Komentarze
Cieszcie się i radujcie!

Cieszcie się i radujcie!

Myślę sobie, że Pan Bóg musi mieć poczucie humoru. Dowodów na tę tezę można by przytoczyć wiele, ale mnie osobiście przekonuje sposób, w jaki czasem daje On prztyczka w nos niektórym ludziom - zwłaszcza tym, którzy zaczynają samych siebie traktować zbyt serio.

Tak właśnie odebrałem kontekst ogłoszenia przez papieża Franciszka jego najnowszej adhortacji apostolskiej Gaudete et exsultate. Papież ogłosił ją w uroczystość Zwiastowania Pańskiego, 9 kwietnia (choć podpisana została trochę wcześniej - 19 marca, w uroczystość św. Józefa). Dosłownie dwa dni przed ogłoszeniem dokumentu, czyli 7 kwietnia, odbyło się w Rzymie sympozjum pod dość dramatycznym tytułem: „Dokąd zmierzasz Kościele katolicki?”. W trakcie sympozjum trzech kardynałów oraz dwóch biskupów skierowało oskarżenie do papieża o herezję, za jaką uznają oni niektóre stwierdzenia adhortacji Amoris laetitia, odnoszące się do możliwości przystępowania do sakramentów świętych przez osoby rozwiedzione i żyjące w związkach niesakramentalnych.

Dosłownie dwa dni później ukazała się adhortacja „Gaudete et exsultate”.

Gdzie w tej sytuacji wzmiankowane poczucie humoru Pana Boga? Otóż „gaudete i exsultate” znaczy po łacinie „Cieszcie się i radujcie”. Słowa te pochodzą z Ewangelii według św. Mateusza (Mt 5,12). Zaś cały ich kontekst brzmi następująco: „Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami”.

Żeby było jasne, nie ujmuję gorliwości kardynałom, którzy zgłaszają swoje wątpliwości co do interpretacji nauczania obecnego papieża. Są przekonani, że czynią słusznie i zapewne kierują się troską o Kościół – choć swoiście rozumianą. Tylko nie umiem jakoś w tej sytuacji odpędzić skojarzeń z biblijnymi faryzeuszami. Oni też byli gorliwi. Oni też uważali, że trzeba bronić tradycji. Oni też bali się, że przyjęcie nauki Nazarejczyka spowoduje, że „przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród” (J 11,48). Ale Rzymianie i tak przyszli. Przyszli, bo przywódcy religijni nie potrafili odczytać znaków czasu. Nie potrafili zrozumieć, że Pan Bóg ma prawo działać poza ich schematami i proponować rozwiązania niestandardowe. I – zgodnie z zapowiedzią Jezusa – ze świątyni nie został kamień na kamieniu.

Jak na oskarżenia pod swym adresem reaguje sam papież? Miesiąc temu, podczas wizyty w Chile, zapytano go o to. Odpowiedział, że najpierw stara się zrozumieć, czy krytykujący nie mają racji. A później? „Słynne «zawsze tak było» panuje wszędzie, jest wielką pokusą, którą wszyscy przeżywamy” – mówił papież, po czym dodał: „Kiedy dostrzegam opory, staram się prowadzić dialog, o ile dialog jest możliwy; ale niektóre opory pochodzą ze strony osób uważających siebie za posiadaczy prawdziwej nauki i oskarżających o herezję. Kiedy w tych ludziach, w tym, co mówią lub piszą, nie znajduję dobroci duchowej, po prostu modlę się za nich. Przykro mi, ale nie zatrzymuję się nad tym uczuciem dla higieny psychicznej”.

Myślę, że najnowsza adhortacja jest najlepszą odpowiedzią na te oskarżenia. Zwłaszcza fragmenty mówiące o dwóch współczesnych herezjach: neognostycyzmie i neopelagianizmie. Pierwsza z nich mówi, że zbawia wiedza. Druga – że własny wysiłek i starania. A zbawia miłosierny Bóg we współpracy z człowiekiem, który na tę miłość odpowiada. Dlatego właśnie ta adhortacja jest tak ważna i dlatego będziemy do niej na łamach „Echa” wracać, a już w najbliższym numerze zamieścimy jej dokładne omówienie.

Ks. Andrzej Adamski