Rolnikowi nic się nie należy
Zorganizował je starosta bialski Mariusz Filipiuk. Do udziału zaprosił rolników oraz samorządowców. Gośćmi specjalnymi mieli być przedstawiciele resortu rolnictwa i środowiska. - Z ministerstwa rolnictwa i rozwoju wsi nie przyjechał nikt. Ministerstwo środowiska miała reprezentować sekretarz stanu Małgorzata Joanna Golińska. W zastępstwie przybył ktoś zupełnie inny. Nie chcę tego komentować. Niech rolnicy odpowiedzą, czy to jest poważne traktowanie hodowców - powiedział przed spotkaniem starosta. Na jego zaproszenie odpowiedzieli wójtowie gmin: Konstantynów, Rokitno, Tuczna i Jabłoń. W spotkaniu uczestniczył także poseł Stanisław Żmijan.
Przy stole prezydialnym zasiedli również wicewojewoda lubelski Robert Gmitruczuk, wojewódzki lekarz weterynarii Paweł Piotrowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych Sławomir Izdebski oraz kapelan rolników diecezji siedleckiej ks. kan. Stanisław Chodźko. Z ramienia resortu środowiska wypowiadał się Jakub Czapla, starszy inspektor ds. gospodarki łowieckiej w zespole ds. łowiectwa w departamencie leśnictwa.
Totalna bezradność
Spotkanie nie przyniosło konkretów. Tak jak kilka poprzednich było pełne emocji i niewiadomych. Wielu rolnikom, którym wybito trzodę chlewną z powodu ASF, do tej pory nie wypłacono odszkodowań i rekompensat za czasowe nieutrzymywanie stada. Hodowcy widzą swoją przyszłość w czarnych barwach. Skarżą się na bierność i brak kompetencji ministra rolnictwa oraz na zerowe wsparcie ze strony myśliwych, którzy nie garną się zbyt mocno do odstrzału dzików. Pretensje kierują także do lekarzy weterynarii. Nie mogą bowiem zrozumieć, dlaczego wybijano także zdrowe świnie. Mająca chronić przed wirusem bioasekuracja nie pomogła w uratowaniu gospodarstw. Wielu gospodarzy ma do spłacenia zaciągnięte na rozwój hodowli długi. Uczestnicy spotkania powtarzali, iż z problemem ASF zostali sami, że nikt nie traktuje ich poważnie. Nikt nie przejmuje się również tym, iż choroba przekroczyła już Wisłę.
Kiedy prawo zabrania…
OPZZRiOR wystosował pismo do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Apeluje w nim o odwołanie ministra Krzysztofa Jurgiela. „… jego działania są książkowym przykładem niekompetencji, dewastacji i arogancji. Ma on szansę zapisać się w historii, jako najgorszy minister rolnictwa” – czytamy w liście.
Oburzenie rolników wzbudziła też postawa wojewódzkiego lekarza weterynarii. Kiedy jeden z hodowców żalił się, że nie otrzymał odszkodowania za wybicie świń, od P. Piotrowskiego usłyszał: „Jeśli ktoś nie ma porządku w systemie rejestracji i identyfikacji zwierząt, a występuje u niego choroba zakaźna, nie należy mu się odszkodowanie. To jest jasno zapisane! W takim przypadku prawo zabrania wypłaty odszkodowania.”
Rolnicy odnieśli się też do pomysłu budowy płotu ochronnego na wschodniej granicy naszego kraju. Zgodnie stwierdzili, że na takie rozwiązanie jest już za późno. Miliony, które mają być przeznaczone na to ogrodzenie, zwyczajnie zostaną wyrzucone w błoto.
To grzech wołający o pomstę!
