Nie stań się szumem w tle!
Z jednej strony jest to dość frapujące zjawisko, ponieważ nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, czy mamy do czynienia z imaginacją naszej wyobraźni, czy też z faktycznym i rzeczywistym stanem rzeczy. Z drugiej zaś strony takie widzenie rzeczywistości powoduje dodatkową podnietę w jej poznawaniu. Trochę tak, jakby ziszczało się podzielenie dorosłego życia człowieka na trzy fazy: homo eroticus, homo politicus i homo gastronomicus. Opisywany przeze mnie stan mieści się w tej fazie środkowej. Owszem, jest jakaś żałość w tym, że nadchodzi ta ostatnia, ale póki co, należy się cieszyć tym, co dzieje się obecnie.
Dość dokładnie zauważyłem ten stan mojego ducha, gdy w jednej z internetowych telewizji obejrzałem sondę uliczną na temat wizyty kanclerz Niemiec w Polsce. Nagabywani na ulicy nasi rodacy wyrażali swoje nadzieje związane z jej przylotem do naszego kraju i rozmowami z polskimi władzami. Pośród wielu, dość nawet logicznych wypowiedzi, wybijała się wypowiedź młodej dziewczyny (na oko ok. 20 lat), która twierdziła, iż Angela Merkel powinna „wskazać Polakom kierunek, w którym powinni podążać”. Nie należę do tych, którym wizyta szefowej rządu obcego, jakby nie było, kraju kojarzy się z przylotem papieża do naszej ojczyzny. Ta młoda jednak osoba wpisywała wizytę pani kanclerz w tę właśnie formułę. Przyjmując jednak świecką tylko perspektywę w jej rozumowaniu, odnaleźć można było, zdawałoby się, już zapomniane nastawienie aktywu partyjnego wobec kremlowskich połajanek. Atawizm czy co? Chyba jednak nie. Rozszerzona perspektywa pozwala dostrzec niepokojące zjawisko, które znajduje się nie na antypodach patriotyzmu, ale na antypodach suwerenności. Jest to o tyle dziwne, że współczesne młode pokolenie, jak żadne inne w naszej historii, uwielbia podkreślać indywidualistyczny model wolności osobistej. Dlatego mentalność niewolnika wydaje się w tym przypadku jak najbardziej dziwna, ale niestety prawdziwa. Gdyby była ona tylko udawana, to jeszcze pół biedy. Lecz z przykrością trzeba stwierdzić, że jest gorzej. Przyjęcie przez owo dziewczę tezy o wyższości zdania obcego państwa nad własnym suwerennym państwem łączy się w jej głowie z przekonaniem o twórczym samodzielnym myśleniu. Po prostu jest ona przekonana, iż to, co mówi, jest jej własnym zdaniem. I tutaj jawi się istota tragedii. Polak samodzielnie przekreśla tezę o suwerenności własnej ojczyzny i samodzielnie przyjmuje za dogmat twierdzenie, iż porządki nad Wisłą ma robić inne państwo. Zapewne dla tejże osoby meldunek typu: „L’ordre règne à Varsovie” (porządek panuje w Warszawie), które wypowiedział na wieść o upadku stolicy Polski w czasie powstania listopadowego francuski minister, jest niecierpliwie oczekiwaną wieścią medialną na miarę informacji o wynalezieniu idealnego leku na raka. Co najgorsze: ona tego nie udaje, ona tak myśli.
Oglądamy każde show
W tragedii niewolnika od spętania woli gorsza jest ślepota intelektualna. Gdybyż jeszcze związana była tylko z tępotą umysłu, wówczas można byłoby pokładać nadzieję w edukacji. Niestety, najczęściej jest ona niepokonalna. Stanowi bowiem element mentalności tak mocno wbity w mózg, że nic nie jest w stanie go zmienić. Dostrzec to można nie tylko w myśleniu o suwerenności własnego państwa, ale również w sposobie współdziałania chociażby w ramach Kościoła. Przeczytałem niedawno o sytuacji w jednej z polskich diecezji, w której jedna z instytucji niszczy drugą w imię jakiegoś mgliście pojętego interesu własnego. Chodzi o wspieranie konkurującej z ową drugą instytucją pewnej świeckiej organizacji. Być może jakieś świetlane przesłanki za tym stoją, lecz szersza perspektywa każe spojrzeć na to inaczej. Strukturalnie myślenie to stawia interes prywatny i zdanie indywidualne ponad myślenie systemowe związane z celami diecezji jako całości. Gdybyż chodziło tylko o działającego w ramach tejże pierwszej instytucji szczura, który realizuje interesy zewnętrzne (nieważne z jakich pobudek), wówczas można byłoby sądzić, że krótkowzroczność kierownictwa tejże jest sprawą indywidualną jej szefa. Lecz za wszystkim stoi przyjęta w niektórych kręgach Kościoła teza o uzgadnianiu się ze światem. Na tej bazie wszystko, co jest pozakościelne, z natury swojej musi być najlepsze, bo nie zalatuje od tego zaściankowy fetor średniowiecznej instytucji. Ten krótkodystansowy sposób oglądu rzeczywistości został przyjęty jako dogmat, na ołtarzu którego można złożyć wszystko. Także myślenie o zbawieniu świata. W krąg takiego postępowania można wpisać chociażby ostatnie „show”, zafundowane nam przez media watykańskie, które puściły w świat informację zawierającą zmanipulowaną wypowiedź papieża seniora w związku z debatą o teologii obecnej głowy Kościoła. Doraźność nie jest jednak w tym przypadku, jak zresztą i we wcześniej wskazanym, najważniejszą przesłanką działania. Jest nią ideologiczna ślepota. Zabija ona myślenie o Kościele jako całości na rzecz własnych partykularnych interesików, nawet jeśli prawdę można obejrzeć za oknem.
Miałeś swój czas, miałeś swą moc
Szerszy ogląd sytuacji pozwala dostrzegać nie tylko tzw. drugie dno, ale również konsekwencje poczynań, które na pierwszy rzut oka jawią się dość niewinnie. Głupota polskiego dziewczęcia lub księdza owładniętego przyjętym ideologicznie obrazem świata ma swoje daleko idące skutki. Wpływa bowiem na podejmowane działania, a te zmieniają naszą rzeczywistość do tego stopnia, że skutki długofalowe mogą być opłakane. Jeśli nawet nic się nowego na tym nie zbuduje, to pozostaną ruiny. A to, co do tej pory jawiło się jako pierwszoplanowe, stanie się serią szumów w tle dziejącego się świata. Nie przekonam jednak, jak mi się wydaje, tych, których myślenie opisałem. Czy pozostanie więc tylko skonstatować przy gaszeniu światła: Jakaż to była piękna tragedia?
Ks. Jacek Świątek