
Sercem widziane
A. Osmólska-Ilczuk poruszyła też kwestię nazw zwyczajowych, które znalazły się na okładce. Chodzi o Piaski, Roskosz, Ogrody, Starą Wieś. – Myślę, że niejeden siedlczanin zastanawia się, skąd one się wzięły – stwierdziła prowadząca spotkanie.
– Czego nie wiedziałem, to sobie dopowiedziałem i dorysowałem – odpowiedział rozbrajająco M. Andrzejewski. – Miejsce, w którym dziś mieszkam, to mój piąty po ślubie adres. W Roskoszy w sensie zamieszkania jeszcze nie byłem – dodał z uśmiechem. Natomiast kiedy A. Osmólska-Ilczuk zapytała rysownika o ważne dla niego miejsca w Siedlcach, sugerując, iż zakład karny, w którym jako działacz opozycyjny spędził kilka miesięcy, pewnie ze zbyt dobrymi wspomnieniami się nie wiąże, odparł: – Z bardzo dobrymi!
M. Andrzejewski został aresztowany dwa miesiące przed ślubem. – Do rozprawy karnej, która odbyła się 1 kwietnia, toczyłem boje, by w ogóle do niego doszło. Wyobrażałem sobie, że odbędzie się on na terenie zakładu karnego, na co dyrekcja więzienia się godziła, sądząc jednak, iż będzie to ślub cywilny. Tymczasem ja myślałem o kościelnym, na którym swoją obecność zapowiedział się ówczesny biskup Wacław Skomorucha. Władze trochę się przestraszyły i udzieliły mi pięciodniowej przepustki. W Wielki Piątek wyszedłem z więzienia. Ślub wziąłem w Wielkanocny Poniedziałek, a w środę wróciłem do celi. Tak więc miesiąc miodowy spędziłem w zakładzie karnym w Siedlcach, dlatego miło go wspominam – dodał. Opowiedział także o innych miejscach, które darzy sentymentem. Pierwsze to klasztor ss. benedyktynek, które poznał podczas strajku studenckiego w 1981 r. W tamtych latach był to główny punkt pomocy rodzinom i internowanym. – Kiedy trafiłem do zakładu karnego we Włodawie, za każdym razem, gdy jechali do nas bp Jan Mazur lub bp W. Skomorucha, siostry przygotowywały nie tylko dla grupy siedleckiej, ale i wszystkich internowanych paczuszki z bułeczkami, drobnymi smakołykami. Poza tym to właśnie w przyklasztornym kościółku ss. benedyktynek wziąłem ślub kościelny – wyznał rysownik.
Kolejnym miejscem bliskim jego sercu jest dom zakonny Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP przy parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Dlaczego? – W stanie wojennym uciekłem z więzienia w Kwidzynie. Miało to miejsce 7 sierpnia, we wspomnienie bł. Edmunda Bojanowskiego, założyciela Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP. Choć wówczas nie wiedziałem, że taki patron istnieje, to dzisiaj myślę, że być może to właśnie on pomógł mi tamtego dnia. Kilka lat po tym wydarzeniu urodziła nam się córka, która 19 lat potem wstąpiła do ss. służebniczek – opowiadał.
Z kolei ks. H. Drozd przyznał, że ulubionymi trasami na mapie miasta są ścieżki rowerowe, a także kręte uliczki, którymi przejeżdża rowerem. – Znam na pamięć drogę z jednego końca Siedlec na drugi. Na rowerze mam zamontowany mały kuferek, w którym wożę aparat fotograficzny, dzięki czemu mogę uwiecznić różne ciekawe miejsca. Jest ich tak wiele, że nie mam jakiegoś wybranego. Oczywiście poza własnym domem, gdzie pod okiem ks. kan. Sławomira Olopiaka, proboszcza parafii św. Józefa, żyję sobie bezpiecznie jako emeryt – oznajmił kapłan.
Odrobina radości
Oprócz opisu tras wycieczkowych i rysunków „Zbirka” znajdziemy w przewodniku także fiszki z dowcipami wybranymi przez ks. Drozda. – Mam w tym pewne doświadczenie, ponieważ każdego tygodnia muszę znaleźć kilka przyzwoitych żartów do parafialnej gazetki „Opiekun”, gdyż i takie są potrzebne wśród nabożnych tekstów. Nasi parafianie zaczynają lekturę właśnie od strony z humorami. Moja kuzynka, autorka wielu książek, powiedziała, iż nasz przewodnik bardzo jej się podoba, a najbardziej fiszki z dowcipami i rysunki pana Mirka. Natomiast dokładną lekturą zajmie się potem. Ta relacja pokazuje, czego oczekujemy dzisiaj od książek: by dały nam odrobinę radości. Myślę, że nasza publikacja ją dała – dodał ks. Henryk.
Teraz czas na Podlasie
Na zakończenie spotkania ks. Drozd zdradził plany na najbliższe miesiące. – Chcemy z panem Mirkiem wydać przewodnik pt. „W dziewięć dni dookoła południowego Podlasia”, które leży także granicach diecezji siedleckiej. Jedna czwarta materiału jest już gotowa – podkreślił, uzupełniając, iż o ile praca nad przewodnikiem po Siedlcach trwała około pół roku, o tyle nad południowym Podlasiem zejdzie się zdecydowanie dłużej.
Autorzy przewodnika wiedzą już, że popełnili kilka błędów. Ks. Drozd opracował erratę, która zostanie dołączona do drugiego wydania przewodnika. Czeka również na propozycje i uwagi czytelników dotyczące tego, co powinno się w nim znaleźć.
Jolanta Krasnowska