Podczas spotkania głos zabrał także ks. S. Chodźko. Deklarował, że chce towarzyszyć rolnikom w tym trudnym czasie. – O swojej solidarności i poparciu dla hodowców zapewnia was również bp Kazimierz Gurda. Widząc, jak ta choroba się rozprzestrzenia, dostrzegając brak współpracy z różnymi służbami i środowiskami, patrząc na bałagan organizacyjny, poprosiłem księdza biskupa o stworzenie przy kurii platformy dialogu między rolnikami, myśliwymi i weterynarią. Odbyliśmy kilka takich spotkań, ale stwierdziliśmy, że to nie ma sensu. Rozmowy nie przyniosły spodziewanego skutku. Tzw. dobra zmiana miała wzniosłe ideały, ale niektórzy jej przedstawiciele do nich nie dorastają. Rozmawialiśmy z ministrem K. Jurgielem i Jackiem Boguckim, sekretarzem stanu w ministerstwie rolnictwa. Oni w kółko powtarzają to samo. Już nie można tego słuchać! Pycha i arogancja zgubiła do tej pory niejedną władzę. Ich przejawy znów widzimy na własne oczy. Sposób, w jaki zostali potraktowani tutejsi rolnicy, woła o pomstę do nieba! To grzech! Władza ma być przecież służbą – podsumowywał kapelan.
Gospodarczy sabotaż?
Ks. S. Chodźko poinformował zebranych o tworzącym się w regionie komitecie protestacyjnym. – Będę czuwał nad nim duchowo. To ma być protest masowy i mocny, ale zgodny z prawem. Chcemy, by nasz głos zabrzmiał głośno, na całą ścianę wschodnią. Będziemy protestować, bo nie mamy innego wyjścia. Spotkań takich, jak to dzisiejsze, były już dziesiątki – podkreślał kapłan.
Ostrych słów nie żałował także radny powiatu bialskiego Arkadiusz Maksymiuk. – Jako rolnicy i producenci jesteśmy zdziesiątkowani. W terenie coraz głośniej słychać, że mamy do czynienia z sabotażem gospodarczym. Chodzi o to, by zlikwidować zdrowe, małe, drobniejsze i trochę większe gospodarstwa rolne produkujące m.in. zdrową żywność, aby firmy zachodnie mogły się świetnie rozwijać i szybko zastąpić lukę. Łączna wysokość premii przyznanych pracownikom resortu rolnictwa w 2017 r. wyniosła prawie 6 mln zł. Wszyscy sekretarze i podsekretarze otrzymali premie w wysokości ponad 51 tys. zł. W tym samym czasie na walkę z ASF przeznaczono niespełna 4 mln zł – zauważył rozgoryczony radny.
Wizytacja z okna pociągu
Pod koniec spotkania do głosu dopuszczono przedstawiciela resortu środowiska. Szybko jednak okazało się, iż ma on niewielkie pojęcie o problemach rolników. Na początku podkreślił, że ustawa o prawie łowieckim musi pogodzić interesy trzech grup społecznych, tj. rolników, ekologów i myśliwych. Obecnie o jej ostatecznym kształcie dyskutuje się w senacie. – Odstrzał dzików odbywa się na podstawie rocznych planów łowieckich. W województwie lubelskim wykonano w tym roku już 93% tego planu. Pozyskano ponad 19 tys. sztuk dzików. Jadąc dziś pociągiem z Warszawy, widziałem, że szkód spowodowanych przez te zwierzęta jest dużo mniej niż rok temu – tłumaczył J. Czapla. Zebrani skwitowali te słowa gromkim śmiechem. – Populacja dzików powoli maleje. Nie można ich odstrzelić na raz. Są dobrem ogólnonarodowym, nie możemy doprowadzić do wyginięcia tego gatunku – podkreślił przedstawiciel resortu rolnictwa.
Potem skupił się na nowelizacji ustawy o prawie łowieckim. – Rolnicy zarzucali, że podczas szacowania strat myśliwi są sędziami we własnej sprawie. Teraz zgłoszenia o szkodach będą trafiały także do organów gminy. Jego przedstawiciel wejdzie w skład zespołu szacującego. Jeśli rolnik nie zgodzi się na proponowaną sumę, będzie mógł odwołać się w ciągu siedmiu dni od sporządzenia protokołu do nadleśniczego, który na nowo rozpatrzy sprawę i osądzi, jaka kwota powinna zostać wypłacona. Lasy Państwowe będą organizowały szkolenia dla przedstawicieli urzędów gmin – wyjaśniał J. Czapla. Tym przedstawicielem można ustanowić np. sołtysów. Pomysł wzbudził sporo kontrowersji. Rolnicy, wychodząc ze spotkania, powtarzali jak refren: straciliśmy tylko czas.
AWAW