Opinie
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Droga do wieczności

Jeżdżą po Polsce, piszą bloga i dają świadectwo swego nawrócenia. Jak refren powtarzają: „Małżeństwo? Polecamy!” Oto oni: Monika i Marcin Gomułkowie!

W kwietniu byli gośćmi Nocnego Czuwania Młodych. Przyjechali we trójkę… a w zasadzie we czwórkę: z małym Adamkiem śpiącym w nosidełku i Zuzią przebywającą jeszcze pod sercem mamy. Młodzi, uśmiechnięci, pełni energii, żywa reklama małżeństwa. Opowiadali o sobie i o Bogu, żartowali, ale też nie ukrywali, że sakramentalne małżeństwo to wcale nie idylla. Na co dzień udzielają się na blogu poczatekwieczności.pl. Interesują się zagadnieniami związanymi z małżeństwem, narzeczeństwem i rodziną. Są mediatorami. Na blogu Marcin mówi o sobie tak: „Był umarły, a znów ożył. Pisze to tu, to tam. Z umiarkowanym parciem na szkło. Uczy się kochać. Mąż cudownej Żony. Tata rocznego Ancymonka. Uwielbia muzykę, sport i makaron. Często powtarza: „Bóg Cię kocha!”. Z kolei Monika określa siebie słowami: „Szalona Żona i Mama na pełen etat. W wolnych chwilach oddaje się vlogowaniu i dzieleniu się radością życia, bo podobno jej to wychodzi. Czasami w to nie dowierza, ale kiedy inspiruje, Jej serce się raduje!”

 

Na wstępnie przyznają, że ich droga do małżeństwa była bardzo wyboista. Przekonują, że najlepszym mediatorem w ich związku jest Pan Bóg. Mówią, że pochodzą z dwóch różnych światów, z różnych części Polski, że mieli zupełnie inne spojrzenie na życie. – Gdyby ktoś sześć lat temu powiedział, że będziemy siedzieli razem w bazylice kodeńskiej u Matki Bożej i dawali świadectwo, wybuchlibyśmy śmiechem – zaznacza Marcin. On pochodzi z Tychów, ona z Inowrocławia. Poznali się we francuskich Alpach. Teraz mieszkają w Toruniu.

– Pochodzę z tzw. kościółkowej rodziny. Od zawsze słyszałem, że Pan Bóg i wiara w Niego to bardzo ważne sprawy. Chodziliśmy do kościoła, byłem nawet ministrantem. W moim domu nie było patologii, przemocy, alkoholu czy wielkich kłótni. Widziałem jednak, że coś w nim szwankuje – wspomina M. Gomułka. Szybko dostrzegł, że wiara rodziców nie przekłada się na ich codzienne życie. Brakowało jedności i pokoju, były za to niesnaski.

– Myślałem: po co chodzić do kościoła, skoro żyjemy, jak żyjemy. To nic nie daje, nie przemienia nas. Zacząłem się izolować. Wpadłem w grzech nieczystości. Towarzyszyło mi okropne poczucie wstydu i lęku. Z nikim o tym nie rozmawiałem. To było jak bagno. Należałem wtedy do Oazy, jeździłem na rekolekcje, doświadczałem żywego Jezusa. Ot, takie podwójne życie… – mówi Marcin. ...

AWAW

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł